„Star Wars Legendy”: „Cienie Imperium: Ewolucja” - recenzja
Dodane: 30-09-2017 21:55 ()
„Shadows of the Empire”, ambitny multimedialny projekt, który powstał w 1996 roku, by raz a porządnie pokazać, co się stało między Epizodami V i VI, miał nie mieć żadnej kontynuacji. Pomijając oczywistą oczywistość chronologicznych ograniczeń, z życiem pożegnali się zarówno główny protagonista, jak i antagonista „Cieni Imperium”. Jedyną postacią, której dalszą historię dało się jeszcze opowiedzieć była Guri – osobista ochroniarz księcia Xizora. A skoro dało się, to czemu tego nie zrobić? Guri, jasnowłosa piękność i nieustraszona zabójczyni, z pewnością nie byłaby aż tak ciekawa, gdyby nie to, że jest ludzką repliką, wyjątkowo drogim i rzadko spotykanym rodzajem droida, który w pełni imituje wygląd i zachowanie istoty żywej. Jak taka replika może się zachować po śmierci swojego pana? Jakie motywacje mogą nią kierować? Te pytania postawił sobie twórca fabuły pierwotnego projektu, Steve Perry, a odpowiedzi postanowił tym razem zawrzeć w komiksie, a nie książce – „Cienie Imperium: Ewolucja”.
Gdy komiks rozpoczyna się od idiotycznej sceny, w której sześć torped protonowych dosłownie unicestwia niszczyciel gwiezdny typu Imperial, nie jest to zbyt obiecujący start. Obrazkowa odsłona projektu „Shadows of the Empire”, która, nawiasem mówiąc, otworzyła kolekcję Legend Egmontu, była średnim produktem, bez błysku i przede wszystkim humoru znanego z książki. Na szczęście „Ewolucja”, choć zaczyna się tak koszmarnie, jest komiksem lepszym i o niebo bardziej zabawnym – czyli dokładnie tym, czego można było oczekiwać od Steve’a Perry’ego.
Osią akcji jest pragnienie Guri, by się zmienić. Nasza bohaterka nie chce już być pozbawioną woli zabójczynią, na drodze zaś stoją jej ci, którzy chcieliby znowu ją wykorzystać. Fabuła brzmi nieco znajomo? Zapewne tak, bo opowieść o robocie, który chce się stać człowiekiem – albo przynajmniej bardziej ludzkim – jest stara, jak stary jest gatunek sci-fi. Odnoszę jednak wrażenie, że cały ten wątek sprowadza się do tego, by pokazać, jak ucieleśniająca męskie fantazje z lat 90. Guri rozprawia się z kolejnymi przeciwnikami, w międzyczasie przypominając sobie rozmaite wydarzenia (kolejne sceny akcji, nawiasem mówiąc) z czasów, gdy służyła księciu Xizorowi. Kilka kadrów, w czasie których główna bohaterka rozmyśla nad swoim losem, ma wzbogacić jej charakter, ale nie wypada to do końca przekonująco.
Najciekawszy w „Ewolucji” jest wątek bratanicy Xizora, Savan, której marzeniem jest przejęcie kontroli nad przetrzebionym Czarnym Słońcem. Intryga jest całkiem interesująca i zapewnia nam sensowny epilog do „Cieni Imperium”. Nic podobnego nie da się za to powiedzieć o udziale Luke’a, Hana, Lei, pary droidów i Lando u boku. Nasza wesoła zgraja została wciśnięta do „Ewolucji” na siłę, ewidentnie po to, by w komiksie nie zabrakło bohaterów Klasycznej Trylogii... i potężnej dawki humoru. Gdyby nie ciągłe przekomarzanie się i wzajemne docinki, ich obecność byłaby największą wadą tej historii.
Warstwa rysunkowa jest zdecydowanie największym atutem „Ewolucji”. Wprawdzie Guri wygląda jak seks-lalka i jej atuty są akcentowane na każdej stronie, ale czy jest to wada – musicie ocenić sami. Twarze tak nowych, jak i znanych postaci w większości narysowane są dobrze, ale rysownikowi Ron Randall zdarza raz na jakiś czas niemile nas zaskoczyć dziwnym wykoślawieniem czyjejś facjaty. Bardzo mi się spodobały wspomniane wcześniej sceny retrospekcji i wspomnień Guri. W połączeniu z sepiową barwą i świetnym kadrowaniem wypadają pięknie. Przy okazji szaty graficznej „Ewolucji” nie mogę nie wspomnieć o bardzo nietypowej okładce albumu. Białe tło w połączeniu z gwiazdkami i wymachującym mieczem świetlnym Lukiem Skywalkerem na pewno mocno się wyróżnia. Pierwotnie każdy z zeszytów miniserii miał podobną okładkę i jako że są umieszczone na końcu egmontowskiego wydania tego komiksu, warto im poświęcić chwilkę uwagi.
Perypetie Guri, intrygi Savan i pchanie się bohaterów Nowej Republiki tam, gdzie nie trzeba, czyta się ze sporą przyjemnością. Po głównym wątku nie należy oczekiwać fajerwerków, a Han, Luke, Leia i towarzystwo służą jedynie celom humorystycznym, ale to i tak solidny komiks. Tym bardziej że „Cienie Imperium: Ewolucja” są nieźle narysowane i domykają pewne nie do końca zamknięte fabularne furtki z projektu „Shadows of the Empire”. Jeśli więc projekt ten przypadł Wam do gustu, to musicie przeczytać „Ewolucję”, na pewno nie będzie to zmarnowany czas.
- Ogólna ocena: 8/10
- Fabuła: 7/10
- Klimat: 8/10
- Rysunki: 8/10
- Kolory: 8/10
Tytuł: „Star Wars Legendy": „Cienie Imperium: Ewolucja"
- Scenariusz: Steve Perry
- Rysunki: Ron Randall
- Przekład: Jacek Drewnowski
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 27.09.2017 r.
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Objętość: 120 stron
- Format: 167x255
- ISBN 13: 9788328118898
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus