"007 przygód Franka i Wendy" - recenzja
Dodane: 17-01-2012 15:51 ()
Kiedy słyszysz komentarz: „A tak swoją drogą, to ponoć najgorszy film świata” - ciekawość zaczyna brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Paradoksalnie lubię oglądać złe filmy. Jest w tym coś co apeluje do mojej masochistycznej natury i stanowi dla mnie odpowiednik duchowego katharsis. Złe filmy oglądane z kumplami oraz okraszone odpowiednią ilością napojów wyskokowych mogą stanowić doskonałą receptę na udany wieczór dla ludzi odpornych na głupotę i absurd, potrafiących patrzeć na pewne rzeczy z przymrużeniem oka. Czy „007 przygód Franka i Wendy” sprawdziłoby się na takiej imprezie?
Nie, nie, nie, po trzykroć nie. Estońska produkcja to istny pokaz wszystkiego, co w filmie można zrobić źle. Oglądanie tej produkcji to istna makabra i tortura zarówno pod względem zawartości merytorycznej jak i strony audiowizualnej. Przygody dwójki „superagentów FBI” na estońskiej ziemi to parada niesmacznych, absurdalnych żartów, okraszonych grafiką na poziomie ilustracji czterolatka i dźwiękiem tak drażniącym jak tylko można to sobie wyobrazić. Fabuła to zbiór bezsensownych gagów opartych na kloacznym humorze. O ile sam jestem miłośnikiem absurdalnych żartów to uważam, że należy je stosować z wyczuciem i właściwie dozować.
Pod względem braku umiaru recenzowany film przekracza wszelkie granice dobrego smaku, oferując nam gagi tak niewybredne, prostackie i najzwyczajniej w świecie głupie, że po obejrzeniu go mam wrażenie, że moja kora mózgowa uległa brutalnemu wyprasowaniu i rozprostowaniu. Miałem ochotę zwinąć się w kłębek w ciemnym koncie i kwilić cichutko w oczekiwaniu aż moje nerwy uspokoją się na tyle, bym mógł zasiąść do pisania tej recenzji. Bohaterowie to rasowi imbecyle i choć w zamierzeniu mieli zapewne stanowić obraz stereotypów znanych z filmów szpiegowskich, błyskotliwie ukazanych w krzywym zwierciadle, to mam wrażenie, że w tym wypadku ktoś owe lustro nie tyle wykrzywił, co roztrzaskał na kawałki. Zarówna Frank i Wendy jak i ich antagoniści drażnią z każdą minutą projekcji coraz bardziej, skutecznie wyprowadzając widza z równowagi swoim zachowaniem. I choć nie można autorom tego „epokowego” dzieła odmówić fantazji w kreowaniu postaci nietypowych to ich zdrowy rozsądek należy postawić pod znakiem zapytania.
Jak już wspomniałem szata graficzna i udźwiękowienie obrazu to koszmar. Lepsze rysunki zdarzało mi się widywać wyskrobane tępym gwoździem na szkolnej ławce. Animacja rwie się jak stara szmata i wydaje się być złożona z pięciu klatek na krzyż. Kolory autorzy prawdopodobnie zaczerpnęli ze starego pudełka farb plakatowych, o którym przypomnieli sobie, że leży gdzieś na zapleczu studia. Dźwięk sprawia wrażenie połączenia odgłosów nagranych za pomocą taniego dyktafonu zmiksowanych z bazą dźwięków z Power Pointa. Muzyka to w zasadzie dwa dżingle powtarzane ad nauseam.
„007 przygód Franka i Wendy” to produkcja tak bardzo niepotrzebna, że aż trudno to wyrazić słowami. Niniejszy obraz bez problemu odbiera palmę najgorszego filmu świata dowolnej produkcji Uwe Bolla i Eda Wooda, lecz również pozbawiony jest pewnego ulotnego uroku oraz czynnika humorystycznego, które cechują dzieła austriackiego i amerykańskiego reżysera. Każdy, kto nie chce narazić się na nagły przypływ skrajnej głupoty oraz na porażenie nerwów wzrokowych i słuchu przez orgię brzydoty rozlewająca się po ekranie powinien od tej produkcji trzymać się z daleka.
1/10
Tytuł: "007 przygód Franka i Wendy"
Reżyseria: Kaspar Jancis, Ülo Pikkov, Priit Tender
Scenariusz: Priit Pärn
Obsada (głosy):
- Andrus Vaarik
- Peter Oja
- Janne Shevtshenko
- Jan Uuspõld
- Eduard Toman
- Tarmo Männard
- Anne Reemann
Muzyka: Margo Kõlar
Montaż: Kaspar Jancis, Ülo Pikkov, Priit Tender
Scenografia: Priit Pärn
Czas trwania: 75 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...