„Król Artur: Legenda miecza” – recenzja wydania Blu-ray 2D+3D

Autor: Marek Kamiński Redaktor: Motyl

Dodane: 22-05-2018 10:35 ()


Osoby czujące przesyt kinem stricte superbohaterskim (2018: sycący threequel o przygodach Avengers, sequel Deadpoola, a to nie koniec tej kolejki) i miłośnicy bardziej klasycznych legend (nie, nie mam tu na myśli Legend Jutra) dostaną w tym roku nowego Robin Hooda (którego teaser trailer zaprezentowaliśmy Wam w tym miejscu). Przy tej okazji przypominamy zeszłoroczną produkcję nawiązującą do innego mitu, konkretnie związanego z królem Brytanii.

Fabularny skrót: młody Artur jest sierotą wychowaną w domu publicznym (aczkolwiek nietrudniącą się “najstarszym zawodem świata”). Pewnego razu los splata jego dzieje z uwięzionym w kamieniu Excaliburem, którego nasz protagonista wyswobadza z niewoli. Z czasem oboje zostają dobrymi przyjaciółmi, a Artur dzięki metalicznemu towarzyszowi poznaje prawdę o sobie i staje się superbohaterem, na którego lud Brytów zasługuje i którego bardzo potrzebuje.

Guy Ritchie postanowił opowiedzieć o legendarnym królu w sposób, którego jeszcze przed nim chyba nikt nie prezentował. Mamy tu więc całkiem porządną dawkę fantasy: Arturowi pomaga magini, główny zły jest wprawdzie człowiekiem, aczkolwiek na okultystycznych sterydach, z kolei tytułowy miecz daje przeznaczonemu dlań użytkownikowi moce, których nie powstydziłby się superbohater DC Zacka Snydera, Optimus Prime Michaela Baya czy też dowolni Power Rangers lub ich Megazord. Co do produkcji fantasy, miłośników serialowej Gry o tron ucieszy obecność znajomej twarzy w obsadzie. Jest tu trochę z opowieści płaszcza i szpady: dobry władca, zły krewny/władca i prawowity następca (jak w Królu Lwie), walki na miecze, a towarzysze obu tytułowych bohaterów bardziej przypominają gromadkę Robin Hooda, niż przyszłych rycerzy okrągłego stołu.

Najistotniejszą cechą obrazu jest natomiast specyficzny styl znany z innych produkcji w reżyserii Guya Ritchiego (m.in. obu Sherlocków Holmesów), czyli: montaż rodem z MTV, slow-motion, którym nie pogardziłby żaden z wymienionych wyżej reżyserów, oraz zabawy chronologią, którym mógłby przyklasnąć Christopher Nolan. Nie brak humoru, który miejscami kojarzy się z Ant-Manem (mowa o pewnej dyskusji i przekomarzance między bohaterami). Nie brak też “łaciny podwórkowej”, choć jej obecność nie razi (przynajmniej mnie). Obecne w różnych originach szczenięce lata głównego bohatera Ritchie przedstawił w formie teledyskowo-trailerowej, upychając kilkanaście lat w jakieś dwie-trzy minuty, jakby pośpieszane jeszcze szybkim instrumentalnym kawałkiem.

Autorem muzyki do Legendy miecza jest Daniel Pemberton (Kryptonim U.N.C.L.E., Steve Jobs). Interesująca mieszanka motywów celtyckich i elektronicznych, nierzadko z mocnym uderzeniem i ciekawą budową napięcia (w Growing Up Londinium i część innych utworów wmiksowany został dźwięk ciężkiego oddechu, który niemal zachęca widza do biegu wraz z bohaterami). Genialna ilustracja muzyczna dla obrazu Ritchiego, która moim zdaniem świetnie sprawdza się jako soundtrack do posłuchania, w oderwaniu od filmu.

Znany z Synów anarchii Charlie Hunnam jako Artur kojarzy się nieco z Hemsworthowskim Thorem jako młody mężczyzna z początku negujący swoje przeznaczenie, później jednak akceptuje je, a przy tym jest hardy jak Tom Hardy. Jude Law jako główny czarny charakter filmu pasuje jak ulał do roli człowieka dostojnego niczym król, ale też owładniętego mrokiem i obsesją władzy - nasuwa się chęć obejrzenia Młodego papieża z Lawem w tytułowej roli. Dla kontrastu Eric Bana (jeden z byłych Hulków) jest wprost idealny jako dobry władca. Z aktorów drugoplanowych warto wyróżnić Aidana Gillena (znanego choćby z Gry o tron i z prologu filmu Mroczny Rycerz powstaje) w roli Billa o czarownym przydomku Gęsi Smalec. Magini (w polskiej wersji przetłumaczona jako Czarodziejka) o prześlicznej buzi Àstrid Bergès-Frisbey może zauroczyć niejednego pana (jak się okazuje, nie pierwszy raz: aktorka zachwycała wcześniej urodą m.in. w czwartej części Piratów z Karaibów jako syrena o imieniu Syrena). Z kolei fanów piłki nożnej ucieszy obecność jednego z ich idoli na ekranie.

Pewną łyżką dziegciu w beczce miodu mogą być niektóre efekty specjalne, które miejscami niemal trącą zielenią green screena. Na ich obronę dodam jednak, że całość prezentuje się o wiele lepiej, gdy odpalimy seans w 3D. Czy więc seans w tej wersji “działa”? Otóż działa i armaty. Jest torpeda! Dobrze wykorzystany trójwymiar, gdzie sporo rzeczy leci w stronę widza (tu miecz, tam popiół, gdzie indziej jakiś gad - nie mylić z Joshem Gadem), pozwala na jeszcze więcej czystego funu, a co więcej, sprawia, że te słabsze momenty CGI nie rażą oczu. Seans w 3D uważam za obowiązek dla miłośników tej formy rozrywki.

