„Star Wars Legendy" - „Karmazynowe Imperium III": „Imperium utracone” - recenzja
Dodane: 02-12-2017 15:53 ()
Wydane na przełomie lat 1997/1998 „Karmazynowe Imperium” to jeden z bardziej kultowych komiksów starego kanonu Star Wars. Stało się tak z powodu szalenie interesującego i na wskroś imperialnego głównego bohatera, ciekawej fabuły i umiejscowienia w chronologii. W tamtych czasach to było nie lada coś, mimo relatywnie słabych rysunków. Druga część poszła za ciosem i wydawało się oczywistym, że wkrótce powstanie trzecia odsłona tej historii. Cóż, powstała... ale dopiero kilkanaście lat później. Fani oczekiwali jej z takim wytęsknieniem, że komiks nie miał prawa zadowolić wszystkich. Ale żeby koniec końców okazało się, że „Karmazynowe Imperium III: Imperium utracone” nie zadowoli nikogo? Tego nie spodziewał się nikt.
Jako się rzekło, dużym atutem dwóch poprzednich odsłon „Karmazynowego Imperium” była interesująca fabuła. „Imperium utracone” nie oferuje nic interesującego, jedynie stary odgrzany kotlet o tym, że grupka Imperialnych pod wodzą kolejnego niekompetentnego lidera dobiera się do ukrytych od dekad składowisk starego sprzętu wojskowego i wyobraża sobie, że z jej pomocą pokona Nową Republikę. A przy okazji rzeczony lider, kompletnie nikomu nieznany jegomość zwany Devianem, próbuje też zabić dzieci Lei, jak setki innych przed nim – serio, w niemal każdej książce i komiksie Star Wars z lat 90. ktoś chce albo je porwać, albo zabić. Te dwa schematy zostały tak ograne, że na przełomie lat 2011/2012 – gdy wydano „trójkę” i tuż przed przejęciem uniwersum przez Disneya – fani przecierali oczy ze zdumienia, że ktoś próbuje im sprzedać tak oklepaną historię.
Mankamenty nie kończą się bynajmniej na fabule. Postacie występujące w komiksie również nie błyszczą. Z wyjątkiem Lei, bohaterowie Klasycznej Trylogii zostali wrzuceni do „Imperium utraconego” na siłę. Han nie robi niczego pożytecznego i nagle, bez żadnego powodu, jest znowu generałem dowodzącym flotą Nowej Republiki. Luke podobnie, przy czym on na dokładkę przypomina wiecznie wkurzonego paranoika. O głównym złym mógłbym pisać w samych negatywach, dlatego oszczędzę Wam tego – to jeden z najgorzej wykreowanych „jednorazowych” złoczyńców starego kanonu. Stosunkowo niewiele czasu „ekranowego” dostali za to Kir Kanos i Mirith Sinn, nad czym ubolewam, bo ich historię, pozbawionych złudzeń ekspatriotów, mógłbym akurat zaliczyć do całkiem udanych.
„Karmazynowe Imperium III” powstało w idealnym momencie, by połączyć przeróżne elementy z Expanded Universe oraz prequeli. Na tym polu spisało się nieźle, ukazując wykorzystywane początkowo przez Imperium republikańskie okręty i maszyny, rasy obce z prequeli czy Imperium pod dowództwem Gilada Pellaeona. Wiąże się z tym zabawna pomyłka rysownika, który w jednym zeszycie ukazał lot Kira Kanosa imperialnym promem typu Delta, a w następnym dawnym republikańskim promem typu Nu, które są do siebie podobne tylko w bardzo ogólnym kształcie.
Niestety, reszta prac Paula Gulacy’ego nie jest już tak zabawna. Jest to ten sam artysta, który zajmował się poprzednimi „Karmazynowymi Imperiami” i o ile doceniam konsekwencję w utrzymaniu tego samego stylu graficznego na przestrzeni całej trylogii, o tyle przez tych kilkanaście lat warsztat Gulacy’ego poprawił się jedynie nieznacznie. Jak zwykle rysunki wyglądają sztucznie, a twarze są albo absurdalnie długie, albo zbyt kwadratowe, natomiast większość z nich straciła wyłupiaste i zezowate oczy, które były plagą poprzednich części. Dalej sceny akcji to jeden wielki, niezrozumiały chaos, miło za to popatrzeć na różne zaprezentowane tu pojazdy.
Finał trylogii „Karmazynowego Imperium” rozczarował mnie jak mało który komiks. Osoba, po której spodziewałem się najmniej, czyli rysownik, wykonał lepszą robotę, niż dwójka scenarzystów i pomysłodawców „Karmazynowego Imperium” – a przy tak średnich rysunkach wiele to mówi o poziomie tego komiksu. Koniec trylogii powstał w reakcji na wieloletnie prośby fanów i trzeba sobie jasno powiedzieć, że ugięcie się pod ich presją było błędem. Komiks jestem w stanie polecić tylko tym z Was, którzy chcą sobie dopełnić kolekcję i wielkim miłośnikom Kira Kanosa – reszta powinna ominąć go szerokim łukiem.
- Ogólna ocena: 3/10
- Fabuła: 2/10
- Rysunki: 5/10
- Klimat: 7/10
- Kolory: 6/10
Tytuł: „Star Wars Legendy" - „Karmazynowe Imperium III": „Imperium utracone"
- Scenariusz: Mike Richardson, Randy Stradley
- Rysunek: Paul Gulacy
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
- Seria: Star Wars Legendy
- Data publikacji: 22.11.2017 r.
- Liczba stron: 144
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus