„Pacific Rim” - recenzja DVD

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 26-01-2022 00:00 ()


Gdyby ktoś mi powiedział, że spodoba mi się film o mechach, to na miejscu bym go wyśmiała. Nie ukrywam, że pierwsze, co przychodzi mi do głowy na hasło filmy o wielkich robotach to Bay i jego seria Transformers, gdzie logiki jest  jak na lekarstwo, scenariusz jest pisany na kolanie, za to mordobicie wielkich stalowych gigantów jest jak najbardziej w cenie. Dlatego do seansu Pacific Rim podchodziłam z rezerwą. Jednak w pamięci tliło się, że to w sumie film del Toro, którego w większości twórczość bardzo lubię. Miałam więc nadzieję, że jednak nie będzie to zmarnowane prawie dwie godziny z życia. I ku mojemu zdziwieniu, nie było. Powiem więcej: naprawdę mi się podobało. Aż sama się sobie dziwię. 

Akcja Pacific Rim rozpoczyna się na początku XXI wieku, kiedy to nieoczekiwanie z dna Pacyfiku wyłaniają się potwory, które atakują ludzi i niszczą wszystko, co stanie na ich drodze. Do walki z nimi zostaje powołana specjalna, międzynarodowa sekcja wojskowa, której członkowie pilotują wielkie roboty - Jaegery, jedyne zdolne przeciwstawić się nieproszonym gościom. Jednak mija kilka lat i wraz z kolejnymi walkami, potwory stają się coraz silniejsze, a szeregi ludzkich obrońców zaczynają się przerzedzać. W obliczu kolejnych klęsk nad projektem wisi widmo jego zakończenia. Do tego nie chce dopuścić marszałek Pentecost, który decyduje się na ostateczne rozprawienie z Kaiju. Z grupą ocalałych pilotów Jaegerów, często pełnych różnego rodzaju traum, wprowadza w życie swój plan, zanim nie będzie za późno…


 
To, co uderza na początek, to jak ten film ma bardzo dobrze opracowane całe uniwersum. Wszystko, co musimy wiedzieć, dostajemy w sumie w prologu, który idealnie wprowadza nas do tego, co zobaczymy na ekranie. To nie lada sztuka, bo wiele filmów lepszych niejako gatunkowo, często ma z tym problem. Nie uświadczymy tu większych dziur czy mielizn fabularnych oraz katastrofalnych głupotek. Pierwszą połowę filmu niejako oglądało mi się jak miniserial, więc całkiem sprawnie. Na plus też można odczytać nienachalny wątek miłosny. Postaci wprawdzie mają prosty rys charakterologiczny, ale ich zachowanie, motywacja i emocje są na tyle zrozumiale poprowadzone, że podczas seansu nie irytują, ale wzbudzają sympatię, że autentycznie im się kibicuje. Nawet jeśli to np. szalony naukowiec, który w obliczu inwazji potworów, jedyne, o czym marzy, to połączyć się mózgami z jednym z nich.  

Patrząc z perspektywy czasu na fabułę Pacific Rim, trudno nie spojrzeć na nią z niejaką ironią. Trzeba oddać filmowcom, iż przewidzieli, że ludzkość w 2020 będzie walczyć. Tylko nikt nie przewidział, że rola potężnego Kaiju przypadnie wirusowi COVID19. Jednak wracając do meritum, choć to nadal dzieło del Toro, to Pacific Rim nadal jest blockbusterem, a co za tym idzie, nie liczcie tu na głęboko psychoanalizę bohaterów czy zawiły i pełen niespodzianek scenariusz. To prosta historia, która musi skończyć się wybuchowym finałem. Co jednak ważne, reżyserowi udała się nie lada sztuka, bo choć na prawo i lewo widzimy bijące się roboty i wielkie stwory nie z tej ziemi, to nie brak tu sporej dozy humoru (tu oczywiście mam na myśli mój ukochany przekomiczny duet naukowców: dr. Geiszlera - groupie Kaiju i dr. Gottlieba no i wątek handlarza organami Kaiju, granego przez etatowego aktora del Toro - Rona Perlmana) i odciśnięcia swojego autorskiego piętna.

Podobnie jak w Kształcie wody, również kolory są cichymi bohaterami i tej produkcji. Akurat ważnym kolorem jest niebieski, który możemy podziwiać w różnych odcieniach od delikatnego baby blue na płaszczyku małej Mako, po bardziej fluorescencyjny umieszczony w postaciach Kaiju i ich mocodawców. Błękit w Pacific Rim oznacza obcych, zagrożenie z nieznanego świata jak też osoby, które zostały przez nie skrzywdzone. Nie znając historii Mako, wystarczy spojrzeć na jej kobaltowe kosmyki, by już nabrać podejrzeń, że Kaiju w jakiś sposób odegrały istotną rolę w jej życiu. Z pewnością tragiczną. Każde pojawienie się niebieskiego czy jego odcieni to znak: halo, halo, potwory nie śpią. Bądźcie gotowi stawić im czoło. 

Jeśli już wspominamy Mako Mori, to nie da się ukryć, że to najlepiej napisana i zagrana postać w filmie. Wielka w tym zasługa Rinko Kikuchi. Pozostali też poradzili sobie całkiem nieźle. A mieli nie lada zadanie, balansować między kiczem i patosem, tak by wygrać swoją postać na tyle autentycznie, aby widzowie mogli się z nią utożsamiać.  
   
Co ważne, pomimo upływu prawie dziesięciu lat od premiery kinowej, zdjęcia i efekty użyte w Pacific Rim nadal potrafią robić wrażenie, szczególnie w scenach walki. Ogólnie, na pierwszy rzut oka widać, że nie starzeją się tak bardzo jak w niektórych produkcjach z podobnego okresu czasu, to tylko świadczy o klasie specjalistów, których zaangażowano do tej produkcji. To, co nadal robi niemałe wrażenie, to projekty samych Kaiju, które są przemyślane w każdym calu i różne, niebędące kopią słynnej Godzilli. To warte docenienia. Również monumentalność samych robotów robi wrażenie (najlepiej oddaje to chyba scena upadku uszkodzonego Gipsy Dangera z początku filmu). To sprawia, ze łatwiej nam uwierzyć, że mogą być idealną bronią na inwazję potworów.  

Muzycznie Ramin Djawadi (Gra o Tron) jakoś nie szarżuje i nie eksperymentuje, stawiając głównie na dobrze ograne sample typowe dla kina superbohaterskiego i blockbusterowego, przeplatane ciekawymi gitarowymi riffami. Jednak to za mało, by te dźwięki zapadły na dłużej w pamięć. No może oprócz delikatnego tematu Mako.  

Jeżeli chodzi o wydanie DVD, to dostajemy całkiem przyjemne dodatki, z których chyba najlepszym jest możliwość obejrzenia filmu z komentarzem samego Guilliermo del Toro! Oprócz tego możemy zobaczyć sceny niewykorzystane, które niejako poszerzają wiedzę o pobocznych postaciach i gagi z planu. Więc jest całkiem ok. Do oglądania możemy wybrać polskiego lektora lub napisy. Co kto woli. 

Podsumowując, Pacific Rim należy do tego wąskiego grona blockbusterów, które oprócz typowej nawalanki i akcji ma całkiem dobrze przedstawione uniwersum, sprawnie przeprowadzony rozwój bohaterów, a co najważniejsze unika typowych wad i głupot specyficznych dla tego rodzaju kina. A co najważniejsze: szanuje inteligencję widza. 

Ocena: 7/10

Tytuł: Pacific Rim

Reżyseria: Guillermo del Toro

Scenariusz: Travis Beacham, Guillermo del Toro

Obsada:

  • Charlie Hunnam
  • Idris Elba
  • Rinko Kikuchi
  • Charlie Day
  • Burn Gorman
  • Max Martini
  • Robert Kazinsky
  • Ron Perlman

Muzyka: Ramin Djawadi

Zdjęcia: Guillermo Navarro

Montaż: Peter Amundson, John Gilroy

Scenografia: Carol Spier

Kostiumy: Kate Hawley

Czas trwania: 131 minut


comments powered by Disqus