O wydaniu Blu-ray

Dystrybutorem wydania jest Galapagos Films, zatem film można obejrzeć w wersji m.in. z napisami angielskimi i polskimi, oczywiście w oryginale (Dolby Atmos-TrueHD w wersji 2D, DTS-HD Master Audio 5.1 w wersji 3D) lub z lektorem, Pawłem Bukrewiczem (Dolby Digital 5.1).

Bardzo sympatyczny i dość spory - w porównaniu do niektórych wydań BD - pakiet dodatków kryje się na płycie z filmem w wersji 2D, choć można było je spokojnie rozbudować (trwają łącznie 1 h 16 min. 23 s):

Arthur with Swagger (9 min. 41 s) skupia się na odtwórcy głównej roli. Spora „laurka” w jego stronę (plus trochę w stronę reżysera), jednak pokazująca też mocne przygotowanie aktora do filmu.

Sword from the Stone (18 min. 49 s) opowiada pokrótce o tworzeniu filmu, a także wspomina o tym, jak odmiennie interpretowano tym razem legendę o Arturze.

Parry and Bleed (5 min. 44 s) pozwala widzowi rzucić okiem na kulisy treningu fechtunku. Jedną z ciekawostek jest tu rzut okiem na jedną z kluczowych walk w filmie – możemy zobaczyć, jak wyglądał przeciwnik Uthera odarty z CGI.

Building on the Past (14 min.) pokazuje, jak tworzono scenografię i kostiumy. Fascynujące, jak świetnie wygląda dopracowany plan, a w dodatku stworzony od podstaw (widoczne są ujęcia pokazujące, że różne miejsca znane z filmu są w całości efektem pracy twórców).

Inside the Cut: The Action of King Arthur (6 min. 8 s) to materiał o scenach walki i wyczynach kaskaderskich. Rzut okiem na pracę Eunice Huthart, koordynatorki kaskaderów (w tym pokazanie zabawnego momentu, jak „ochrzania” statystów). I rzut okiem na fakt, że niekiedy aktorzy sami brali udział w scenach wymagających kaskadera.

Camelot in 93 Days (10 min. 23 s) ukazuje różne „kawałki” z całego okresu produkcji filmu i pewne wyzwania związane z tworzeniem filmu w niedługim czasie przewidzianym na produkcję. Niespodziewaną dla mnie ciekawostką jest pokazanie z bliska aktora grającego jednego z żołnierzy (podpowiem, że to były zawodowy piłkarz – nie poznałem go w trakcie żadnego z seansów).

Legend of Excalibur (6 min. 5 s) to materiał o budowaniu tego słynnego miecza.

Scenic Scotland (5 min. 33 s) przedstawia urzekające krajobrazy i lokacje, gdzie powstawał film. Coś z zupełnie innej beczki: w jednym z miejsc pojawiła się Jacqui Ainsley, żona Guya Ritchiego – w trakcie filmiku przez chwilę zastanawiałem się, czy to Gal Gadot, czy Angelina Jolie.

Podsumowując, przyzwoita ilość bonusów, choć prosi się o więcej (Wonder Woman pokazała, że można). Brakuje komentarza audio do filmu, chętnie posłuchałbym, jak reżyser opowiada o swoim dziele. Absencja standardowego materiału ze „śmieszkowaniem” na planie jest rekompensowana przez różne humorystyczne fragmenty zawarte w dodatkach. Cóż, może dystrybutorom nie było do śmiechu z powodu wyników box office i dlatego taką kompilację porzucono…

Moje zaskoczenie po seansie kinowym i zmiana nastawienia do Legendy miecza (spodziewałem się z początku, że słynna scena wyjęcia miecza z kamienia będzie raczej wieńczącym motywem) pomogły mi dobrze się bawić na kolejnych seansach i cieszyć unikalnym stylem, którym reżyser nasączył swoje dzieło. I tylko mi szkoda, że raczej nie zobaczymy kolejnych tytułów skupionych wokół towarzyszy Artura (nie pierwszy przykład, gdzie budowę kinowego uniwersum porzucono po pierwszym filmie). Przemówili niektórzy krytycy odradzający seans, a w konsekwencji przemówił box office. A ja mówię: dajcie temu Arturowi szansę i spędźcie nietypowy i cieszący seans (warto “dopakować” go opcją 3D!) z legendarnym królem widzianym w obiektywie Guya Ritchiego. Kto wie, może jakimś cudem Ritchie zaprosi nas kiedyś do okrągłego stołu. Ja naiwnie na to czekam.

Ocena: 8/10

Tytuł: „Król Artur: Legenda miecza"

Reżyseria: Guy Ritchie

Scenariusz: Joby Harold, Guy Ritchie, Lionel Wigram

Obsada:

  • Charlie Hunnam    
  • Astrid Bergès-Frisbey
  • Jude Law     
  • Djimon Hounsou
  • Eric Bana
  • Aidan Gillen
  • Freddie Fox
  • Tom Wu          
  • Kingsley Ben-Adir        
  • Annabelle Wallis

Muzyka: Daniel Pemberton

Montaż: James Herbert

Zdjęcia: John Mathieson  

Scenografia: Gemma Jackson

Kostiumy: Annie Symons

Czas trwania: 126 minut

 

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus