„Mandalorianin: Sezon pierwszy” część druga - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 17-03-2024 22:29 ()


Gdy cztery i pół roku temu na ekranach debiutował „Mandalorianin”, żyliśmy w nieco innej rzeczywistości – i nie tylko dlatego, że były to ostatnie przedpandemiczne miesiące. „Obi-Wan Kenobi”, „Ahsoka” i szereg innych projektów nawet nie było jeszcze w planach (a przynajmniej nie w formie, którą ostatecznie ujrzeliśmy), a kształt serialowego uniwersum Star Wars pozostawał jedną wielką niewiadomą. Czy to za sprawą bycia autentycznie dobrym serialem, czy też samej otoczki – bądź co bądź nie było jeszcze nigdy aktorskiego serialu Star Wars dla dorosłych – „Mando” podbił szturmem streaming i internet, i, cóż, reszta jest historią. A teraz możemy nieco powrócić do tej magii sprzed pół dekady za sprawą drugiej części adaptacji komiksowej pierwszego sezonu serialu. A przynajmniej spróbować powrócić.

Adaptacje książkowe czy komiksowe pisane na podstawie scenariuszy, choć na pewno nie są stuprocentowo wierne dziełu wypuszczonemu w kinie – czy jak w tym wypadku, w streamingu – mają jednak tę przewagę, że dają od siebie coś ekstra. Najczęściej niezamierzenie, jak sceny ostatecznie z filmu wycięte czy wybrzmiewające inaczej, bo w trakcie kręcenia lub dokrętek dialogi nieco się zmieniają, czasem autor bardziej się postara, dokładając parę cegiełek od siebie. A czasem adaptacje idą w całkiem innym kierunku, czego świetnym przykładem niech będzie komiksowe „The Force Unleashed II” – tu komiks skupił się tylko i wyłącznie na roli Boby Fetta w wydarzeniach z gry, i wyszło naprawdę nieźle!

„Mandalorianin: Sezon pierwszy – części druga” nie daje od siebie nic. Jest to tak wierna adaptacja, że dialogi są przepisane słowo w słowo (na tyle, na ile jestem w stanie to stwierdzić po tylu latach, i obejrzawszy serial po angielsku, bez polskich napisów), sceny skadrowane identycznie, fabuła ta sama, bez wyciętych scen, bez dodatkowych dialogów, bez zamierzonych lub niezamierzonych zmian. Jest 1 do 1 to samo, czyli totalnie do kitu.

Gdy pisałem recenzję pierwszego tomu, napisałem, że to wszystko czyniło go najbardziej niepotrzebnym produktem z logo „Star Wars”, jaki kiedykolwiek trzymałem w swoich rękach. Dzisiaj mogę powtórzyć swoje słowa 1 do 1, z tą tylko różnicą, że teraz fanem jestem o rok dłużej, bo już 23 lata. Będę nawet złośliwszy i korzystając z faktu, że komiks małpuje serial, ja zmałpuję swoją recenzję i napiszę (prawie) dokładnie to samo, co napisałem wówczas: nic nie usprawiedliwia stworzenia tej adaptacji, przynajmniej pod kątem artystycznym. Nawet rysunki są średnie, by nie rzec karygodnie mierne.

Nie kupujcie tego komiksu. Szkoda pieniędzy i czasu. Jeśli chcecie sobie przypomnieć fabułę pierwszego sezonu „Mandalorianina” – co jest moim zdaniem jednym jedynym zastosowaniem dla tego komiksu – są tańsze i bardziej satysfakcjonujące na to sposoby. Ba, nie tylko tańsze, ale też i o wiele lepsze dla nas jako fanów i konsumentów, którzy nie powinni się godzić, by tworzono produkty takie, jak rzeczona adaptacja komiksowa: bezczelne i niepotrzebne kopie innych dzieł. Nie napędzajcie tej disnejowsko-marvelowskiej machiny i nie sięgajcie po adaptację „Mandaloriania”, czy tą, czy też kolejne, które – na co mam szczerą nadzieję – nie ukażą się nigdy na polskim rynku.

 

Tytuł: Mandalorianin: Sezon pierwszy część druga 

  • Scenariusz: Rodney Barnes
  • Rysunki: Georges Jeanty
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data premiery: 28.02.24r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 136 stron
  • Format: 167x255
  • ISBN: 9788328164444
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus