„Annabelle wraca do domu” - recenzja DVD

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 21-03-2020 17:53 ()


Annabelle wraca do domu. Do waszego domu. Na DVD. O ile właściwie zechcecie wyłożyć na nośnik kilka złotych. Ale czy są lepsze sposoby na spożytkowanie swojej ciężko zarobionej krwawicy? Oj są. Bo powrót tytułowej laleczki do rodzinnego domu pary egzorcystów i demonologów Eda i Lorraine Warrenów to produkcja wyjątkowo niskich lotów. Napis na okładce szumnie głosi „najbardziej przerażający film o Annabelle”.

Trzy zdania o fabule – córka Warrenów obchodzi urodziny, na które wprasza się koleżanka jej opiekunki. Namolna nastolatka uwalnia zło uwięzione w tytułowej lalce. Nastaje straszność. A w zasadzie śmieszność. Bo powrót Annabelle do domu jest miejscami naprawdę przyzwoitą komedią – niestety jak mniemam, przeobraża się w nią wbrew zamiarom twórców. Tępota bohaterów tego koszmarku potrafi wywołać iście perlisty śmiech, a jeśli dorzucimy do tego nie najwyższych lotów aktorstwo młodocianych gwiazdek, to otrzymamy połączenie, które: a) poirytuje i zniechęci fanów kina grozy do dalszego oglądania, b) ludzi, którzy nie podeszli do recenzowanego filmu na serio, być może rozbawi. Poza tym scenariusz jest do bólu sztampowy, wbrew naturze tego gatunku ani przez chwilę nie czujemy, że bohaterom coś może grozić, straszaki w filmie są mało przekonujące i, co gorsza, mało oryginalne, ot taki tam ponury dom i wyskakujące z mrocznych zakamarków straszydła. Dorzućmy do tego cukierkowy wręcz happy end, który jest jak siarczysty policzek wymierzony w twarz i otrzymamy film, w którym niemal nic nie gra. Dlaczego niemal? Bo w całym tym bałaganie jest jedna autentycznie fajna scena – ta z przewidującym przyszłość telewizorem. Mroczna, niepokojąca i fajnie zrealizowana, ale dla niecałych 2 minut autentycznego dreszczyku nie warto marnować ponad półtorej godziny. Ciekawi niech obejrzą tę scenę na YT.

A jak ma się sprawa z realizacją? Jest nieco lepiej niż z warstwą fabularno-aktorską, ale to wciąż poziom żenująco niski. Poza wspomnianą wcześniej sceną z telewizorem reszta straszaków prezentuje się wyjątkowo mało ciekawie i ze względu na nie najlepszy poziom efektów specjalnych – mało autentycznie. Wygenerowanym komputerowo stworom brakuje poczucia obecności w filmowej przestrzeni – sprawiają wrażenie nieudolnie doklejonych do reszty i słabo zgrywają się z fizycznym planem filmu. Sytuacji nie poprawia również to, że same w sobie wyglądają po prostu słabo – wilkołak jak zabiedzona psina z wścieklizną, a dziwaczny diabeł jak anorektyk. Produkcja próbowała zagrać różnorodnością i w filmie tych straszaków jest jeszcze kilka, ale ilość nie przekłada się w żadnym stopniu na jakość. Owszem, próba zgadnięcia, który z nawiedzonych artefaktów w domostwie Lorraine’ów „ożyje” jako kolejny jest na swój sposób intrygująca, ale wrażenie to szybko ulatuje, gdy kolejne straszydła rozczarowują. Całość natomiast podkreśla wyjątkowo sztampowa muzyka, której nic nie odróżnia od typowych dla filmów grozy muzycznych motywów.

Annabelle wraca do domu to produkcja wyjątkowo słaba – zarówno w warstwie scenariusza i aktorstwa, jak i w poziomie realizacji. To przykład produkcji, która nie ucieszy i nie sprawi przyjemności weteranom horroru, a ludzi, którzy z takim kinem nie mają zazwyczaj do czynienia, co najwyżej zniechęci do zagłębiania się w ten specyficzny gatunek. Zdarzyło mi się oglądać amatorskie produkcje trzymające w większym napięciu, o lepszej oprawie, scenariuszu i aktorstwie. Nie polecam i odradzam, zdecydowanie lepiej poświęcić czas na coś innego.

Ocena: 4/10

Tytuł: Annabelle wraca do domu

Reżyseria: Gary Dauberman

Scenariusz: Gary Dauberman

Obsada: 

  • Vera Farmiga
  • Patrick Wilson
  • Mckenna Grace
  • Madison Iseman
  • Katie Sarife
  • Michael Cimino
  • Samara Lee

Muzyka: Joseph Bishara

Zdjęcia: Michael Burgess

Montaż: Michel Aller    

Scenografia: Lisa Son

Kostiumy: Leah Butler    

Czas trwania: 106 minut

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus