„Nieskończony Kryzys” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 19-09-2018 23:10 ()


Wraz z zakończeniem publikacji „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” oraz podliczeniu wpływów ze sprzedaży zmodernizowanych tytułów wydawcy tego tytułu ówcześni włodarze DC Comics mogli pogratulować sobie wzorcowo wykonanego zadania. Perypetie Supermana według Johna Byrne’a sprzedawały się powyżej oczekiwań, George Pérez olśnił czytelników swoją wizją Amazonki Diany, a komiksy o Mrocznym Rycerzu okazjonalnie omawiano w głównonurtowych mediach. Czas jednak nie stoi w miejscu i wystarczyło ledwie kilka sezonów, by w uniwersum, w którym zwykły udzielać się m.in. wspomniane osobowości, znowu nagromadziło się mnóstwo niekoniecznie trafnie przemyślanych konceptów.

Na etapie pierwszych lat XXI w., gdy specjalizujące się w superbohaterskiej konwencji wydawnictwa ledwie co zdążyły wydobyć się z branżowej zapaści, ta sytuacja ulegała pogłębieniu w zastraszającym wręcz tempie. Brak ścisłej koordynacji produkcji oraz nie zawsze fortunne decyzje zarządu sprawiły, że pogłębiający się chaos raz jeszcze stał się znakiem rozpoznawczym głównego konkurenta Domu Pomysłów. Ta zaś okoliczność siłą rzeczy nie sprzyjała pozyskiwaniu nowego pokolenia czytelników gubiących się w zawiłościach mitologii poszczególnych protagonistów. Nie dość na tym także sprawdzeni fani, dotąd wierni ikonicznym markom DC Comics, coraz łaskawszym okiem spoglądali na tytuły spoza oferty „wielkiej dwójki” takie jak „Hellboy”, „Zbir” czy „Żywe trupy”. Nic zatem dziwnego, że na etapie lat 2002-2003 sprzedaż komiksów z „gwiezdnym” logo powoli, acz zauważalnie malała. Sukces bardzo dobrze przyjętego „Kryzysu tożsamości” z roku 2004 tylko częściowo zdołał zahamować tę tendencję. W zaistniałej sytuacji pozostało już tylko jedno wyjście: wielkie sprzątanie. Do tego na skalę porównywalną z legendarnym „Kryzysem na Nieskończonych Ziemiach”.

Podobnie jak miało to miejsce w pamiętnych latach 1985-1986 także tym razem „siły sprawcze” DC Comics zdecydowały się powierzyć rozpisywanie „Nieskończonego Kryzysu” (bo taki tytuł nadano temu projektowi) najlepiej rokującemu naonczas scenarzyście. Był nim nie kto inny jak ceniony przez fanów Flasha i Hawkmana Geoff Johns, realizator przywrócenia do chwały Hala Jordana, od czasów mini-serii „Day of Judgment” pozostającego w symbiozie z Duchem Zemsty znanym jako Spectre (notabene napisanej właśnie przez Johnsa). Przygotowaniom do tego przedsięwzięcia towarzyszył z dawna niespotykany rozmach. Dość wspomnieć, że jej publikacje poprzedziły aż cztery obejmujące znaczne przestrzenie uniwersum DC wydarzenia: „Day of Vengeance”, „The Omac Project”, „Rann-Thanagar War”, „Villains United”, a także wydanie specjalne „Countdown to Infinite Crisis”. Miesiące oczekiwania poprzedzone przemyślaną marketingową grą zrobiły swoje i podobnie jak o rok wcześniejszy „Kryzys tożsamości, również ta propozycja wydawnicza uplasowała się na szczytach rankingów sprzedaży, ustępując pola jedynie bestselerowej „Wojnie domowej”.

Z czym zatem w niniejszej opowieści mamy do czynienia? Z pozoru ze standardowym zagrożeniem wymagającym uczestnictwa w jego zażegnaniu znacznej części superbohaterskiej społeczności. Im dalej jednak wgłębiamy się w ów utwór, tym w większym stopniu okazuje się, że ranga tego wydarzenia zdecydowanie przerasta nawet zachwianie politycznej i ekonomicznej równowagi, którą okazała się dla galaktyki zbrojna konfrontacja pomiędzy Thanagaryjczykami a mieszkańcami planety Rann. W grę wchodzi bowiem zachowanie struktury czasoprzestrzeni z niemałym trudem ustabilizowanej wraz z powstrzymaniem Antymonitora. A to z tego względu, że jej dalsze trwanie w obecnej postaci stanęło pod znakiem zapytania. Także za sprawą ocalałego z Ziemi-2 wiekowego Kal-Ela obserwującego bieg spraw w „jedynym prawdziwym” wszechświecie spoza międzywymiarowej bariery. A jak już chwilę temu zasygnalizowano, nie dzieje się w nim dobrze. W efekcie poczynań związanych z uruchomieniem satelity znanego jako Brat Oko zaufanie przedstawicieli Ligi Sprawiedliwości wobec Batmana ulega uzasadnionemu nadwątleniu, w różnych częściach świata dają o sobie znać OMAC-i, współdziałające ze sobą hanzy superłotrów masakrują m.in. Bojowników Wolności, a Duch Zemsty dotąd sprzężony z duszą Jima Corrigana (notabene charakterologicznie poturbowanego przez twórców serii „Gotham Central”) daje niczym nieskrępowany upust swojej żądzy destrukcji. A to tylko część niepokojących zjawisk, które sprawiają, że wspomniany Superman doby Złotej Ery dochodzi do wniosku, że czas zastąpić ów spowity mrokiem i przemocą wszechświat jego macierzystą rzeczywistością. I co więcej, może on liczyć w tym zamierzeniu na wsparcie potężnych aliantów: Superboya Pierwszego z Ziemi-Pierwszej oraz Aleksandra Luthora z Ziemi-3. To właśnie ów sojusz okaże się zasadniczym – choć nie jedynym – wyzwaniem dla wszystkich dążących do zachowania dotychczasowego status quo czasoprzestrzeni.

Odpowiedzialny za fabularną stronę projektu zespół twórców niewątpliwie uderzył w tzw. wysokie tony, porywając się tym samym na arcytrudne zadanie. Wszak już tylko koordynacja wydarzeń przybliżonych zarówno na stronicach mini-serii, jak i ówczesnych tytułów DC Comics wymagała nie lada zdolności logistycznych. Tym bardziej że znaczny natłok wydarzeń oraz ogrom uczestniczących w nich postaci generował ryzyko utraty spójności fabularnej tak w pierwszym, jak i w drugim przypadku. Fortunnie dla tego przedsięwzięcia Geoff Johns oraz wpierający go specjaliści w zakresie niuansów uniwersum DC stanęli na wysokości zadania i tym sposobem odbiorcy niniejszej pozycji otrzymali epicką i autentycznie przełomową opowieść, po której faktycznie „nic już nie było takie samo” (a przynajmniej nie do końca). Wieloświaty – choć w ograniczonej do 52 równoległych wszechświatów liczbie – zostały odtworzone. Część dotąd marginalnych osobowości (by wspomnieć choćby Booster Golda) wróciła do łask czytelników, a niektóre tytuły restartowano (np. nadspodziewanie dobrze odebrane „JSA” zastąpiono miesięcznikiem „Justice Society of America vol.3”) bądź też przeformułowano („Hawkgirl” w miejsce „Hawkman vol.4”). Zmodernizowano ponadto wizerunki licznych postaci tego wszechświata przestawionego – by wspomnieć J’onna J’onnza, Aquamana i zupełnie nową wersję Blue Beetle’a. Mało tego! Ówczesny redaktor naczelny wydawnictwa w osobie Dana Didio forsował zamysł, by wraz z zakończeniem prezentacji „Nieskończonego Kryzysu” rewitalizować całość oferty według wdrożonego pięć lat później modelu znanego jako „Nowe DC Comics!”. Owe śmiałe zamierzenia ograniczono co prawda do wspomnianych zabiegów oraz inicjatywy znanej jako „One Year Later”. Niemniej już tylko ta okoliczność wystarczyła, by na kilka kolejnych sezonów metaludzie spod wspomnianego szyldu wydawniczego po raz kolejny zwrócili uwagę coraz bardziej rozkapryszonych odbiorców komiksowych produkcji. Stąd w swojej kategorii „Nieskończony Kryzys” słusznie uznawany jest za jedno z najbardziej przełomowych i zarazem najbardziej udanych tego typu przedsięwzięć.  

