"Star Wars IV: A New Hope" - recenzja ścieżki dźwiękowej

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Shonsu

Dodane: 27-05-2008 11:42 ()


W 1977 roku świat oszalał na punkcie Gwiezdnych Wojen. Można by rzec, że George Lucas zmienił życie milionów lub wręcz miliardów ludzi na całym świecie. Niby fabularnie nic wielkiego - odwieczna wojna między siłami dobra i zła - a jednak film (oraz kolejne jego części) osiągnął niebywały sukces. To samo można by rzec o ścieżce dźwiękowej napisanej przez Johna Williamsa na potrzeby "Nowej Nadziei".

Ciężko jednak na dzień dzisiejszy obiektywnie zrecenzować ów soundtrack. Mamy zupełnie inne czasy, muzyka filmowa od lat siedemdziesiątych zmieniła się diametralnie (w tym również zasługa właśnie Williamsa). Jedni albo wychwalają ją pod niebiosa i są gotowi z mistycznym fanatyzmem zapoczątkować dżihad przeciwko każdemu kto twierdzi inaczej, inni... chyba nie ma tych "innych" (chyba, że się ukrywają obawiając vendetty), którzy by powiedzieli jakieś złe słowo na ten temat. Ale można sprobować otrzeć się o obiektywizm. Nie należę do fanów Gwiezdnej Sagi ani też do jej antagonistów, ot, można by rzec, jestem pośrodku. Daje więc to jakąś podstawę do ponarzekania.

ODDAĆ CESARZOWI CO CESARSKIE...

Tak, John Williams wraz z tym soundtrackiem zmienił historię muzyki filmowej. To dzięki temu do łask powróciła epicka orkiestra (od czasów młodości Ericha Wolfganga Korngolda czy Miklosa Rozsy tego typu muzyka była traktowana jako "zło konieczne" i minimalizowana). Tak, John Williams stworzył dwa tematy, które stały się legendą rozpoznawalną w każdym zakątku globu przez niemal każdego człowieka, choć akurat w "Nowej nadziei" mamy w całości tylko temat główny (tak, tak, ten wagnerowski w stylu utwór, którego słyszymy zawsze na napisach początkowych), a temat Dartha Vadera (czyli Marsz Imperialny - jakby ktoś miał wątpliwości) jest tylko lekko zasygnalizowany. Tak, John Williams stworzył ścieżkę bogatą tematycznie i różnorodną, do tego świetnie pasującą do tego co się dzieje na ekranie. Ale...

...BY POTEM SIĘ POZNĘCAĆ

W tym momencie pewnie zawiązuje się już jakaś krucjata przeciwko mnie, ale w końcu każdy ma prawo do swojego zdania. Można by stwierdzić, że to co napisałem powyżej daje wystarczającą podstawę do uznania ścieżki dźwiękowej za świetną, genialną i bez prawa do krytykowania. Mnie jednak to co powyżej nie zadowala (ciężki i niereformowalny przypadek ze mnie). Jak napisałem na początku, mamy dziś takie a nie inne czasy, muzyka ma zupełnie odmienne brzmienie, odmienne jest też na nią spojrzenie i być może to właśnie decyduje o tym, że nie przepadam za tym soundtrackiem (ani każdym innym z tej kosmicznej sagi) - podejrzewam, że gdybym ją usłyszał wraz z wejściem na ekrany kin "Nowej nadziei" dołączyłbym do jej fanatyków, na tamte czasy faktycznie była świeża, monumentalna, to było coś nowego. Ale dziś... dziś w dobie bogactwa aranżacyjnego i dzisiejszej techniki zwyczajnie nie wywiera ona wrażenia takiego jak przy premierze.

Wielu krytyków i recenzentów do dwóch wymienionych dodaje również motyw Księżniczki Lei (w "Princess Appears" i "Princess Leia's Theme") do tych legendarnych, zapamiętanych utworów. A ja śmiem twierdzić, że ten nie robi na mnie żadnego wrażenia, ba, powiem więcej, słyszałem lepsze (choćby podobnie brzmiące motywy z Robin Hooda: Księcia Złodziei). Pozostałe kompozycje są dla mnie jedynie solidną ilustracją wydarzeń bez fajerwerków, bogatą instrumentalnie i aranżacyjnie - nie mniej jednak, nie rzucającą się w ucho. Chlubnym wyjątkiem będzie tu "Cantina Band", który jest bardzo fajnym nawiązaniem do przeszłości kompozytora, kiedy to grywał jazzowe kawałki.

Do tego muszę dodać jeszcze jedno. Jako nałogowcowi słuchającemu muzyki filmowej dla uprzyjemnienia codziennego życia potrzeba mi utworów faktycznie wpadających w ucho, które da się słuchać w wyodrębnieniu od filmu - ten warunek spełnia tylko "Main Theme" (o Marszu Imperialnym nie wspominam, bo w swej całej okazałości pojawia się dopiero w "Imperium Kontratakuje") - pozostałe (nawet te, w których pojawia się głowny temat w różnych aranżacjach) już niekoniecznie. Z tego punktu widzenia jeden kawałek z całej ścieżki stanowczo mnie nie zadowala.

Uknułem sobie teorię, wg której wyjaśniam sobie fenomen popularności tej muzyki. Wydaje mi się, że dla fanów GW (nie wszystkich oczywiście) istnieje tylko główna kompozycja (no i Marsz Imperialny) i utożsamiają go z całością ścieżki na zasadzie: "Genialny kawałek to i całość musi być genialna". Podejrzewam, że w większości przypadków puszczając do odsłuchania którykolwiek utwór (bądź jego fragment), który nie zawiera tych najbardziej znanych motywów otrzymałbym tylko pytające spojrzenie.

Nie dołączę więc do chóru wysławiającego tą ścieżkę dźwiękową po wsze czasy. Jest to dobry, solidny kawałek muzyki filmowej z geniuszem zawierającym się w jednym utworze (dalsze jego przejawy w kolejnych częściach) i na pewno godny niejednokrotnego wysłuchania, ale żeby budować mu ołtarze... stanowcze veto.

John Williams - Star Wars IV: A New Hope (1977)

Korekta: Szymon "Siman" Charko

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...