"Snowpiercer: Arka przyszłości" - recenzja
Dodane: 18-03-2015 09:23 ()
Niedaleka przyszłość w okowach globalnej zmarzliny i futurystyczny pociąg, którego pasażerowie są jedynymi ocalałymi ludźmi na Ziemi... Narzekacie, że letnie produkcje rodem z Hollywood suną po dobrze znanych, konwencjonalnych torach? Za sprawą „Snowpiercera” należałoby chyba zrewidować taki pogląd. Czy niesamowity pomysł wyjściowy filmu Joon-ho Bonga stanowi jednak jego wyłączny pozytyw?
Południowokoreański reżyser postanowił skoncentrować się na energii buntu – zarówno od tej destrukcyjnej, jak i kreatywnej strony. Określenie wektorów przemieszczenia jest dosyć problematyczne, cała historia toczy się bowiem w klaustrofobicznych przestrzeniach tytułowego „Snowpiercera”, pociągu, który pędząc dookoła globu stanowi arkę z ocalałymi. Skutki globalnego ochłodzenia nie wpłynęły jednak na ludzki temperament, stąd też pojawiające się w wagonach najniższej klasy zarzewie konfliktu. To właśnie tam robotnicy zbuntują się przeciwko próżnym i bogatym. Rewolucja jak zawsze zbiera krwawe żniwo, a bohaterowie nie zawsze okazują się być krystalicznie czyści.
Wykorzystanie społecznej stratyfikacji pozwoliło na ekspozycję jasno skontrastowanych podziałów. Praktycznie od pierwszych scen wiadomo, po czyjej stronie znajduje się racja. Curtis, (Chris Evans) nieformalny lider uciśnionych, troskliwa Tanya (Octavia Spencer), odważny i młody Edgar (Jamie Bell), a także niepełnosprawny Gilliam (John Hurt), swoista skarbnica wiedzy i moralności w zdegradowanym świecie jutra – bohaterowie ludu, którzy za cenę życia nawołują do walki z despotycznym konstruktorem perpetuum mobile, bezwzględnymi oddziałami prewencji oraz ekscentryczną przedstawicielkę władzy pod postacią Mason (Tilda Swinton).
Myli się jednak ten, kto uważa, że film jest wzorem agitki dla skrajnie lewicowych środowisk. Joon-ho Bong tworząc rewolucyjne tło, oferuje przede wszystkim szaloną rozrywkę z odpowiednią dynamiką wydarzeń. Bezkompromisowe sceny walk obfitują w tryskającą czerwień, zaś gruchot łamanych kości słyszalny jest pomiędzy piskiem pociągowych kół. Jest w tym napięcie, a na uwagę zasługuje zwłaszcza choreografia niektórych starć (chociażby fragmenty w tunelu). Swoją wymowę ma także kolorystyka poszczególnych scen – metaliczne barwy z dzielnicami-wagonami biedoty stopniowo zmieniają się na bardziej intensywną i zróżnicowaną paletę pigmentów.
W tym też upatrywać można największy walor całej produkcji. Poszczególne segmenty widowiska są ekspozycją zupełnie różnych światów. Slumsy sąsiadują z policyjną zbrojownią, a ta znajduje się zaledwie o parę kroków od szkoły indoktrynującej najmłodszych. Jest jeszcze kuchnia z orientalną żywnością, laboratorium ze szczepami roślin pod uprawę, gigantyczne akwarium czy klub dla narkotycznych przeżyć najbogatszych mieszkańców Snowpiercera. Pozorny chaos pomysłów zachowuje jednak zaskakującą konsekwencję. Każdy wagon, to inny element antyutopijnej wizji nowego porządku. Poszczególne granice powinno się traktować jednak dosyć symbolicznie, o czym nietrudno jest się domyślić w trakcie seansu.
„Snowpiercer” bywa jednak niespójny. Stylistyka szalonego kina akcji doskonale współgra z konwencją fantastyki postapokaliptycznej, w przeciwieństwie do momentów jawnie dramaturgicznych. Na tym polu nie odnajduje się zwłaszcza Chris Evans, który jako obrońca swoich towarzyszy przypomina sobie o trudach i znojach życia po katastrofie ekologicznej w 2014 roku. Od tego czasu w filmie minęło 17 lat nieustannej tułaczki garstki ocalałych. Chociaż w emocjonalnej grze zdecydowanie lepiej prezentują się inni (choćby wspomniana wcześniej Octavia Spencer jako samotna matka), to czasem odnosi się wrażenie, że proporcje pomiędzy niebanalną rozrywką a patetycznym moralitetem zostały gdzieniegdzie źle wyważone.
Niestety, również samo rozwiązanie akcji wzbudza pewne wątpliwości. O ile fragmenty z eksploracją coraz nowych wagonów powodują autentyczne zaangażowanie, o tyle puenta i finalny dialog pomiędzy głównymi oponentami wydają się nie przystawać do dosyć karykaturalnego formatu całej produkcji. Również przez to, refleksja nad społeczeństwem w skali mikro jest pozbawiona głębszej wartości. Społeczna niesprawiedliwość, dekadentyzm, klasowy podział ludności. Pomimo ucieczki w banał warto zwrócić uwagę na jeden, dosyć niespodziewany zwrot akcji, który odciska się piętnem na wiarygodności pewnego bohatera. Kto właściwie kieruje całą maszynerią?
Międzynarodowa produkcja powstała na bazie francuskiego komiksu jest umiarkowanie interesującym widowiskiem łączącym kino science-fiction z wybuchową, świadomie przestylizowaną przemocą. Realizacyjna sprawność pozwala na radość z seansu i to nawet pomimo tego, że fundamenty świata przedstawionego zaszkicowano w iście ekspresowym tempie. Film o wiecznej zmarzlinie z dosyć nieoczywistym podejściem do letniej rozrywki.
Tytuł: "Snowpiercer: Arka przyszłości"
Reżyseria: Joon-ho Bong
Scenariusz: Joon-ho Bong, Kelly Masterson
Na podstawie komiksu Benjamina Legranda, Jacquesa Loba Jeana-Marca
Rochette
Obsada:
- Chris Evans
- Ed Harris
- Kang-ho Song
- John Hurt
- Tilda Swinton
- Jamie Bell
- Octavia Spencer
- Ewen Bremner
Muzyka: Marco Beltrami
Zdjęcia: Kyung-Pyo Hong
Montaż: Steve M. Choe, Changju Kim
Scenografia: Ondřej Nekvasil
Kostiumy: Catherine George
Czas trwania: 126 minut
Dziękujemy wydawnictwu Monolith Video za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus