"Zaginiona" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 14-04-2012 11:31 ()


Znana z „Mamma Mia!” Amanda Seyfried zapragnęła odmienić swój filmowy wizerunek. Ze słodkiej nastolatki, bywalczyni komedii romantycznych, stała się wpierw bohaterką futurystycznego widowiska, aby następnie wskoczyć do mrocznego thrillera. Czy ta zmiana ról to swoista próba sił i chęć zaistnienia w Fabryce Snów?

Jeżeli nawet, to młodej gwiazdeczce brakuje nieco charyzmy, a mogłaby także trafniej dobierać scenariusze. Zostanie drugą Jodie Foster na razie jej nie grozi. „Zaginiona” to wręcz elementarny przykład obrazu złego do ostatniego kadru, którego dystrybucję kinową należy nazwać pomyłką, a datę premiery DVD wymazać z kalendarza.   

Szczątkowa fabuła prezentuje się następująco. Po uprowadzeniu przez bezwzględnego porywacza każdy dzień Jill wygląda podobnie. Bohaterka jest nieufna, podejrzliwa, stale rozgląda się dookoła, bowiem sprawcy nigdy nie ujęto. Kiedy jej siostra znika w niewyjaśnionych okolicznościach dziewczyna jest święcie przekonana, że oprawca powrócił i uknuł przebiegłą zemstę. Na miejscową policję nie ma co liczyć. Śledczy nie dają wiary opowieściom Jill, uważając ją za nie do końca poczytalną konfabulantkę. Osamotniona oraz zrozpaczona kobieta postanawia na własną rękę wykryć sprawcę nie przebierając przy tym w środkach.

  Gdyby główną kreację w filmie powierzyć starzejącemu się Arnoldowi Schwarzeneggerowi, który niczym Matrix w „Commando” ruszyłby na poszukiwania swojej siostry – obraz miałby istotny atut w postaci jednoosobowej armii rozwalającej w pył napotkanych antagonistów. W przypadku „Zaginionej” scenariusz nie oferuje żadnych emocji. Autorzy najwyraźniej zignorowali dzieła niejakiego Hitchcocka, bowiem w produkcji napięcie sięga zera absolutnego. Zmraża widza nie tylko niewiarygodną grą aktorską, ale też przewidywalną i zwyczajnie nudną fabułą. Jill jest notoryczną kłamczuchą, która w zależności od sytuacji manipuluje historią do woli. Raz wywołuje to uśmiech na twarzy widza, ale po raz piąty przestaje bawić. Czyżby zabrakło pomysłów na więcej? Podążając śladem porywacza samozwańcza heroina wypytuje przypadkowych ludzi o jego osobę. Co by było, gdyby jeden z informatorów nie udzielił jej wskazówek? Zapewne fabuła utkwiłaby w martwym punkcie, a bohaterka nigdy nie odkryła prawdy. Morał z tej bajki jest krótki i niektórym znany: Ameryka to kraj szczęśliwców, gdzie na każdym kroku znajdzie się chętny, aby donieść na sąsiada, podając wszelkie dane osobowe.

  Twórcy przez moment starali się zabełtać mieliznami scenariusza, sugerując, że Jill może cierpieć na rozdwojenie jaźni, a jej niesamowita opowieść jest wyłącznie wymysłem chorego umysłu. Przy takiej opcji wymagałoby to większego zaangażowania Seyfried. Niestety aktorka nie radzi sobie w rolach dramatycznych, a wymachując lekkomyślnie bronią jedynie się ośmiesza. Drewnianych ról w obrazie nie brakuje, bo cały drugi plan postanowił zagrać na ćwierć gwizdka. Dodając do tego scenografię rodem z seriali lat osiemdziesiątych mamy dopełnienie obrazu nędzy i rozpaczy. Thriller, na którym można obgryzać paznokcie co najwyżej z nudy.

„Zaginiona” to także przykład bezmyślności rodzimych decydentów. Produkt klasy Z od razu powinien zasilić sklepowe półki, ustępując miejsca w kinowej dystrybucji znamienitszym obrazom (choćby pominięty, najnowszy film Clinta Eastwooda, „J. Edgar”). Czemu tak się nie stało? Bo to Polska właśnie, kraj absurdu i kuriozalnych decyzji. 

 2/10

Tytuł: "Zaginiona"

Reżyseria: Heitor Dhalia

Scenariusz: Allison Burnett

  • Amanda Seyfried
  • Daniel Sunjata
  • Jennifer Carpenter
  • Sebastian Stan
  • Wes Bentley
  • Nick Searcy
  • Emily Wickersham

Muzyka: David Buckley

Zdjęcia: Michael Grady

Montaż: John Axelrad

Scenograf: Charisse Cardenas

Kostiumy: Lindsay McKay

Czas trwania: 91 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus