"Nieproszeni goście" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 16-05-2009 15:51 ()


Z terminem „nieproszeni goście” spotykamy się zazwyczaj w sytuacji, kiedy mówimy o osobach, których nie chcemy spotykać bądź ich wizyta jest nam szczególnie niepożądana. Po seansie filmu można się zastanawiać co dokładnie twórcy rozumieli pod tym pojęciem, ponieważ z przebiegu akcji obrazu wynika, iż jest to jedynie pusty frazes, chwyt marketingowy mający na celu ściągnięcie do kin większe rzesze widzów. Bracia Guard snują swoją opowieść o demonach nawiedzających nas nie tylko w fikcyjnym świecie, ale również kryjących się w naszych głowach.

Annę poznajemy podczas jej terapii w zakładzie psychiatrycznym. Dziewczyna ma koszmary związane z traumatycznym przeżyciem - śmiercią matki. Była świadkiem całego zdarzenia, a teraz stara się odkryć, co oznaczają jej sny. Dzięki szybkiej i udanej kuracji zostaje zwolniona do domu, gdzie z utęsknieniem czekają na nią ukochany ojciec, siostra Alex i.... przyszła macocha. Nowa partnerka taty nie przypada jej do gustu, tym bardziej, że przez szmat czasu opiekowała się ona chorą matką obu dziewczynek. Ponadto pamięć Anny zaczyna dostarczać coraz więcej dowodów na to, że macocha odegrała istotną rolę w tragedii, jaka dotknęła jej rodzinę. 

Dzieło braci Guard, bazujące w pewnym stopniu na koreańskim pierwowzorze „Opowieści o dwóch siostrach”, nie poraża oryginalnością, a wręcz przeciwnie jest zlepkiem tanich chwytów ze znanych horrorów. Scen, w których można się naprawdę przerazić jest jak na lekarstwo. Kiedy na ekranie pojawia się maszkara to ma się nieodparte wrażenie oglądania kolejnego „Ringu” lub zbliżonej do niego produkcji.

W moim przekonaniu twórcy postawili sobie zbyt ambitne cele. Pomiędzy urojeniami i omami głównej bohaterki starają się utrzymać w kupie sens całej opowieści. Jeżeli nawet nie wszystko można racjonalnie wytłumaczyć to do dyspozycji pozostają retrospekcje, wyjaśniające kolejne niuanse odkrywanej krok po kroku tragedii. A nuż uda się nabrać kilku widzów. „Nieproszeni goście” sprawiają wrażenie poszatkowanego dzieła, w którym autorzy starają się połączyć w logiczną całość tajemnicę skrywaną przez macochę, pojawiające się duchy dzieci czy upiory żywcem wyjęte z azjatyckiego horroru. Wprawdzie wprowadzają sceny i podpowiedzi sugerujące widzowi  prawdziwy bieg wypadków, co jednak nie zmienia faktu, że za bardzo dążą do jak największego zaplątania historii.  

Podczas seansu wielokrotnie można zadawać pytanie czy dana scena z udziałem bohaterki to jawa czy sen, nie otrzymując klarownej odpowiedzi. Poziom zagmatwanie narasta poprzez wprowadzenie kolejnych elementów niekoniecznie związanych z wątkiem przewodnim.  Nie od dziś wiadomo, że człowiek swoje najgorsze wspomnienia chowa głęboko w umyśle, co czasami może doprowadzić do kryzysu tożsamości czy też schizofrenii, często powodującej zaburzenia świadomości i percepcji (trafnie pokazanej chociażby w „Pięknym umyśle”). Podążając tym tropem twórcy przekonują nas, że choroba może spowodować u człowieka przeróżne fantasmagorie. Czy nie jest to zbyt daleko idąca interpretacja?

Aktorstwo w obrazie nie odznacza się niczym szczególnym, raczej jest przeciętne. Poziom adrenaliny podtrzymuje Elizabeth Banks kreująca rolę Rachel, która z iście przesłodzoną, a zarazem upiorną minką, co chwila pakuje się w życie Anny. W pewnym momencie ma się ochotę, aby pokazała swoje prawdziwe oblicze, zmieniła się w potwora, demona, co niestety nie następuje. Wędrując pomiędzy zawiłościami scenariusza docieramy do upragnionego finału, który może zaskoczyć, mimo że jest dość znanym rozwiązaniem. Ponadto można odczuć, iż nie do końca takiego obrotu sprawy się spodziewaliśmy.  

„Nieproszeni goście” są w stanie przerazić jedynie tych widzów, którzy już na widok cienia gałęzi padającego na ścianę ze strachu przykrywają się kołdrą i wypowiadają niczym mantrę - idź i zostaw mnie w spokoju. Pozostali wynudzą się setnie przekonując się, że nie warto było marnować czasu i pieniędzy. Amerykanie mają poważny problem, a być może nawet kompleks - ich kino grozy sprzedaje się słabo, a kolejne produkcje zawodzą na całej linii. Stworzyć słaby horror to nie sztuka, lecz nakręcić taki, który wstrząśnie odbiorcą i będzie śnił  mu się po nocach to zadanie godne mistrza.

P.S. Byłbym zapomniał o najważniejszym, co w takiej drugoligowej produkcji robi David Strathairn? Przecież to dopiero jest prawdziwy horror.

3/10

Tytuł: "Nieproszeni goście"

Reżyseria: Charles Guard, Thomas Guard     

Scenariusz: Craig Rosenberg, Carlo Bernard, Doug Miro

Obsada:

  • Emily Browning
  • Arielle Kebbel
  • David Strathairn  
  • Elizabeth Banks
  • Kevin McNulty
  • Don S. Davis  

Muzyka: Christopher Young     

Zdjęcia: Dan Landin

Kostiumy: Trish Keating

Czas trwania: 87 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...