„Moje wielkie greckie wesele 2” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Edgar Allan

Dodane: 09-04-2016 15:36 ()


"Moje wielkie greckie wesele" to jeden z tych filmów, które cieszyły się długim życiem w amerykańskim box office, przyciągając co tydzień oddaną rzesze fanów. Tym samym, przebój z 2002 r., którego gwiazdami byli Nia Vardalos i John Corbett zarobił całkiem sporą sumę pieniędzy przy dość śmiesznym budżecie, opiewającym na kwotę 5 milionów dolarów. Kontynuacja jednak nie powstała... ale do czasu.

Patrząc na sukces komedii o Grekach szykujących córkę do zamążpójścia, wydawać by się mogło, że przepis na udane kino można bardzo łatwo powielić. Oczywiście nie dosłownie to samo, co mogliśmy oglądać za pierwszym razem, ale znając specyfikę tematu i niepowtarzalny klimat oryginału, wystarczyło jedynie poddać go stosownemu liftingowi, dopasowując opowieść do nowych realiów i zmieniających się czasów. Niestety Kirk Jones nie okazał się nawet solidnym rzemieślnikiem na miarę Joela Zwicka, a scenariusz napisany przez Vardalos cechuje narracyjny chaos, którego aktorka nie była w stanie przełożyć na język filmu tak, aby powstało coś więcej niż tylko męcząca i mało śmieszna komedyjka.

A fabuła obrazu jest rozsadzana przez mnogość wątków - mniej czy bardziej ciekawych. Córka Touli osiągnęła już taki wiek, że dziadkowie ochoczo rozglądają się za odpowiednim kandydatem dla męża dla niej. Obowiązkowo musi być to Grek, najlepiej pochodzący z dobrej rodziny. Tymczasem życie Touli - całkowicie podporządkowane sprawom jej rodziców to tylko fasada, niby żyją razem Ianem ale są przytłoczeni codzienną monotonią. A ta szaroburość jest przez Vardalos zbyt dobitnie podkreślana, jakby film miał być dramatem o dokonywaniu niewłaściwych wyborów. Do tego dochodzą wolty dziadków, którzy również mają sobie coś do udowodnienia, a że okazuje się, że ich ślub nie jest ważny, to trzeba zrobić typowe greckie weselicho. Pomysł może i z tych rodzaju śmiesznych dla geriatrycznej części widowni, w konfiguracji tejże produkcji mocno nietrafiony.

Zaangażowanie armii greckich krewnych, którzy muszą choć na chwilę błysnąć na ekranie, a także gościnne występy niegdysiejszych gwiazd małego ekranu - Johna Stamosa i Rity Wison tylko pogłębiają dysharmonię panującą na ekranie. Jest nieznośnie głośno, nudno i nieciekawie. Rozterki czy to starszych czy młodszych Greków nie porywają, a już na pewno sytuacja Touli nie jest wątkiem, który Vardalos chciałaby jakoś konkretnie pogłębiać, a role jej i Corbetta wydają się być tu kluczowe, acz mało wyeksponowane.

Trudno jest powtórzyć sukces oryginału, ale w przypadku "Mojego wielkiego greckiego wesela 2" to mało interesująca fabuła i odczuwalny zamęt motywów i wątków zaprzepaściły szansę na próbę nawiązania do przeboju sprzed lat. Wyszło kino letnie, przebrzmiałe, nieudane. Kontynuacja, na którą nie czekał nikt.  

 

Tytuł: „Moje wielkie greckie wesele 2”

Reżyseria: Kirk Jones

Scenariusz: Nia Vardalos

Obsada:

  • Nia Vardalos        
  • John Corbett
  • Michael Constantine    
  • Lainie Kazan
  • Andrea Martin
  • Gia Carides
  • Joey Fatone
  • Elena Kampouris
  • Alex Wolff

Muzyka: Christopher Lennert

Zdjęcia: Jim Denault

Montaż: Mark Czyzewski

Scenografia: Gregory P. Keen

Kostiumy: Gersha Phillips

Czas trwania: 94 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus