"Wrogowie publiczni" - recenzja
Dodane: 27-07-2009 20:59 ()
Ten film miał wszystko - plejadę gwiazd, na czele z Johnnym "ach, ten Johnny!" Deppem, fantastyczną historię, reżysera... A jednak jest dobry. Tylko dobry. Mógł być rewelacyjny, miał potencjał na stanie się kultowym obrazem.
Zawiódł Christian Bale - odgrywany przez niego Melvin Purvis nawet przy roli, którą stworzył w „Terminatorze: Ocalenie”, był drewniany. Jeżeli chodzi o Deppa, myślę że kilka scen z jego udziałem (np. moment, w którym John Dillinger wchodzi sobie beztrosko na posterunek policji do wydziału zajmującego się poszukiwaniem jego osoby, czy jest "obsługą" w szatni) jest po prostu wyśmienitych. Jednak mam wrażenie, że postać, którą wykreował była aż nadto schematyczna - w stylu "jestem taki butny, lubię brawurę, a przy tym mam klasę". Spodziewałam się, że będzie potrafił nadać nieco więcej głębi tak osobliwemu charakterowi.
Na pochwałę zasługuje obsadzenie w rolach drugo-, trzecio-, a nawet dalszoplanowych naprawdę ciekawych postaci kina. Zdobywczyni Oscara, Marion Cotillard, z trudem wybroniła się z powierzonego jej zadania. Z drugiej strony, kreowanie dziewczyny o nudnym życiorysie i taniej sukience, która nagle staje się kochanką ściganego przez policję we wszystkich stanach bandyty, nie daje zbyt wiele pola do popisu. Cóż taka dziewoja może robić, oprócz ślinienia się w stronę Dillingera i przekonywającego popłakiwania? Billie Frechette, miała być chyba właśnie taką małą, naiwną dziewczynką, nie potrafiącą się odnaleźć w sytuacji, w której posiadanie futra nie należy do świata marzeń, a zmartwienia są o wiele poważniejsze niż brak napiwku na posadzie w szatni. Cotillard udało się być na ekranie najzwyklejszą w świecie osobą, ale nie potrafiła sprawić, by widz uwierzył, że pomiędzy nią, a odgrywanym przez Deppa Dillingerem istnieje uczucie.
Moim zdaniem cała sfera emocjonalna „Wrogów publicznych” została nieco zepchnięta na bok, za cenę niemal dziennikarskiego pokazania tej niesamowitej historii. Reżyser, zamiast koloryzować, posługuje się skrajnym obiektywizmem, co samo w sobie jest niezwykłą nowością w sposobie tworzenia filmów gangsterskich. Jednak tak nowatorskie posunięcie sprawia, że trudno przywiązać się do bohaterów, a cóż dopiero ich polubić. Drażliwą kwestią wydaje się być użycie tzw. kamery z ręki. Oczywiście, było to do przewidzenia, w końcu na krześle reżyserskim zasiadał Mann. Nie jestem entuzjastką tego zabiegu, zwłaszcza w scenach akcji, gdzie naprawdę utrudniało mi to skupienie się (czyt. biadolenie półślepego astygmatyka), ale fanów tego twórcy na pewno to nie odstraszy. Poza tym nie mogę się przyczepić - zdjęcia były wręcz wzorowe, a szybki montaż pomógł, a nie zaszkodził charakterowi produkcji. Szkoda tylko, że dostrzegało się wiele odwołań do wcześniejszej ”Gorączki”, a sekwencje strzelanin i pościgów wydawały mi się niekiedy przeciągnięte w nieskończoność. Także muzyka trzymała poziom, ale uważam, że nie wzmacniała w żaden sposób emocji ukazanych na ekranie.
„Wrogowie publiczni” to obraz godny polecenia jako zupełnie nowe podejście do klasycznego dramatu gangsterskiego. Muszę jednak przyznać, że nie byłam nim zachwycona po wyjściu z seansu. Głównie ze względu na „usterki” aktorskie, a także swoiste oczyszczenie niezwykłej opowieści o Dillingerze z uczuć, i tego, co niektórzy nazywają magią kina - kwestii, zapadających nam głęboko w pamięci, i scen, które dzięki swojemu rozmachowi przechodzą do historii.
6/10
Tytuł: "Wrogowie publiczni"
Reżyseria: Michael Mann
Scenariusz: Ann Biderman, Michael Mann, Ronan Bennett
Obsada:
- Johnny Depp
- Christian Bale
- Marion Cotillard
- Channing Tatum
- Stephen Dorff
- John Ortiz
- Giovanni Ribisi
- David Wenham
- Billy Crudup
- Lili Taylor
- Emilie de Ravin
- Leelee Sobieski
- Diana Krall
Muzyka: Elliot Goldenthal
Zdjęcia: Dante Spinotti
Montaż: Paul Rubell, Jeffrey Ford
Kostiumy: Colleen Atwood
Czas trwania: 143 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...