„Zaginiony Świat: Jurassic Park” - recenzja
Dodane: 07-04-2011 18:32 ()
Nawet najlepszym zdarzają się słabsze momenty. Spielberg zapewne nie uczynił tego celowo, a jedynie potknął się na swojej reżyserskiej ścieżce. „Zaginiony Świat” nie jest filmem tragicznym, ale też i daleko mu do wybitności prezentowanej przez część pierwszą.
„Zaginiony Świat” opowiada o wyprawie zespołu badawczego na Isla Sorna, placówkę produkcyjną, w której klonowano dinozaury, by potem dostarczyć je do parku. Po wydarzeniach na Isla Nublar Isla Sorna została ewakuowana, a gadziny od kilku lat, żyją na wolności. By umożliwić im kontynuację sielankowego bytowania John Hammond, twórca oryginalnego parku, wysyła rzeczoną ekipę, by dostarczyli mu ckliwego materiału, dzięki któremu przekona opinię publiczną do pozostawienia gadzin samym sobie. Niestety, za naszymi herosami rusza również sponsorowana przez chciwą korporację grupa zawodowych kłusowników mająca uprowadzić dinozaury i dostarczyć je do przygotowywanego w Ameryce zoo. W ramach kontynuacji fabuły postanowiono więc odwrócić role. Tym razem to nie dinozaury uwalniają się, by ucztować na ludzkim bufecie. O nie, homo sapiens sami pchają się pod kły i pazury. Co więcej, pod rzeczone pazury pchamy się z chciwością w sercu, by dorobić się na niedoli bogu ducha winnych dinozaurów. Owszem, naigrywam się z fabuły, ale to ona stanowi najsłabszy element filmu, a w zasadzie nie sama fabuła, a przesłanie, jakie chce nam przekazać równie subtelnie, co żul spod sklepu swoją uniżoną suplikę o dorzucenie mu kilku groszy do bułki. O ile jeszcze się nie zorientowaliście, to przesłanie ma enwironmentalistyczne podłoże i w skrócie przedstawia się tak: dinozaury to niewinne i nieszkodliwe stworzenia, a ludzie to żądne krwi bestie. Niby można tak podejść do tematu, ale gdy widzimy, jak to właśnie dinozaury rozdzierają na strzępy, pożerają i tratują ludzi trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to pusty frazes.
Nie pomaga również fakt, że większość obsady po prostu nie budzi sympatii. Ci dobrzy sprawiają wrażenie lekko nawiedzonych i nie do końca świadomych sytuacji, w jakiej się znajdują, a ci źli są bardzo nijacy i ani nie budzą szczególnej niechęci do siebie, ani też nie czarują łotrowskim urokiem. Dość zabawne jest również to, że większość - delikatnie rzecz ujmując - niemiłych rzeczy, które przytrafiają się obsadzie, jest efektem działań bohaterów w założeniu pozytywnych, którzy popisują się działaniami tak „heroicznymi”, jak uprowadzenie młodego tyranozaura, wypuszczenie dinozaurów z klatek czy kradzież amunicji, która miała posłużyć do obrony przed drapieżnikami…
Na szczęście prawdziwe gwiazdy filmu, czyli prehistoryczne gady znów stanęły na wysokości zadania. Jakość efektów wciąż stoi na bardzo wysokim poziomie i jest jedynie marginalnie niższa niż w oryginale. Owszem, czasami gady ruszają się odrobinę sztywniej niż w poprzednim filmie i owszem, animatroniczne modele użyte na zbliżeniach sprawiają wrażenie odrobinę gorzej wykonanych, ale wciąż jest to poziom bardzo wysoki. Tyranozaur, a w zasadzie para tyranozaurów, bo przecież w sequelu wszystko musi być większe i lepsze, wciąż wywołuje ciarki na plecach swoim rykiem, a raptory to wciąż znakomici łowcy z pasjami stosujący taktykę terroru.
Pomimo wymienionych wad „Zaginiony Świat”, jeśli tylko przymkniemy oko odrobinę bardziej niż zazwyczaj na filmowe głupstewka, da się oglądać bez większego bólu. Obraz utrzymuje wysokie walory produkcyjne i świetną prezentację, a scenariusz, pomimo pewnych wad związanych głównie z rażącą środowiskową przesłanką potrafi utrzymać w napięciu. Tym razem postawiono na akcję i w obrazie znalazło się kilka naprawdę robiących wrażenie scen. Pierwsze polowanie na dinozaury z użyciem zmotoryzowanej kawalkady, uwolnione dinozaury szalejące po obozie kłusowników czy ucieczka przed raptorami przez pole wysokich traw to sprawnie nakręcone widowisko, które potrafi utrzymać w napięciu i przykuć uwagę widza ciekawymi ujęciami oraz sprawną realizacją. Oczywiście, najlepsze sceny pozostawiono dla króla dinozaurów. Para rexów walcząca o odzyskanie potomka z rąk naszych herosów, czy też rozwścieczony tyrek szalejący po San Diego w finale filmu, to najlepiej zrealizowane sceny.
Pamiętam, że dzieckiem będąc, uważałem „Zaginiony Świat” za film lepszy od „Jurassic Park”. Większy, głośniejszy i bardziej cool, no bo przecież więcej akcji, dwa tyranozaury i więcej bezpiecznej przemocy sygnowanej pieczątką PG-13. Z perspektywy czasu widzę, że byłem w błędzie. Akcji owszem więcej, ale mniej ciekawej, dinozaurów więcej, ale nie aż tak dobrze zrealizowanych, a przemoc PG-13 przestaje z wiekiem bawić i traci swój czynnik WOW. Koncentrując się na akcji, zgubiono też gdzieś część napięcia i sporą część magii, jaką wypełniony był pierwszy z filmów. „Zaginiony Świat” nie jest dziełem złym, ale też i daleko mu do oryginału pod każdym względem. O ile „Park Jurajski” porównałem do perły, to „Zaginiony Świat” przyrównam do jakiegoś niezbyt drogiego kamienia półszlachetnego. Ot miano takie, ujmy nie przyniesie, ale pozwoli oddzielić prawdziwy majstersztyk od filmu nie najgorszego i solidnie zrealizowanego.
Ocena: 6/10
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...