„Star Wars - Karmazynowe Imperium II": „Rada we krwi" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 17-02-2017 15:49 ()


W nowej chronologii uniwersum Star Wars sprawa jest jasna: rok po bitwie o Endor Imperium przegrało bitwę o Jakku i w rezultacie całą galaktyczną wojnę domową, po czym nastąpił długi okres pokoju pod egidą Nowej Republiki. W starym kanonie, w Legendach, sytuacja przedstawiała się zupełnie, ale to zupełnie inaczej. Imperium walczyło długo, miało wielu liderów – często zwalczających się nawzajem – i ostatecznie uległo dopiero piętnaście lat po pierwszej śmierci Imperatora. Pierwszej, bo jak wiemy z „Mrocznego Imperium”, wcale nie jedynej... Wspominam o tym nie przez przypadek, ponieważ finalna śmierć Imperatora stała się wstępem do komiksu „Karmazynowe Imperium”, który jakiś czas temu ukazał się na polskim rynku, i który miałem przyjemność dla Was zrecenzować. Wydawnictwo Egmont postanowiło pójść za ciosem i – podobnie jak miało to miejsce w przypadku pierwszego tomu – kolejny raz wydać w Polsce drugą odsłonę tej trylogii pt. „Rada we krwi”, tym razem w ramach cyklu Legendy.

W poprzedniej odsłonie „Karmazynowego Imperium” osią fabuły było starcie dwóch byłych Imperialnych Gwardzistów, Kira Kanosa i Carnora Jaxa. O ile postać Kanosa była solidnie skonstruowana tak pod względem charakteru, jak i motywacji, o tyle Carnor odgrywał rolę stereotypowego do bólu szwarccharakteru. Tym razem naprzeciwko Kira stoi cała imperialna Rada Tymczasowa, kłębowisko zdradzieckich, ambitnych, ale też okazyjnie patriotycznie nastawionych oficjeli Imperium. Krótko mówiąc, gromadka znacznie ciekawszych postaci. No może poza pewnym figurantem, który jest jeszcze bardziej stereotypowy od Carnora Jaxa... Do wspomnianej gromadki dołącza też Hutt Grappa. Z początku wydawało mi się, że to jeden z wielu klonów Jabby, włącznie z kopią pałacu i maskotki; jeśli tak jednak jest, to stanowi bardziej jego komiczne odbicie. Hutt tak kombinuje, tak się mota w swoich własnych spiskach, że koniec końców oglądanie jego przygód (jakkolwiek by one nie były groteskowo okrutne) jest przednią zabawą.

Ustaliliśmy, że postacie są lepsze. A co z fabułą? Spieszę donieść, że momentami podoba mi się jeszcze bardziej. Chociaż „Rada we krwi” jest przesiąknięta polityką i intrygami imperialno-huttyjskimi, to w żadnym momencie nie czujemy ani przesytu, ani znużenia, tym bardziej że co jakiś czas dyskusje i knowania przerywa odgłos (czy raczej odpowiadająca mu onomatopeja) bitwy bądź strzelaniny. Jak przystało na dobrą historię tego rodzaju, w jej trakcie i pod koniec doświadczymy kilku ładnie zrealizowanych i niezbyt oczywistych zwrotów akcji. Wszystko to łączy się w zgrabną, sensowną, zaskakująco dynamiczną i, co również jest ważne, niepozbawioną humoru opowieść, która świetnie się wplata w resztę dawnego Expanded Universe.

„Karmazynowe Imperium”, tak to, jak i poprzednie, stałoby niewątpliwie w czołówce mojego zestawienia najlepszych komiksów Star Wars, gdyby nie jeden mały, drobniutki szkopuł: jest potwornie brzydkie. Pisałem o tym poprzednio, napiszę i teraz – prace rysownika Paula Gulacy’ego rażą sztucznością, są strasznie zgeometryzowane i patrzenie na nich grozi chęcią wydrapania sobie oczu. To nie są najgorsze rysunki, jakie widziałem w gwiezdnowojennych komiksach – do poziomu „Mrocznego Imperium” im daleko – ba, prawdę mówiąc nie byłyby wcale takie złe, gdyby nie wygląd postaci. Sylwetki, twarze, mimika, oczy... Zwłaszcza oczy, tak straszliwie wyłupiaste, zezujące (poważnie, połowa postaci ma na jednym czy dwóch kadrach najzwyklejszego zeza) i upiornie sztuczne. Brr. Rzadko zdarza mi się czytać komiks, w którym rysunki wywołują u mnie tak odpychające wrażenie.

„Rada we krwi” to nie tylko godna kontynuacja pierwszego „Karmazynowego Imperium”, ale także świetny komiks sam w sobie. Skutecznie łączy akcję, humor i polityczno-kryminalne intrygi, tworząc dobrze czytającą się mieszankę. Pierwszy poważny mankament poprzedniej części, fatalnie wykreowany Carnor Jax, został zastąpiony przez znacznie ciekawszą Radę Tymczasową, ale drugi niestety nie tylko nie zniknął, ale wręcz się nasilił. Rysunki w „Karmazynowym Imperium” doprawdy wołają o pomstę do Mocy... Trzeba się jednak pocieszać tym, że historia jest świetna, bohaterowie i antybohaterowie solidni, a i nie zabrakło ciekawych nawiązań do Expanded Universe. Jeśli spodobała Wam się poprzednia część tej trylogii – a dodam przy okazji, że jeszcze w tym roku Egmont planuje wydać trzecią odsłonę – to musicie sięgnąć po „Radę we krwi”. Jeśli nie... to i tak dajcie szanse temu komiksowi, bo warto się z nim zapoznać, nawet mimo tragicznych rysunków.

  • Ogólna ocena: 7/10
  • Fabuła: 9/10
  • Rysunki: 3/10
  • Klimat: 7/10

 

Tytuł: „Star Wars - Karmazynowe Imperium II": „Rada we krwi"

  • Scenariusz: Mike Richardson, Randy Stradley
  • Rysunek: Paul Gulacy
  • Kolor: Dave Stewart
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
  • Seria: Star Wars Legendy
  • Data publikacji: 25.01.2017 r.
  • Liczba stron: 160
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus