„Witajcie w dżungli” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: milkszejk

Dodane: 15-05-2007 14:24 ()


Kino nie znosi próżni, gdy jeden charakterystyczny aktor odchodzi na emeryturę, w jego miejsce pojawia się nowy. Witajcie w dżungli to film symboliczny, bo z jednej strony stanowiący pożegnanie z Arnoldem, który zamienił aktorskie buty na gabinet gubernatora Kalifornii, a z drugiej film mający otworzyć wrota kariery przed Dwaynem Johnsonem, którego pamiętamy jako króla Skorpiona. Czy właśnie Hollywood namaściło nowego mięśniaka dużego ekranu?  

Jak sam tytuł mówi, akcja obrazu rozgrywa się w amazońskiej dżungli, do której wybiera się Beck. Jedzie tam na zlecenie szefa mafii, który pragnie odnaleźć zaginionego syna Travisa. Łowca głów pragnie się przekwalifikować i otworzyć restaurację, na którą potrzebuje pieniędzy, a zlecenie wydaje się atrakcyjne i dobrze płatne. Obiecuje sobie, że będzie to już ostatni raz. W dżungli szybko okazuje się, że nie jest tak łatwo, jak w mieście, a Travis wydaje się oporny na współpracę. Szorstka znajomość obu zostanie wystawiona na ciężką próbę, bo w dżungli grasuje banda rebeliantów, a zagrożenie stanowi też szef kopalni złota Hatcher. Beck dość szybko pożałuje, że zdecydował się na podróż z dala od cywilizacji.

Początek Witajcie w dżungli zapowiadał solidną dawkę kina kopanego utrzymanego w rozrywkowym tonie. Jednak fabuły starczyło jedynie na rozwinięcie głównego wątku. Między Dwaynem Johnsonem a Seanem Williamem Scottem nie ma chemii ani żadnej nici porozumienia. Pierwszy dopiero przebija się do świata filmu, drugi zaś sprawdza się w komediowym repertuarze, tu zaś mocno się męczy, starając nadrabiać się miną i być przekonujący.  Konfrontacja między wspomnianymi – Travis nie chce wracać do miasta – na początku jest nawet zabawna, ale z czasem staje się monotonna. Dodatkowe wątki z Hatcherem, przywódczynią rebeliantów i ukrytym skarbem nie podnoszą atrakcyjności filmu, a wręcz przeciwnie są nudne. Nie ma tu ani charyzmatycznych postaci, ani śmiesznych czy zaskakujących scen. Wprawdzie w dżungli otrzymujemy jedną soczystą sekwencję walki, w której bryluje Rock, ale jest to mało, a kolejne walki czy strzelaniny nie są porywające ani odkrywcze. Dodatkowo Beck nie używa broni – wątek wyświechtany i zaczerpnięty od innego twardziela dużego ekranu – w tym przypadku mający skierować oczy widza w kierunku Rocka obijającego facjaty przeciwników. Niestety nie mamy tego za wiele i zazwyczaj są to powtarzalne ujęcia.

Witajcie w dżungli miało być przełomem dla Dwayne’a Johnsona, ale okazały się falstartem. Umiejętności Rocka nie zostały tu w pełni wykorzystane, aktor ma znacznie większy potencjał, niż pokazano w filmie. Musi się jeszcze trochę porozpychać łokciami, aby zapracować na wizerunek, jaki miał jego idol Arnold Schwarzenegger. Scena z obydwoma aktorami jest w tym przypadku symptomatyczna i warta zapamiętania w przeciwieństwie do całego filmu.     

4/10

Reżyseria: Peter Berg

Scenariusz: R.J. Stewart, James Vanderbilt

Obsada:

  • Dwayne Johnson
  • Seann William Scott
  • Rosario Dawson
  • Christopher Walken
  • Ewen Bremner
  • Jon Gries

Muzyka: Harry Gregson-Williams

Zdjęcia: Tobias A. Schliessler

Czas trwania: 144 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...