"Trolle z Troy": "Trollimpiada" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 26-04-2009 14:53 ()


Twórcom serii „Trolle z Troy” powoli zaczyna brakować pomysłów na scenariusze kolejnych albumów. Tym razem postanowili skorzystać z dość wyświechtanego modelu, wysyłając futrzanych bohaterów na zawody sportowe - tytułową Trollimpiadę.

Wielki mędrzec, czcigodny Risto Furiatu, pod wpływem męczących go w nocy koszmarów, wpadł na iście diabelski plan. Wykoncypował, iż stworzy podległą sobie grupę protektorów Eckmul, armię trolli składającą się z najsilniejszych i najsprawniejszych kreatur. W tym celu postanowił przeprowadzić casting do tej unikalnej drużyny, poprzez organizację zawodów sportowych dla  trolli. Znając upodobania krwiożerczych stworów, mag doskonale zdawał sobie sprawę, że triumfatorzy sportowych zmagań mocno sponiewierają swoich przeciwników. Jego genialny, acz prosty plan z jednej strony miał przysporzyć miastu niewolników-obrońców, z drugiej pozbyć się pozostałych futrzaków.

Żądne sławy i popularności bestie bez namysłu podchwyciły ten pomysł i stanęły do walki, tzn. rywalizacji między poszczególnymi stadami. W grupie odważnych sportowców i sportsmenek nie mogło zabraknąć naszych  znajomych z wioski Falomp – Tetrama, Wahy i Profiego.

Fabuła, jak to często bywa w przypadku omawianej serii, jest prowadzona w nieco awanturniczym tonie z dodatkiem sporej ilości krwawych flaków i innych pożeranych żywcem stworzeń. Tylko najodważniejsi z odważnych potrafią zjeść owcę nie bacząc na futro (przyszłą wełnę). Mimo usilnych starań organizatorów zawodów, trolle wymyślają wiele własnych, niezwykle oryginalnych konkurencji, jak sikanie na odległość, tresura much czy "aftyfnyfne fkoki". Nie wspominając już nawet o tym, że przypadkowi ludzie kręcący się w okolicy, stanowią dla nich idealny instrument do pogłębiania sportowych umiejętności. Dla trolli nie ma żadnych ograniczeń, nawet olbrzymie fetaury nie mogą czuć się bezpieczne.

Pomimo kolejnych atrakcji prezentowanych przez twórców, „Trollimpiada” na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z „Asteriksem na igrzyskach olimpijskich”. Dyscypliny wprawdzie różnią się diametralnie, ale pomysł na fabułę wydaję się bardzo podobny. Prawdę powiedziawszy dzieło Uderzo pozostawia dużo lepsze wrażenie niż jedenasty tom serii o trollach.  Spora część pomysłów Arlestona to dobrze znane z poprzednich części gagi i humor, które rozbawią do rozpuku już tylko najwytrwalszych fanów Tetrama i spółki. Odpowiednia dawka rozrywki w połączona z rzezią dokonywaną przez bohaterów to znak rozpoznawczy wszystkich tomów cyklu.

Najnowsze „Trolle z Troy” polecam głównie zagorzałym wielbicielom serii, ponieważ oni odnajdą w albumie znane i uwielbiane przez siebie motywy. Pozostałym raczej odradzam lekturę dzieła, które jest typowym komiksem na jeden raz i nie bawi już w takim stopniu, jak pierwsze epizody.

 

Seria "Trolle z Troy" tom 11

Tytuł: "Trollimpiada"

Scenariusz: Scotch Arleston

Rysunek: Jean-Louis Mourier

Kolor: Claude Guth

Tłumaczenie: Maria Mosiewicz

Wydawca: Egmont

Data wydania: 03.2009

Liczba stron: 46

Format: 215x290 mm

Oprawa: miękka

Druk: kolor

Cena: 26,90 zł


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...