Kosmiczni Avengers powracają! Przedpremierowo o "Strażnikach Galaktyki vol. 2"!
Dodane: 01-04-2017 16:23 ()
James Gunn zrobił to ponownie! Każdy, kto martwił się, czy kontynuacja Strażników Galaktyki będzie choć tak dobra jak oryginał, może spać spokojnie. Film przechodzi najśmielsze oczekiwania, a Gunn tym samym udowadnia, że sequele nie muszą bazować jedynie na wyświechtanych zasadach – więcej, głośniej, szybciej, a być sprawnie skrojonym kinem rozrywkowym z morzem nowych, wyśmienitych pomysłów.
Już scena otwierająca, w której widzimy młodego ojca Petera Quilla, pokazuje, że fabuła nie tylko skupi się na międzygwiezdnych pościgach, walkach z potworami, czy ponownym ratowaniu galaktyki. W tym przypadku chodzi o coś więcej niż tylko swojskie pranie się po mordach z hordą kosmicznych zakapiorów wynajętych przez Thanosa, a zwrócenie uwagi na dramat ojca i syna. Relacje między Peterem a Ego nie są łatwe, szczególnie w obliczu zbliżającego się wielkimi krokami Armagedonu. Granica między żartami, których rzecz jasna nie brakuje, a lekką nutą dramatyzmu jest widoczna. Gunn nie zapomina, że jego dzieło stanowi kolejny etap w długofalowym planie Marvela, ale nie czyni ze swojego filmu przejściowego tworu, jak miało to miejsce w przypadku Iron Mana 2. Skupia się na bohaterach, relacjach między Nebulą i Gamorą, Rocketem a Grootem oraz Draxem i… każdym z członków ekipy. Swoiste braterstwo dusz. Nie przegina w żadną stronę, bo nad produkcją wciąż skrzy się niezwykle świeży powiew kina przygodowego, podlanego humorystycznym sosem, a nadto czerpiącego garściami z przebogatego kosmosu Marvela. Z całego obrazu wyłania się harmonijna opowieść, w kilku miejscach obfitująca w dynamiczną i wysokooktanową akcję, ale też refleksyjna, zwłaszcza w momencie osiągnięcia przez bohaterów miejsca, które swobodnie można nazwać kosmicznym rajem.
Duża w tym zasługa aktorów tego widowiska, którzy już poprzednio przekonali, że udanie radzą sobie w formule kina superbohaterskiego pokazanego z dość dużym przymrużeniem oka. Gunn wyśmiewa wyidealizowanych bohaterów, prezentując kosmiczną hałastrę indywidualności, którzy nie raz i nie dwa w życiu zbłądzili, ale w obliczu galaktycznego zagrożenia potrafią zewrzeć szeregi i wspólnie stanąć do walki. Nawet jeśli niektórzy z nich wciąż kryją urazy w sercu. Tak ma się sytuacja z Nebulą, która czuje się zdradzona przez siostrę, czy oszukanego przez Star-Lorda Yondu. Ale na tym polega cały urok niniejszej produkcji. Gunn żongluje niektórymi motywami, dobrze znanymi z poprzedniej odsłony i niejednokrotnie odwraca je o sto osiemdziesiąt stopni. Dzięki temu wciąż jesteśmy zaskakiwani nieoczekiwanymi woltami i twistami.
Mało tego, stara gwardia w tym filmie kradnie praktycznie każdą scenę ze swoim udziałem. Michael Rooker błyszczy, grając pragmatycznego i cynicznego Yondu, aktor tak świetnie nie prezentował się w filmie od czasów pamiętnej roli w klasyku akcji – Na krawędzi. Tam zresztą bujał się na linie wraz ze Sylvestrem Stallonem, z którym również i tu krzyżują się jego drogi. Słynny z kreacji „Włoskiego ogiera” artysta tym razem pojawia się w znacznie mniejszej roli, ale jakże istotnej i z powodzeniem naśmiewającej się z jego innej komiksowej kreacji. Szczegółów nie będę ujawniał, mogę śmiało powiedzieć, że Gunn w przecudnie pomysłowy sposób zostawił furtkę do pojawienia się w MCU Richarda Ridera. Trio starych pryków uzupełnia Kurt Russell, który niczym na planie Tango i Cash, jak pójdzie w tany wraz z podstarzałym Rambo, to na ekranie skrzy od wybornych one-linerów. Największym zaskoczeniem jest jednak Vin Diesel i jego urzekający głos dziecięcego Groota. Tego po prostu nie można przegapić!
Niewątpliwie cieszy, że kontynuacja przeboju z 2014 r. jest autonomiczną historią, skupiającą się na bohaterach, szeroko pojmowanym heroizmie, a także przyziemnych problemach w stylu wychowania narwanego dzieciaka o pirotechnicznym zacięciu, który przecież sam łatwo może się podpalić. Zabawa superbohaterską konwencją, space opera, a także eksploracja kosmicznych rubieży to kino bardziej wciągające i autorskie niż ostatnie Gwiezdne wojny. Fani Marvela i dziwacznych cameo Stana Lee będą zachwyceni. A to nie jedyne cameo znanej osobowości w tym obrazie.
Strażnicy Galaktyki vol. 2 to kino totalne, mega zabawne, widowiskowe i wciąż świeże. Najbardziej udana pod każdym względem produkcja Marvela, nieprzeładowana ani akcją, ani nazbyt suchymi żartami. Wyważona w każdym calu. Film, do którego będziecie wracać wielokrotnie. A scena po napisach sugeruje, że James Gunn ma już idealny materiał na domykającą trylogię część. Czekam z niecierpliwością!
Ocena: 10/10
Tytuł: "Strażnicy Galaktyki vol. 2"
Reżyseria: James Gunn
Scenariusz: James Gunn
Na podstawie komiksu Dana Abnetta i Andy'ego Lanninga
Obsada:
- Chris Pratt
- Zoe Saldana
- Vin Diesel
- Bradley Cooper
- Dave Bautista
- Michael Rooker
- Karen Gillan
- Kurt Russell
- Sylvester Stallone
- Chris Sullivan
- Pom Klementieff
- Elizabeth Debicki
- Nathan Fillion
- Tommy Flanagan
- Michael Rosenbaum
- Glenn Close
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Henry Braham
Montaż: Fred Raskin, Craig Wood
Scenografia: Ramsey Avery
Kostiumy: Judianna Makovsky
Czas trwania: 137 minut
Dziękujemy Marvel Studios za udostępnienie szpuli z taśmą do recenzji.
comments powered by Disqus