„Disco robaczki” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 18-06-2010 06:26 ()


Komu przejadła się już potrawka z zielonego ogra, a także zmrożone przygody stada prehistorycznych zwierząt, może skosztować nieco tańszej i uboższej, europejskiej strawy.

Nie da się ukryć, że „Disco robaczki” nawet w części nie są w stanie dorównać produkcjom zza wielkiej wody. Skromniejszy budżet widać już od początku animacji. Jednym słowem bez fajerwerków technicznych, a 3D to marzenia ściętej głowy. Jednakże w przeciwieństwie do swoich sławniejszych rywali duńsko-niemiecka koprodukcja czaruje muzyką. Musical plus animacja – można pomyśleć, że nie zawsze idą ze sobą w parze, ale jak już pokazała w tym roku „Księżniczka i żaba”, w takich produkcjach drzemie całkiem spory potencjał.

Głównym bohaterem „Disco robaczków” jest dżdżownica o imieniu Bogdan. Właśnie nastał ten dzień, kiedy pierwszy raz idzie do pracy. Jako robotnik najniższego szczebla, (czyt. koniec układu pokarmowego) jego zajęcie jest niesamowicie monotonne. Przyglądając się hierarchii ważności, dżdżownice są wyzyskiwane przez inne robaki, dyskryminowane i poniżane. Boksy, w których pracują, przypominają żywcem wyjęte kadry z Dilberta. Bogdan wśród gratów swojego ojca natrafia na winylową płytę ze starymi szlagierami disco. Nie mogąc oprzeć się muzyce, jego ciało samo zaczyna wprawiać się w ruch. Tylko przez chwilę Bogdan stara się powstrzymać od pląsów i wygibasów. Dla młodzieńca oznacza to jedno – rozpoczęcie kariery muzycznej. Tylko czy dżdżownicę mogą marzyć o sławie i czerwonych dywanach?

Na wstępnie trzeba zaznaczyć, że fabuła obrazu jest banalna, wszystkiego można domyślić się w mig. Jednak od serwowanych co krok przebojów, w nieco nietypowych aranżacjach bije pozytywna nuta. „Disco robaczki” dość pobieżnie starają się zgłębić temat wyzysku, młodzieńczego buntu czy też chęci realizacji marzeń. Jednak wątki wydają się pourywane, a autorzy nie za bardzo wiedzieli, czy chcą robić film dla starszego, czy młodszego widza. Wyszło im coś „pomiędzy”, produkt z deka wybrakowany. Podobnie sytuacja ma się z postaciami. Tylko w niewielkiej części twórcy pokusili się o charakterystykę poszczególnych członków zespołu. Każde z nich zmaga się z jakimś dylematem, słabo naświetlonym, przez co niknącym przy kolejnych utworach. Można przypuszczać, że rozbudowanie charakterów postaci wzbogaciłoby fabułę.

„Disco robaczki” w polskich kinach zrobiły furorę, mimo że jest to produkcja już z blisko dwuletnim stażem. Po raz kolejny okazało się, że rodzimy rynek rządzi się swoimi prawami. Luźna, niezobowiązująca rozrywka opierająca się na prostej, acz pełnej ciepła historii okazała się godnym rywalem dla największych amerykańskich produkcji. Przeboje sprzed lat porwały najmłodszych widzów w kinie, co zaowocowało podśpiewywaniem już po seansie słów piosenki ADHD.

Wybierając się na nią, nie należy liczyć na żaden szał oryginalności, bo problemy robaczków są nam znane z podobnych tematycznie produkcji jak „Mrówka Z” czy „Film o pszczołach”. Dla zabicia nudy obraz jest w sam raz, w innych przypadkach raczej można się rozczarować.

Ocena: 5/10

Tytuł: Disco robaczki

Reżyser: Thomas Borch Nielsen

Scenarzysta: Morten Dragsted

Obsada:

  • Peter Frödin
  • Trine Dyrholm
  • Lars Hjortshøj
  • Troels Lyby
  • Helle Dolleris
  • Birthe Neumann
  • Peter Hesse Overgaard

Muzyka: Jörg Lemberg

Montaż: Kirsten Skytte

Scenografia: Tore Rex Andersen, Daniel Silwerfeldt

Czas trwania: 75 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...