„Fałszerz” - recenzja
Dodane: 25-03-2017 08:48 ()
Lubię filmy o skomplikowanych skokach. Do takich produkcji jak Oceans Eleven zawsze podchodzę pozytywnie i z zainteresowaniem. Przychylnym okiem spojrzałem więc na Fałszerza. Niestety pozytywne nastawienie odparowywało ze mnie jak woda z kałuży w słoneczny lipcowy dzień wraz z każdą mijającą minutą.
Fałszerz to produkcja, która stara się połączyć motywy heist movie z rodzinnym dramatem i niestety nie wychodzi jej to na dobre. Nie żebym nie potrafił docenić solidnego obyczajowego dramatu, ale poprzez połączenie dwóch bardzo odmiennych gatunków z obrazu robi się taka filmowa hybryda, ani nie poczujemy świeżości morskiej bryzy w warstwie fabularnej, bo przedstawiona historia jest dość sztampowa, ani nie nasycimy się występami aktorów, bo od strony artystycznej produkcja też nie ma zbyt wiele do zaoferowania.
Jak już wspominałem, historia jest prosta – Raymond Cutter, fałszerz dzieł sztuki i złodziej, idzie na układ z przestępcą, by wyjść wcześniej z więzienia i spędzić czas ze śmiertelnie chorym synem. Aby spłacić dług, godzi się dokonać fałszerstwa znanego obrazu i ukraść oryginał. W międzyczasie zaś stara się zbliżyć do izolującego się emocjonalnie syna. Miks dwóch głównych wątków sprawia, że w rezultacie w obrazie brakuje miejsca, więc oba wątki potraktowane są dość pobieżnie, choć film z lekka faworyzuję wątek familijny, poświęcając mu nieco więcej czasu. Widzowie, którzy ostrzyli sobie zęby na nieco więcej akcji będą zdecydowanie zawiedzeni. Co więcej, brak tej produkcji oryginalności, która odróżniałaby ją od dziesiątek innych filmów obyczajowych.
Aktorsko również jest średnio, Travolta sprawia wrażenie nieobecnego, wcielający się w rolę jego syna Tye Sheridan gra jak dziesiątki innych młodocianych gwiazdek, ani na tyle źle, by można było się pośmiać, ani na tyle dobrze, by zasłużyć na jakieś szczególne wyróżnienie. Aktorski poziom całości ciągnie za to Christopher Plummer w roli seniora rodu Cutterów. Błyszczy w każdej spędzonej na ekranie chwili, a sceny z jego udziałem to bez wątpienia najlepsze sekwencje w całym filmie. Dużo ich nie ma, ale każda to perełka.
Walorami produkcyjnymi Fałszerz również nie błyszczy. Nie wygląda źle ani nie ogląda się go nieprzyjemnie. Główny problem tkwi w tym, że wszystko, od pracy kamery i montażu, poprzez scenografię i kostiumy, a na oprawie dźwiękowej kończąc, jest po prostu nijakie. W filmie nie uświadczymy ani nadmiaru modnych roztrzęsionych ujęć z ręki, które irytowałyby i odbierały przyjemność płynącą z seansu, ani awangardowej pracy kamery, ani żadnych operatorskich lub montażowych sztuczek, które zaintrygowałyby widza. Muzyka nie drażni, ale nie zapada w pamięć. Wszystko w filmie jest przeciętne.
I właśnie to jest gwoździem do trumny recenzowanej produkcji. Pomimo powyższych wad Fałszerz jest produkcją zrealizowaną irytująco wręcz sprawnie. I tylko sprawnie, ponieważ film ten to synteza przeciętności. Przeciętne z wyjątkiem Plummera aktorstwo, przeciętny scenariusz i przeciętna realizacja sprawiają, że po seansie mam w głowie pustkę i najzwyczajniej w świecie nie za wiele mogę o obejrzanym przed chwilą filmie powiedzieć. Jeśli naprawdę nie masz drogi widzu nic lepszego do roboty, możesz Fałszerza bez większego bólu łyknąć i nie przyprawi cię on o niestrawność. Osobiście będę trzymać się filmów choćby złych i fatalnych, ale które w pamięci pozostawią jakiś ślad.
Ocena: 4/10
Tytuł: „Fałszerz”
Reżyseria: Philip Martin
Scenariusz: Richard D'Ovidio
Obsada:
- John Travolta
- Christopher Plummer
- Tye Sheridan
- Abigail Spencer
- Jennifer Ehle
- Anson Mount
- Marcus Thomas
Muzyka: Nick Cave, Warren Ellis
Zdjęcia: John Bailey
Montaż: Peter Boyle, Joan Sobel
Scenografia: Derek R. Hill
Kostiumy: Abigail Murray
Czas trwania: 92 minuty
Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus