Star Wars V: The Empire Strikes Back - recenzja ścieżki dźwiękowej
Dodane: 09-08-2008 18:42 ()
„Gwiezdne Wojny" od samego początku były zaplanowane jako trylogia, a nie pojedynczy film. Wiadomym więc było, że trzeba będzie napisać muzykę do dalszych części. Wraz z oszałamiającym sukcesem „Nowej Nadziei" przyszła refleksja, co zrobić z muzyką w kolejnej produkcji. Czy kontynuować formę zapoczątkowaną poprzednio, czy też napisać ścieżkę diametralnie inną. John Williams poszedł pierwszą drogą, tak więc muzyka prezentowana w „Imperium Kontratakuje" (jak i w kolejnych częściach cyklu) jest podobna w stylistyce do tej z „Nowej Nadziei".
Poprzednio pisałem, dlaczego muzyka z „Gwiezdnych Wojen" nie powaliła mnie na kolana. Nie będę więc tego powtarzał, gdyż jak wspomniałem wyżej, ścieżka do „Imperium Kontratakuje" jest podobnie skonstruowana (zainteresowanych odsyłam do poprzedniej recenzji). Napiszę więc tylko to, co zyskało moją aprobatę w tej odsłonie.
Niewątpliwie na czoło wysunie się tutaj, równie rozpoznawalny (a może nawet bardziej) co utwór tytułowy, temat Dartha Vadera, czyli głównego mąciwody, który dodatkowo reprezentuje również Imperium jako całość. Zwany także Marszem Imperialnym temat jest bardzo prosty w swojej konstrukcji (i pewnie przez to tak genialny), zbudowany na bazie powtarzających się, nieskomplikowanych, marszowych dźwięków. Ta prostota świetnie wyraża całe zło tkwiące w Vaderze - bezwzględne, korzystające z najprostszych środków prowadzących do celu (kto się sprzeciwia, ten ginie). Atutem tak prostej formy jest dodatkowo to, że ów temat można wkomponowywać bez trudu do innych utworów (jego zalążek słyszymy w pierwszym utworze "Main Title/The Imperial Probe", dalej pojawia się w "Luke's First Crash", "The Rebels Escape Again", "The Asteroid Field", "Yoda and the Force", a nawet w temacie miłosnym (sic!) "Han Solo and the Princess"). Tych wtrąceń jest bardzo dużo... aż za dużo, ale powiedzmy, że można to wybaczyć ze względu na fakt, iż nie podobna by było zastąpić tych momentów czymś innym.
Za drugi utwór zasługujący na uznanie uważam temat miłosny z utworu "Han Solo and the Princess". Pomijając pojawienie się w nim Marszu Imperialnego, trzeba przyznać, że jest bardzo ładnym i wpadającym w ucho kawałkiem, dużo lepiej brzmiącym niż temat Księżniczki Lei z poprzedniej części cyklu. Ładna melodia wygrywana na smyczkach stanowczo może się podobać.
I właściwie to tyle dobrego. Owszem, to nie koniec nowych utworów (są jeszcze tematy Yody i Lando oraz lekko zasygnalizowany Boba Fett), lecz nie dosłuchuję się w nich niczego szczególnego. W pozostałej części muzyka jest czysto ilustracyjna, tak jak miało to miejsce przy „Nowej Nadziei" - w filmie się sprawdza, poza nim raczej ciężko się tego słucha.
Wydań tej ścieżki dźwiękowej (jak i pozostałych zresztą) jest na rynku od groma. Jedne bardziej, drugie mniej udane. Niemniej jednak wybór jest spory, warto jednak poczytać o tych wydaniach, by nie natrafić akurat na to najgorsze. W każdym razie, podobnie jak to miało miejsce przy „Nowej Nadziei", ta ścieżka dla mnie nie jest rewelacją. Dwa tematy, z których jeden genialny, a drugi miły, to stanowczo za mało bym się mógł zachwycić. Ponownie jest to więc solidna robota z jednym czy dwoma fajerwerkami. Dla fanów rzecz obowiązkowa. Dla innych... można, ale nie trzeba.
Korekta: Krzysztof "Krzyś-Miś" Księski
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...