"Dzień Niepodległości: Odrodzenie" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 29-06-2016 21:44 ()


Nie ulega wątpliwości, że Roland Emmerich to doświadczony luminarz kina, który nie ma sobie równych w tworzeniu wizji iście apokaliptycznych, ogromu zniszczeń czy też obrazów tak przeładowanych patosem, że aż zabawnych. Należy pamiętać, że jego Dzień Niepodległości, a wcześniej również Gwiezdne wrota, przecierały szlaki kina s-f dla masowego widza, stając się kultowymi i niezapomnianymi blockbusterami w okresie, gdy X Muza coraz chętniej kierowała swoje oczęta ku wizualnym fajerwerkom, nie szczędząc grosza na spektakularne sceny zniszczeń naszej ukochanej planety.

Pomysłów i koncepcji na kontynuację przeboju z 1996 r. na pewno było wiele, bowiem fabuła w swojej prostocie – najazd obcej cywilizacji – umożliwiała ich co najmniej setkę. Dodatkowo kilka postaci na dobre zaskarbiło sobie sympatię widzów, więc należało tylko kuć żelazo póki gorące. Nic takiego się jednak nie stało, dlatego też na sequel musieliśmy czekać równo dwadzieścia lat. Z jakim skutkiem? Fabularnie koszmarnym, wizualnie dopieszczonym i wybijającym się ponad poziom nieudolnie konwertowanych przebojów 3D.

Ludzkość, korzystając z technologii pobitych kosmitów, rozwinęła swój arsenał zbrojeniowy do niebotycznych rozmiarów. Baza szybkiego i pierwszego reagowania na Księżycu to tylko część możliwości połączonych ziemskich sił obronnych. Właśnie zbliża się dwudziesta rocznica pokonania obcych, jednak wszystkie znaki na niebie wskazują, że nie będzie to typowa, kolejna uroczystość. Ktoś w kosmosie odebrał sygnał SOS, wysłany przez najeźdźców i zmierza właśnie w kierunku trzeciej planety od Słońca, by wyswobodzić swoich pobratymców i raz na zawsze skończyć z rodzajem ludzkim.

Przybycie kosmitów na rewanż było raczej spodziewane, bo jeżeli ktoś dysponuje tak zaawansowaną technologią, to wcześniej czy później będzie chciał podbić/zniszczyć gorzej rozwiniętą cywilizację. Dodatkowo bohaterowie, którzy wcześniej mieli styczność z obślizgłymi robalami z kosmosu, mają wizje dotyczące ich rychłego powrotu. Tym razem jednak unicestwienie Ziemi to kwestia kilku godzin.

W „Odrodzeniu” szwankuje praktycznie wszystko, a to pewnie dlatego, że nad fabułą pracowało pięciu! scenarzystów. Kwestii praw fizyki nie należy roztrząsać, bowiem można przymknąć na nie oko, ID4 to w założeniu kino rozrywkowe mające zapewnić widzowi miło spędzony czas (kto by się przejmował prawami fizyki). I o dziwo, na początku tak też się dzieje, bo akcja biegnie wartko, bohaterowie są mile drewniani, nie brakuje chwil podniosłych - lub z założenia mających takimi być, a także humoru. Jednak jest to schemat za bardzo przypominający pierwowzór, a nawet bardziej zubożony. Nikt z młodego pokolenia aktorów nie robi tu pozytywnego wrażenia, wręcz przeciwnie: Liam Hemsworth czy Maika Monroe pokazują jakby nagle zapomnieli grać. Sytuację odrobinę ratują mocne drugoplanowe postaci jak Jeff Goldblum, Bill Pullman czy Brent Spiner, którego kreacja – nieśmiertelny doktor Okun - to doskonały złodziej scen, jako jedyny oddający ducha poprzedniej produkcji, jakby przehibernował ostatnie dwadzieścia lat i próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W jego wypadku rola spełnia w stu procentach oczekiwania widza.

Obraz znośnego widowiska s-f psuje finał produkcji, która nie może się pochwalić ani przesadnym patosem, ani właściwym humorem. Bo ten wybrany na koniec, z gromadką szkolnych dzieciaków w autobusie jest wybitnie nietrafiony, by nie rzec wręcz głupi. Bolączką filmu Emmericha jest zastosowanie konstrukcji fabularnej jak przed laty, pociągniecie kilku wątków z postaciami na swój sposób przeżywającymi atak obcych, z tym, że w tym przypadku, poza głównym, pozostałe można wyrzucić śmiało do kosza.

Podsumowując, nie można odmówić Emmerichowi fantazji w pokazywaniu radosnej destrukcji, kreowaniu dynamicznych scen walk czy dopieszczenia efektów specjalnych, jednak Dzień Niepodległości: Odrodzenie to spóźniony o dekadę, jak nie więcej, sequel z archaicznymi pomysłami, często mało zabawnym humorem, zbyt banalnymi rozwiązaniami fabularnymi. Szkoda, bo potencjał był, a i kilku dobrych aktorów podpisało się pod tym miernym występem. Finał zapowiada międzygalaktyczną rozwałkę z obcymi, trzeci akt walki o niepodległość naszą i waszą (tak, są inne pokojowe cywilizacje we wszechświecie). Może jednak nie wystarczyć środków budżetowych na nakręcenie z rozmachem kosmicznego widowiska, a przynajmniej zanim się to stanie, niemiecki reżyser zrzuci nam niebo na głowę, a dokładnie Księżyc. Nieśmiertelna obawa niezłomnych Galów – aby niebo nie spadło im na głowę, nareszcie się ziści. Wizyta w kinie na własną odpowiedzialność. 

 

Tytuł: "Dzień Niepodległości: Odrodzenie"

Reżyseria: Roland Emmerich

Scenariusz: James A. Woods, Nicolas Wright, Dean Devlin, Roland Emmerich, James Vanderbilt

Obsada:

  • Liam Hemsworth    
  • Jeff Goldblum
  • Jessie T. Usher
  • Bill Pullman
  • Maika Monroe
  • Brent Spiner
  • Charlotte Gainsbourg
  • Sela Ward
  • William Fichtner
  • Judd Hirsch

Muzyka: Harald Kloser, Thomas Wanker

Zdjęcia: Markus Förderer   

Montaż: Adam Wolfe

Scenografia: Barry Chusid

Kostiumy: Lisy Christl  

Czas trwania: 120 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus