"X-Men Geneza: Wolverine" - recenzja
Dodane: 29-04-2009 15:02 ()
Na ten obraz fani czekali od lat. Odkąd wytwórnie filmowe zaczęły masowo wykupować prawa do ekranizacji komiksów i powstał "X-Men", chyba każdy spodziewał się, że wcześniej czy później Wolverine wystąpi w oddzielnej produkcji. Już po zakończeniu zdjęć do "X-2" zapowiedziano ekranizacje "biografii" nie tylko Logana, ale i Magneto oraz Storm, a tuż przed ukończeniem zdjęć do tego pierwszego, FOX ogłosił, że powstaną co najmniej trzy części. O filmie zrobiło się głośno miesiąc przed premierą, kiedy to nieukończona wersja "GENEZY" trafiła do Internetu. Czy warto było czekać?
Z uwagą śledziłem wszelkie doniesienia o produkcji. Podobnie, jak większość fanów byłem zakłopotany decyzją FOXa o przekazaniu projektu w ręce Gavina Hooda, który w Polsce znany jest chyba tylko z drugiej ekranizacji "W pustyni i w puszczy". Nie mniejsze zamieszanie spowodowało przyznanie filmowi kategorii "od lat 12", wszakże historie o urodzonej maszynie do zabijania, wyposażonej w niezniszczalny szkielet oraz sześć ostrych jak brzytwa pazurów, to raczej nie jest obraz dla całej rodziny. W końcu „Wolverine: Origins” wyświetlono na specjalnym pokazie przedpremierowym w pobliskim kinie, a ja, pełen nadziei oraz obaw, zasiadłem w fotelu odtwarzając w pamięci urywki ze wszystkich zwiastunów oglądanych w sieci.
Moje ogólne wrażenie o produkcji jest takie, że twórcy chyba nie za bardzo wiedzieli, o co właściwie ma chodzić w ORIGINS. Moją teorię podpierają różnego rodzaju wpadki, przez które film wygląda jak nieprzemyślany, robiony nieco w pośpiechu. Tymczasem historię Wolverine'a należało rozpisać w czasie, nie poganiać. Zarówno albumy "Origins" jak i "Weapon X" (czyli dzieciństwo i młodość Logana oraz okoliczności, w których stracił pamięć, a zyskał adamantowy szkielet), jak i niektóre pozostałe komiksy, były dość ambitnymi projektami i uważam, że należało się na nich wzorować, a nie tylko delikatnie do nich nawiązać. Dla dojrzałego czytelnika i fana to właśnie wewnętrzne dramaty Logana są najatrakcyjniejszym zagadnieniem - nie zadowolą się oni zwykła rąbaniną (która tutaj jest bardzo "grzeczna", z minimalną ilością krwi). Ponadto widzowie, którzy Wolverine'a znają jedynie z ekranizacji „X-Men” bądź też nie znają tej postaci wcale, w moim odczuciu zasłużyli na możliwie dokładne i spójne wprowadzenie do świata tego popularnego mutanta Marvela. Jeżeli tworzy się film o "początkach" bohatera, uważam że jest to zwyczajnie najważniejsze. Zrozumiał to Nolan zaczynając od nowa historię Batmana, ale Gavin Hood poprzeczki ustawionej przez Singera i Ratnera nie przeskoczył.
Niby jest Rosomak, Sabretooth, Gambit i wiele, wiele innych postaci. W zasadzie są tam wszystkie elementy z komiksów oraz nawiązania do trylogii „X-Men”. Niestety, całość wydaje się bardzo słabo dopasowana do siebie i właśnie to wrażenie braku zazębiania się elementów pogrąża produkcję. Wieloczęściową sagę „Origins” stłoczono bodajże w czasie pierwszych pięciu minut, stosując tak dalece posunięte zmiany, że aż żal serce ściska. Całemu filmowi brakuje magii, jaką pokazał nam Singer w dwóch odsłonach „X-Men”. Aktorzy spisują się średnio, nie istnieje chemia między Wolverinem a Silver Fox, młody Logan nie zachowuje się jak straumatyzowane dziecko. Reakcje postaci, gra aktorów NIE PRZEKONUJĄ. Fabuła powinna być płynna, aby widz obserwował rozwój wątków oraz ich wzajemne przenikanie się. Pewne rzeczy muszą po prostu WYNIKAĆ z określonych zachowań postaci.
W filmie Gavina Hooda dużo jest rzeczy, które zwyczajnie istnieją i kropka - czemu Gambit walczy z Loganem w okolicznościach przedstawionych w filmie? Bo tak. Wątek Logana jako postaci wewnętrznie rozdartej został potraktowany po macoszemu. Akcja jest przewidywalna, a czasami budzi skojarzenia, które zupełnie nie powinny mieć miejsca. Czołówka rodem z "Jaj w tropikach", scena na farmie z udziałem staruszków nawet osobom średnio zorientowanym skojarzy się z Supermanem. Skoro już jestem przy farmie nie sposób zapomnieć o wielkiej wpadce speców od efektów specjalnych, którzy pazury Logana w scenie w łazience namalowali chyba w windowsowym paincie. Konflikt między Wolverinem, a jego nemezis, Victorem Creedem, nie ma wystarczających podstaw ani też motywu by się ciągnąć. To zwykłe oklepane zagrania znane z filmów klasy C traktujące o zemście "twardziela". Widoczny jest brak humoru znanego z trylogii spod znaku "X", który śmieszył każdego - gagi w "Genezie" wydają się wymuszone.
„X-Men Geneza: Wolverine” jako film nie jest zły, ale nie wybija się ponad przeciętność. Kilka wątków się broni (Deadpool), niektóre równają do średniej pod koniec, ale nadal jest to długi teledysk, a nie prawdziwy obraz. I najbardziej boli to, że z takim materiałem (komiksy) nie było mowy o wpadce, a kilkanaście scen wystarczyło dopracować, aby prezentowały się dużo lepiej. To wszystko było do wykonania, więc tym bardziej na usta ciśnie się słowo "dlaczego?". Dlaczego nie zrobiono tego lepiej? Zdaje sobie sprawę, że to tylko film. Ciężko jest utrzymać spójność w fikcyjnej opowieści, nie ma co czepiać się fizyki w historiach o mutantach, którzy z założenia potrafią ją naginać. Niestety, tej płytkiej i przewidywalnej historii po prostu nie kupuję.
Osobiście boli mnie to, że ludzie wyjdą z kina opluwając produkcję, a przy okazji głównego bohatera oraz fanów komiksów, traktując ich jak idiotów, którzy ślinią się widząc każdą historię i herosów. Potrzeba było solidnego scenariusza, aby zainteresować widza obrazem, którego zakończenia można się domyślać (wiele postaci z „Genezy” pojawia się w trylogii „X-Men”, co sugeruje od razu, że wyjdą cało z opresji). Tak niewiele zabrakło mi do szczęścia...
P.S. Konia z rzędem widzowi niebędącemu fanem, który skojarzy Sabretootha z Wolverinem i pierwszej części „X-Men”.
P. P. S - w czasie napisów końcowych ukryto dwie dodatkowe sceny - warto nie wychodzić z kina zaraz po zapaleniu świateł, chociaż wielu z was może mieć ochotę...
Ocena - 6 na 10 za pierwszy seans filmowy, 5 na 10 przy każdym kolejnym obejrzeniu.
Tytuł: "X-Men Geneza: Wolverine"
Reżyseria: Gavin Hood
Scenariusz: David Benioff
Obsada:
- Hugh Jackman - Wolverine
- Ryan Reynolds - Deadpool
- Dominic Monaghan - Beak
- Kodi Smit-McPhee - Młody Logan
- Daniel Henney - Agent Zero
- Kevin Durand - Blob
- Liev Schreiber - Victor Creed
- Danny Huston - William Stryker
- Taylor Kitsch - Gambit
- Lynn Collins - Silver Fox
- Will i Am - John Wraith
- Tim Pocock - Scott Summers
- Tahyna Tozzi - Emma Frost
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Zdjęcia: Donald McAlpine
Montaż: Nicolas De Toth, Megan Gill
Kostiumy: Kym Barrett
Czas trwania: 107 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...