Niewykluczone, że część polskich czytelników nie w pełni rozeznanych w zjawiskach zaistniałych w ówczesnych tytułach najbardziej długowiecznego póki co wydawcy superbohaterskich produkcji momentami może poczuć się nieco zdezorientowana. I nic dziwnego, bo podobnie jak Marv Wolfman przy okazji tworzenia najsłynniejszego z „Kryzysów”, także Johns i wspierający go zespół pełnym garściami czerpali z zasobów sięgającej połowy lat 30. XX w. historii uniwersum DC. Toteż w kadrach wręcz roi się od często mało znanych (także amerykańskim odbiorcom) postaci, które miały okazje dać o sobie znać na przestrzeni tych już przeszło ośmiu dekad rynkowego bytu wydawnictwa.  

Nawiązań do „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach” nie zabrakło także w popisach zaangażowanych w ten projekt plastyków. Nie tylko dlatego, że wśród nich odnajdujemy George’a Péreza i Jerry’ego Ordwaya, którzy walnie przyczynili się do sukcesu mini-serii z lat 1985-1986. Pozostali artyści – w tym zwłaszcza Phil Jimenez odpowiedzialny za zilustrowanie przeważającej części „Nieskończonego Kryzysu” – również nie szczędzili użytkowanych przez nich narzędzi oraz talentów, by niejako „wyczarować” obejmujące liczne sfery wszechstworzenia realia trawione ambicją i poczynaniami m.in. Aleksandra Luthora. Mnogość postaci i odniesień do wydarzeń rozgrywających się w innych publikacjach DC Comics zostało ujęte z pełną precyzją i manierą charakterystyczną dla estetyki prawdopodobnie najbardziej udanego okresu działalności tego wydawcy, tj. z lat 1985-1994. Siłą rzeczy ta okoliczność może nie przypaść do gustu tej części komiksowej braci, która zwykła z zadowoleniem sycić się dokonaniami współcześnie wziętych twórców takich jak m.in. Fiona Staples i Jeff Lemire. Trudno bowiem posądzić wcześniej wspomnianych o skłonność do upraszczania formy tak jak ma to miejsce w przypadku współtwórczyni „Sagi” i jej cenionego m.in. za „Łasucha” kolegi po fachu. Pieczołowitość charakteryzująca model stylistyczny stosowany przez Jimeneza czy Ordwaya jest jednak optymalna dla tej rangi wydarzenia i jej wybór wydawał się w pełni uzasadnionym posunięciem. Także z powodu wspominanego zamiaru nawiązania do wcześniejszego o dwie dekady „Kryzysu…”. Czytelnicy akceptujący ten sposób ujmowania superbohaterskiej konwencji z pełnym przekonaniem mogą po ten tytuł sięgać. Powstał on bowiem z myślą właśnie o nich.

 

Tytuł: „Nieskończony Kryzys”

  • Tytuł oryginału: „Infinite Crisis”
  • Scenariusz: Geoff Johns
  • Szkic: Phil Jimenez, George Pérez, Jerry Ordway, Ivan Reis
  • Tusz: Andy Lanning, Oclair Albert, Marlo Alqiuza, Marc Campos, Wayne Faucher, Drew Geraci, Jerry Ordway, Jimmy Palmiotti, Sean Parsons, George Pérez, Norm Rapmund, Ivan Reis, Lary Stucker, Art Thibert
  • Kolory: Jeremy Cox, Guy Major, Rod Reis, Tanya i Richard Horie
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wstęp: Dan Didio
  • Posłowie: Kamil Śmiałkowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wydania oryginalnego: 16 stycznia 2008 r.
  • Data publikacji wydania polskiego: 22 sierpnia 2018 r.
  • Oprawa: twarda z obwolutą
  • Format: 18 x 27,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 264
  • Cena: 99,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „Infinite Crisis” nr 1-7 (grudzień 2005-czerwiec 2006).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus