„Song to Song” - recenzja

Autor: Damian Drabik Redaktor: Motyl

Dodane: 01-06-2017 15:26 ()


Twórczość Terrence’a Malicka nie należy do najprostszych. I wcale nie chodzi o trudne treści, które ze sobą niesie, często bowiem już z powodu samego sposobu realizacji, jego filmy stanowią wyzwanie dla cierpliwości widza. Cierpliwości, która nie zawsze zostanie nagrodzona zgodnie z oczekiwaniami odbiorcy. Nie, Terrence Malick zdecydowanie nie schlebia gustom, tworzy kino na własnych warunkach, mówiąc unikatowym językiem.

Odkąd po długiej nieobecności w Hollywood, artysta powrócił w 2011 roku z nagrodzonym Złotą Palmą „Drzewem życia”, obrał ścieżkę nieco eksperymentalnego kina, charakteryzującego się brakiem wyraźnego scenariusza i pełnokrwistych bohaterów, w którym bardziej od fabuły liczą się poszukiwania nieuchwytnego, rozważania natury etycznej i religijnej, wyrażanie duchowej tęsknoty. W kolejnych jego produkcjach gwiazdy pokroju Bena Afflecka, Javiera Bardema, Christiana Bale’a i Cate Blanchett, snują się przed kamerą w improwizowanych scenkach, wygłaszając mądrości z offu. I żadne z nich nie ma pewności, że w ogóle w ostatecznej wersji filmu się pojawi, Malick znany jest bowiem z wyrzucania dużych partii materiału, niekiedy wraz z całymi rolami popularnych aktorów. Jak wspomniałem – tworzy film na własnych warunkach. Jedno jest pewne, aktorom trudno jest przy tego typu realizacji wykreować wiarygodnego bohatera.

Niespodziewanie udało się to Rooney Marze, która w nowym filmie tajemniczego Teksańczyka („Song to Song”) wcieliła się w młodą dziewczynę imieniem Faye. Jej bohaterka to typowa dla Malicka zagubiona dusza, marząca o prawdziwej miłości piosenkarka, której pragnienia zweryfikowała rzeczywistość. Pomiędzy nią stoi dwóch mężczyzn. Grany przez Michaela Fassbendera Cook, czyli człowiek, który dzierży w dłoniach pieniądze i władzę. To on kreuje nowe gwiazdy. Nie potrafiąc jednak prawdziwie kochać, wplątuje Faye w seksualną grę. Z kolei BV (w tej roli Ryan Gosling) to skromny i nieco wycofany członek muzycznej bohemy, który z wzajemnością zakochuje się w Faye. Nie wie jednak, że dziewczyna nie mówi mu całej prawdy o swoim życiu.

Ani Gosling, ani Fassbender, ani nawet dołączające później Natalie Portman i Cate Blanchett nie mają tu miejsca ani okazji do zaprezentowania aktorskich popisów. Podporządkowani są zdawkowemu scenariuszowi, próbują raczej wizualizować na ekranie pewne uczucia, stany. Najlepiej radzi sobie z tym wspomniana Mara, która doskonale manewruje między niesamowitym urokiem swojej bohaterki a skrywanymi przez nią tajemnicami. Gdy się cieszy, tylko jej oczy mówią o tym, jak bardzo cierpi. Dlatego być może nieco bardziej niż w przypadku poprzednich filmów Malicka, można w „Song to Song” zaangażować się w losy głównej bohaterki, kibicować w jej dążeniach. Nie oczekujcie jednak zbyt wiele. To nadal fabularnie rozegrane jest w stylu ostatnich produkcji Amerykanina.

Nikogo nie zdziwi też z pewnością, że „Song to Song” stanowi niesamowitą, wysublimowaną audio-wizualną ucztę. Trzykrotnie nagrodzony Oscarem Emmanuel Lubezki w cudowny sposób celebruje naturę i pochyla się nad bohaterami, z każdego ujęcia wydobywając to, co najpiękniejsze. Każdy kadr to tutaj małe dzieło sztuki. I jeśli mówię, że trudno u Malicka stworzyć pełnokrwistego bohatera, to kto wie, czy właśnie nie Lubezki jest tym, który najmocniej pomaga aktorom zaczepić się w tej rzeczywistości, wydobywa z ich snucia się przed kamerą autentyczne emocje. Razem z Malickiem próbują stworzyć pewną „odtrutkę na współczesność”, nieustannie odwołując się do skostniałych dziś wartości, takich jak miłość, wierność i rodzina. Jasne, być może w sposobie Malicka na przekazywanie tych wartości (piękne obrazy i mówienie wprost) kryje się pewien banał i kicz, ale jest też rodzaj wrażliwości i artyzmu, do których wielu współczesnych twórców nawet nie jest w stanie się zbliżyć.

Nie ma chyba w ostatnim czasie drugiego twórcy, który wywoływałby tak wiele skrajnych emocji, jak Terrence Malick. Dla jednych filmowy grafoman, dla innych artysta-wizjoner. W swoim najnowszym filmie „Song to Song” Amerykanin tworzy w pewnym sensie kolejny rozdział swojego rozciągniętego już na kilka lat dzieła, którego początku można upatrywać w „Drzewie życia”. Jeżeli od tego czasu nie było wam po drodze z wrażliwością Malicka, to mimo kolejnej porcji gwiazd i fantastycznych obrazów, seans „Song to Song” może okazać się drogą przez mękę. Tymczasem dla miłośników twórczości reżysera „Cienkiej czerwonej linii” będzie to kolejne wyjątkowe doświadczenie i jedyna w swoim rodzaju filmowa uczta dla ducha.

Ocena: 6/10

Tytuł: „Song to Song”

Reżyseria:  Terrence Malick

Scenariusz: Terrence Malick

Obsada:

  • Ryan Gosling
  • Rooney Mara
  • Michael Fassbender
  • Natalie Portman
  • Cate Blanchett
  • Holly Hunter
  • Bérénice Marlohe    
  • Val Kilmer    
  • Lykke Li    
  • Olivia Grace Applegate

Zdjęcia: Emmanuel Lubezki

Montaż: Hank Corwin, Keith Fraase, Rehman Nizar Ali   

Scenografia: Jack Fisk

Kostiumy: Jacqueline West

Czas trwania: 129 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus