"Star Wars": „Eskadra Łotrów: Requiem dla Łotra” - recenzja
Dodane: 20-09-2013 13:26 ()
„Eskadra Łotrów: Requiem dla Łotra” (SWK Wydanie Specjalne 2/2013)
To powinna być banalna misja dla elitarnej Eskadry Łotrów – proste odszukanie i uratowanie grupki bothańskich rozbitków zmuszonych do lądowania na Malrevie IV. Kiedy jednak Łotry docierają na tę zaściankową planetę na skraju galaktycznej cywilizacji, zostają nagle zaatakowani przez krwiożercze bestie, a także... samych Bothan. To jasny sygnał, że na planecie dzieje się coś bardzo dziwnego...
Ach, X-wing! Ach, Eskadra Łotrów! Legendarni piloci legendarnych myśliwców nie raz i nie dwa byli bohaterami przeróżnych opowieści – pomijając Klasyczną Trylogię, gdzie Łotry miały swą „oficjalną premierę”, widzieliśmy ich już w grach, książkach, a także komiksach. Choć, jeśli chodzi o to ostatnie medium, to nie do końca. Fani nad Wisłą nigdy bowiem nie doczekali się polskiego wydania serii komiksowej „X-Wing: Rogue Squadron”, toteż o przygodach dzielnych pilotów Sojuszu Rebeliantów i Nowej Republiki mogli jedynie poczytać w powieściach lub je obejrzeć na ekranie monitora lub telewizora. Dopiero niedawno, bo w zeszłym roku, doczekaliśmy się komiksu „W służbie Imperium”, skądinąd znakomitego, do tego otrzymaliśmy nieco krótszą opowieść o baronie Felu w jednym z numerów Star Wars Komiks. To jednak wciąż mało! By odrobić nieco zaległości i odpowiedzieć na prośby fanów, Egmont sprowadził do Polski kolejną miniserię z „X-Wing: Rogue Squadron” – tym razem jest to „Requiem dla Łotra”.
Historie z X-wingami w roli głównej mają to do siebie, że prawie nigdy – abstrahując od postaci Luke’a i Corrana Horna – nie wchodziły one w domenę Mocy i konfliktu Jedi kontra Sithowie. Sprawdza się to perfekcyjnie, bo i też tego od nich oczekujemy. Przykładem na to, że Moc należy omijać szerokim łukiem, gdy w grze znajdują się Łotry, jest niestety „Requiem...” Michael A. Stackpole, scenarzysta, bardzo pragnął, by jego bohaterowie zmierzyli się w boju z Sithami, ale podszedł do tego od strony, którą najkrócej da się określić mianem kiczowatej. Skupiająca Moc piramida Sithów, technik-megalomaniak, różne niewrażliwe na Moc istoty władające nią niczym Palpatine...? To nie do końca klimat, jaki pasuje Eskadrze Łotrów. Szczególnie, że w tle rozgrywa się opowiastka o tolerancji międzygatunkowej, poświęceniu dla Sprawy (co sugeruje zresztą tytuł), w której kompletnie brakuje podstawowego czynnika, sprawiającego, że o pilotach X-wingów czytamy z wypiekami na twarzy – humoru. Trawestując klasyczny do bólu cytat: to nie są Łotry, których szukacie.
Dotyczy to w pewnym stopniu także sfery graficznej „Requiem”. Ale może wyszczególnię najpierw rzeczy dobre, których, na szczęście, troszkę jest. Na pierwszy i zdecydowanie istotny, jak na komiks o myśliwcach, plan wysuwają się znakomite rysunki wszelkich latających maszyn, a także świetna reprezentacja ich zdolności bojowych. Innymi słowy, gdy przestrzeń powietrzną Malrevu IV zaczynają przecinać nitki laserowych wystrzałów, jest na co popatrzeć. Bitwy są efektowne i dynamiczne; starciom naziemnym również niczego nie brakuje. Na uwagę zasługują liczne postacie z innego gatunku, niż ludzki – Devaronianin, Kalamarianin, Quarren... Wszystko, z wyjątkiem Bothan. I bynajmniej nie dlatego, że jakoś brzydko wyglądają. Nie, nie. Chodzi o jedną scenę. Roznegliżowane Bothanki próbujące uwieść pilotów Nowej Republiki... Nie, dziękuję, postoję. Tu kryje się też największy problem kreski „Requiem...”. Twarze. Okropne, bardzo długie i kanciaste twarze, które fatalnie ukazują wszelkie możliwe emocje. Co jest rzeczą irytującą, a charakterystyczną dla tego komiksu, to cywilne ubrania (głównie przyduże kurtki i płaszcze), jakby wyjęte wprost z lat 90. XX wieku. Wspominałem już o klimacie tamtej epoki przy okazji recenzji „W służbie Imperium”, ale o ile tam jakoś to wszystko ładnie wyglądało, tak tutaj czuć, że nie jest to do końca Star Wars.
Po świetnym „W służbie Imperium” i równie dobrym „Życiu barona Fela” nadszedł czas na spadek formy – przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę kolejność polskich wydań opowieści z cyklu „X-Wing: Rogue Squadron”. Rysunki nie są złe; tak po prawdzie, to nie licząc Bothanek nieudolnie naśladujących Twi’lekanki, a także końskich facjat pilotów i pilotek, są całkiem niezłe. To fabuła jest największym problemem „Requiem dla Łotra” – fabuła bardziej w stylu fantasy, niż sci-fi, co w „Gwiezdnych wojnach” niczym niezwykłym nie jest, ale w przypadku Łotrów wybitnie się nie sprawdza. Do tego mamy pozbawione humoru dialogi (któż wie, czy to nie największy grzech scenarzysty... Gdzie się podział słynny dowcip Wesa Jansona i Hobbiego?), drętwe i niewiarygodne postacie nie-Łotry i niezbyt wyszukana intryga. W efekcie, komiks jest bardzo, bardzo średni. Może, gdyby to wszystko było bardziej oryginalne, „magię Sithów” zastąpiono zaś jakimś ciekawym imperialnym szwarccharakterem... A tak, werdykt jest jeden: nie polecam.
- Ogólna ocena: 5/10
- Fabuła: 3/10
- Rysunki: 7/10
- Kolory: 6/10
- Klimat: 6/10
Tytuł: „Eskadra Łotrów: Requiem dla Łotra”
- Scenariusz: Michael A. Stackpole, Jan Strnad
- Rysunki: Gary Erskine
- Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 06.09.2013r.
- Oprawa: miękka
- Objętość: 96 stron
- Format: 170x260 mm
- Druk: kolor
- Cena: 9,99 zł
comments powered by Disqus