„Star Wars Łowcy Nagród” tom 3: „Wojna łowców nagród” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 02-11-2022 06:18 ()


Chwilowo sprzymierzeni, Beilert Valance i Dengar powracają, by włączyć się w pangalaktyczne polowanie na Bobę Fetta i jego zagubiony ładunek. I choć wydawałoby się, że crossoverowa odsłona serii „Łowcy nagród” powinna najmocniej rozwinąć „Wojnę łowców nagród” – tytuł w końcu zobowiązuje, nie? – to jest właściwie odwrotnie. „Łowcy nagród” rozwijają przede wszystkim własny, nieszczególnie fascynujący wątek, w oddali pozostawiając znacznie istotniejsze wydarzenia z pokładu „Vermilliona”. Efekt nie robi zbyt wielkiego wrażenia.

Zacznijmy jednak od pewnego plusa. Beilert Valance, w odróżnieniu od innych łowców nagród, ma gdzieś nagrodę za Bobę Fetta, motywuje go chęć uratowania Solo – do tego stopnia, że dokonuje dość wątpliwych wyborów, zarówno jeśli chodzi o partnerów po fachu, jak i mocno impulsywne podejście do całej sprawy. Być może takie było założenie twórców, być może nie, ale pod tym względem komiks jest o tyle interesujący, że stawia Valance’a w roli przegranego, któremu ciągle coś się nie udaje mimo dobrych chęci. Choć dalej uważam, że to postać bez wyrazu, przynajmniej jest prowadzona nieco inaczej niż pozostali łowcy nagród, którym w głowie wyłącznie kredyty.

Troszkę w oderwaniu od przygód ciągle dogryzającego sobie (niestety, w niewyszukany i mało humorystyczny sposób; bez porównania tu do znakomitej pary Sana-Aphra) duetu Beilert-Dengar obserwujemy dokonania T’ongi i Loshy, które powracają do głównego wątku dotyczącego Cadeliah, dziewczynki mogącej połączyć dwa wrogie sobie syndykaty. Prowadzi to do niesamowicie oklepanej historii z gatunku „by wyruszyć w podróż, należy zebrać drużynę” i ślamazarnego przeciągania jej w dość oczywistym celu doprowadzenia całości do... kolejnego tomu. Przynajmniej na końcu obie historie łączą się w zaskakujący finał, szczególnie dla Beilerta. Czy ostatni kadr może uratować cały, dość mizerny komiks?

Od początku „Łowcy nagród” byli napakowani akcją. Wszystkie komiksy Star Wars – z pewnymi chwalebnymi wyjątkami - do jakiegoś stopnia sprowadzają się do bijatyk i strzelanin. To, co w tej serii irytuje to lekki przesyt, zwłaszcza w jednej scenie, gdzie Beilert bez zastanowienia rzuca się do mordobicia, które w żaden sposób nie jest umotywowane (bo „nie mam na to czasu”, nie jest dobrą motywacją). Do tego rysunki rzadko są na tyle dobre, by cieszyć oczy znakomitym wykonaniem tegoż mordobicia; zbyt często czytelnik musi się zastanawiać, co autor (rysownik, nie scenarzysta... choć i takie przypadkiem mamy) miał w danej scenie na myśli.

Nie ma się co czarować, „Łowcy nagród” nie są najlepszą serią nowego kanonu, a ten tom znowu podkreśla największe jej wady: meandrujące donikąd wątki, nudnawe postaci bez ikry, i takie sobie rysunki. Pomijając to, że w Star Wars niespecjalnie interesują mnie ani łowcy nagród, ani półświatek jako taki, gdybym nie był recenzentem tych komiksów, na pewno nie czułbym żadnej potrzeby sięgać po „Łowców nagród”. I jeśli Wy także nie czujecie pociągu do Dengara, Boby, Bosska i spółki, to nie sięgajcie po tę serię. Zwyczajnie szkoda na nią czasu.

 

Tytuł: Star Wars Łowcy Nagród tom 3: Wojna łowców nagród

  • Scenariusz: Ethan Sacks
  • Rysunki:  Paolo Villanelli
  • Przekład:  Katarzyna Nowakowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 29.09.22 r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 140 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda:
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-5546-6
  • Cena: 49,99 zł


Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus