„Somewhere. Między miejscami” - recenzja
Dodane: 05-04-2014 12:06 ()
Sofia Coppola od samego początku swojej kariery reżyserskiej stara się być tak dobra, albo nawet lepsza, niż jej ojciec – Francis Ford Coppola (znany z filmów „Ojciec Chrzestny” i „Czas Apokalipsy”). Jednak takimi produkcjami jak „Somewhere. Między miejscami” na pewno tego nie udowodni. Film jest zwyczajnie przewidywalny i nudny.
Johnny Marco (Stephen Dorff, znany z „Blade – wieczny łowca”) jest aktorem wiodącym hedonistyczne życie, typowe dla celebryty żyjącego w Hollywood. Mieszka w osławionym jako centrum hollywoodzkiego blichtru: Chateau Marmont. Pomimo pieniędzy i dziewczyn, które spełnią jego każdą zachciankę, życie Johnny'ego wydaje się strasznie nudne. Obrazuje to chociażby jego usypiająca mina podczas pokazu dziewczyn tańczących na róże w jego pokoju. Wszystko ulega zmianie, kiedy pojawia się jego córka – Cleo (Elle Fanning, znana z „Deja vu”).
Przemiana Johnnny nie następuje szybko, właściwie wlecze się cały film. Do końca nie wiadomo czy Cleo wpłynie jakoś na swojego ojca. Dopiero ostatnia scena jest dość spektakularna, choć fajerwerków nie ma. Nie sprawia to jednak, że wyczekujemy przemiany z zapartym tchem. Raczej odliczamy minuty do zakończenia obrazu, a trwa on półtorej godziny. To, czego brakuje temu filmowi to przede wszystkim AKCJA! Właściwie przez cały seans nic zupełnie się nie dzieje, co potrafi doskonale uśpić.
Fabuła też nie jest odkrywcza, jednak czuje się w niej nutę autentyczności. Sofia Coppola wplotła w ten film fragment siebie, pokazała życie dziewczynki, której rodzice są tak zajęci swoją karierą, że nie mają czasu dla córki. Wychowana przez znanych rodziców, musiała sama tego doświadczyć. Ale to chyba jedyna rzecz warta uwagi w tym obrazie. Sofia w jednym z wywiadów przyznała, że ten film ma być tylko tłem dla naszych rozważań. Właściwie nie czuję się zmuszona do refleksji. Nie znalazłam w nim nic nad czym mogłabym rozważać.
Nawet nie potrafię wychwycić perełek w tym filmie. Aktorzy się starali, ale żadne nie wypadło szczególnie dobrze i to kolejny minus produkcji. Skoro, żadna z postaci nie zostaje w pamięci na dłużej, to nie rozumiem dlaczego za taki film Sofia dostała Złotego Lwa. Według mnie zupełnie na niego nie zasłużyła. Zakładam jednak, że nie miała po prostu wymagającej konkurencji.
Tytuł filmu miał nawiązywać do wcześniejszej, znacznie lepszej produkcji Coppoli „Między słowami”. „Somewhere” nie dorasta mu jednak do pięt i widać to od samego początku. Szkoda, bo była szansa na udowodnienie, że kino niezależne może być równie dobre jak wysokobudżetowe produkcje.
comments powered by Disqus