"Rycerze Starej Republiki" tom 10: "Wojna" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 08-08-2013 08:24 ()


Republika i Mandalorianie toczą wojnę, do której włącza się część Jedi. Jeden z nich, pacyfista Zayne Carrick, wcielony do wojska wbrew swojej woli, trafia na front. Kiedy dostaje się do mandaloriańskiej niewoli, gdy szturmuje plaże z innymi republikańskimi żołnierzami, nagle zostaje zmuszony... do walki u boku wroga! Wkrótce odkrywa, że Mandalorianie – i ich przywódca – kryją w sobie więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. I że musi zrobić wszystko, co w jego mocy, by zapobiec rozlewowi krwi...

Mniej więcej w tym samym czasie w USA wydano dwa komiksy „Star Wars” pod tytułem „Wojna”, oba rozgrywające się po zakończeniu 50-zeszytowych cykli „Dziedzictwo” i „Rycerze Starej Republiki”. O ile jednak zrecenzowana już przeze mnie „Wojna” z pierwszej z tych dwóch serii była de facto jej zakończeniem, o tyle „Wojna” z „Rycerzy” to samodzielny komiks niezwiązany z poprzednimi pięćdziesięcioma numerami, które, jak wiemy, były wspaniale domknięte niesamowitym finałem pt. „Demon”. Skąd więc u licha, i po co nam ten tom 10, sugerujący, że historia z „Demona” nie jest ostatecznym zakończeniem? Zapewne stąd, że John Jackson Miller miał nam do przekazania jeszcze jedną, według autora ważną historię, która nie zmieściła się w głównej serii, a być może mogła być wstępem do kolejnej. Czy rzeczywiście jest istotna, i „Wojna” jest czymś więcej, niż zbędnym dodatkiem i odcinaniem kuponów od świetnych „Rycerzy Starej Republiki”? Zobaczmy.

Początkowo miałem spore wątpliwości. W komiksie występuje bowiem jedynie główny bohater „Rycerzy Starej Republiki”, Zayne Carrick – brak, w rolach większych od symbolicznych, choćby Jarael czy Grypha! Szansa, że Zayne samodzielnie podźwignie temat... No, nie były wysokie. Na szczęście obawy okazał się zadziwiająco bezpodstawne. „Wojna” to komiks, którego najbardziej oczekiwali fani gier „Knights of the Old Republic” i Mandalorian, gdyż w dość zmyślny sposób podejmuje temat bardzo kontrowersyjnego zaangażowania rycerzy Jedi z odłamu Revana w Wojny Mandaloriańskie, odwracając sytuację o 180 stopni – gdyby zamiast Republice, Jedi pomogli Mandalorianom. W tle przebijają się także wątki obowiązku, rodziny i pacyfizmu w obliczu konfliktu zbrojnego, a wszystko to podane w bardzo niepatetyczny, ludzki, częściowo humorystyczny sposób. Ciekawemu ukazaniu ciężkiego tematu pomagają niejednoznaczne postacie. Pomijając Zayne'a, który wciąż przechodzi coraz to nowe metamorfozy, dostajemy byłego członka Rady Jedi służącego Mandalorianom (!), rodzinę mandaloriańskich Devaronian oraz znanego nam wcześniej irytującego kapitana Dallana Morvisa. Jestem pod wielkim wrażeniem fabuły „Wojny”, tym większym, że spodziewałem się czegoś niedorastającego do pięt poprzednim komiksom serii.

Niestety, nie jestem pod podobnym wrażeniem, jeśli chodzi o szatę graficzną. To zabawne, bo nie brakuje jej nic, czego zazwyczaj oczekuję od rysunków – rzecz rozchodzi się o jedną, ale za to kluczową rzecz: wygląd Zayne’a Carricka. Postać, której losy śledzimy w „Wojnie” ni w ząb nie przypomina bohatera z pozostałych „Rycerzy Starej Republiki”. Przebolałbym kompletną zmianę wyglądu, bo nie takie rzeczy już mieliśmy w tym cyklu – ale nie przeboleję, że z młodzieńczego, entuzjastycznie nastawionego Zayne’a zrobił się starszy o co najmniej dziesięć lat smutas, ktoś przypominającego zaprawionego w bojach weterana. Rysunki tak zmieniają jego charakter i podejście czytelnika do niego, że to aż boli! Ale dość tego wylewania żółci. Carrick Carrickiem, jednak nie cały komiks to on. Wszędzie tam, gdzie go nie ma, jest bowiem dość pięknie. Bogactwo szczegółów i tła, dynamika pojedynków i walk, wreszcie niezwykła dbałość o wygląd wszelkich rzeczy związanych z Mandalorianami: pancerzy, maszyn, okrętów i broni. Fani Mando będą mieli używanie przy tym komiksie. Ogólnie, jest on przesiąknięty klimatem starych, dobrych „KotORów”.

To już definitywny i ostateczny koniec „Rycerzy Starej Republiki”. Ten rozdział gwiezdnowojennego komiksu jest zamknięty – co, sądząc po poziomie „Wojny”, przyjmuję teraz z większym smutkiem, niż po przeczytaniu niezwykle satysfakcjonującego „Demona”. Żałuję, że nie powstanie więcej opowieści z Zaynem w roli głównej, gdyż tom 10 to przykład na to, że temat wcale, a wcale nie został wyeksploatowany do końca. „Wojna” robi piorunujące wrażenie kompleksowością fabuły, a zarazem jej lekkością. Wszelkie obawy odnośnie niepotrzebnego dodawania nowej historii do czegoś, co już miało piękne zakończenie, szybko się rozwiały. To powiedziawszy, kolejny raz potwierdzam coś, co już ustaliliśmy (prawda?) ponad wszelką wątpliwość: „Rycerze Starej Republiki” to najlepsze z najlepszych, jeśli chodzi o komiksy „Star Wars”. A „Wojna”? Może i nie potrzebujemy jej specjalnie do szczęścia, ale zdecydowanie warto ją kupić i przeczytać.

 

  • Ogólna ocena: 9/10
  • Fabuła: 10/10
  • Klimat: 9/10
  • Rysunki: 8/10
  • Kolory: 7/10

 

Tytuł: "Rycerze Starej Republiki" tom 10 : "Wojna"

  • Scenariusz: John Jackson Miller
  • Rysunki: Michael Atiyeh, Andrea Mutti, Pierluigi Baldassini
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 07.2013 r.
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kreda
  • Objętość: 96 stron
  • Format: 150 x 228 mm
  • Cena: 39,99 zł

comments powered by Disqus