Wywiad z Michaelem Grantem

Autor: Anna Karczewska Redaktor: Słowik

Dodane: 29-10-2009 14:05 ()


Z Michaelem Grantem, znanym amerykańskim pisarzem, twórcą między innymi „GONE” oraz niezwykle popularnej na Zachodzie serii „ANIMORPHS” rozmawia Anna Karczewska z Agencji BUZZ PR.

Skąd się wzięło GONE? Co było bezpośrednim impulsem do napisania serii? Skąd w ogóle taki pomysł?

Nigdy nie wiem, skąd właściwie biorą się moje pomysły. Wydaje mi się, że tym razem zainspirowały mnie serial „Lost”, książka „Bastion” Stephena Kinga oraz seria science fiction dla dorosłych, nad którą właśnie pracowałem. A może temat znikających dorosłych pojawił się, bo podczas pracy często wyobrażam sobie, że mogę się uwolnić od swoich dzieci. (śmiech)

 

Od początku planował Pan cały cykl powieści?

Powiedziałem mojemu wydawcy: cóż, wygląda mi to na sześć książek… To był instynkt. Pomyślałem, że właśnie na tyle tomów wystarczy ta historia. To nie jest zbyt naukowe wyjaśnienie, prawda?

 

Podobno J. K. Rowling przez jakiś czas trzymała pod kluczem ostatni rozdział Pottera – Pan również napisał już zakończenie? A jeśli tak, gdzie jest sejf?

Właśnie jestem w połowie czwartego tomu, który będzie miał tytuł “Plaga” i dopiero teraz zaczynam myśleć nad tym, jak zakończyć serię. Kiedy piszę cykl, wolę nie wiedzieć, dokąd zmierzam. Lubię być codziennie zaskakiwany przez to w którą stronę skręci moja wyobraźnia. Dzięki temu łatwiej mi zaskoczyć czytelników.

 

W książce jest wielu charakterystycznych bohaterów – wzorował się Pan na jakichś znajomych, członkach rodziny, etc.?

Tylko dwie postaci są wzorowane na prawdziwych osobach – i tylko do pewnego stopnia. Stworzyłem postać Komputerowego Jacka obserwując naszego syna Jake’a, który ma 12 lat i jest takim samym „cudownym dzieckiem” w kwestii komputerów, co Jack. Z kolei postać Brianny tworzyłem na wzór naszej córki -  Julii. Julia jest wysportowana, silna i charyzmatyczna. Poradziłaby sobie w ETAPie!

Bohaterowie GONE zyskują nadnaturalne moce, gdyby znalazł się Pan w ETAPie jako nastolatek, jaką moc chciałby Pan mieć?

Chciałbym być superszybki! Jestem najbardziej niecierpliwą osobą jaką znam: zawsze się spieszę i mam coś do załatwienia. Chciałbym, żeby ludzie po prostu znikali mi z drogi. (śmiech)

 

W związku z naszą szczerą sympatią dla czarującego Przywódcy Stada, czy możemy zapytać o Pana stosunek do kojotów? Dlaczego akurat kojoty, a nie, dajmy na to, nietoperze…

Południowa Kalifornia, gdzie mieszkamy, to miejsce pełne kojotów. Widzi się je codziennie! W mitologii rdzennych  Amerykanów są przedstawiane jako bardzo inteligentne zwierzęta, podobnie jak szakale w mitach afrykańskich. Wydaje mi się, że psowate zawsze fascynowały ludzi, począwszy od wilków po psy domowe. Są szybkie, mądre i trochę przerażające. Pomyślałem, że jeśli jakiś gatunek ma rozwinąć umiejętność mowy, powinny to być kojoty…

 

Kto jest pierwszym recenzentem Pana książek?

Właściwie to mój syn Jake. Czyta je przed innymi, często jeszcze zanim skończę. Niecałe 10 minut temu męczył mnie, żebym wysłał mu dalszą część czwartego tomu, bo nie może się doczekać dalszego ciągu. (śmiech)

 

Czy wprowadzając tak wiele drastycznych scen w powieści dla młodzieży, nie obawiał się Pan generalnego potępienia ze strony dorosłych i domowej „Świętej Inkwizycji”?

Właściwie to bardzo chciałbym zostać potępiony! Razem z żoną napisaliśmy kontrowersyjną serię o nazwie ANIMORPHS i nigdy nie powiedziano o nas złego słowa. Denerwuje nas, że ktoś inny został potępiony, a my nie… To rozczarowujące. Ale może wszystko przed nami.

 

Recenzje książki są bardzo pozytywne również w Polsce, ale okładka wzbudza wiele kontrowersji. A co Pan o niej sądzi?

Okładka nigdy specjalnie mi się nie podobała. Wydaje mi się zbyt romansowa i zdecydowanie przesłodzona. Ale, z drugiej strony, co ja mogę o tym wiedzieć? Muszę jednak przyznać, że Astrid wygląda nieźle, gdyby była 20 lat starsza, to kto wie… (śmiech)

 

Czy są już jakieś plany sfilmowania serii – fabuła to właściwie gotowy scenariusz.

Wyraziłem zgodę na rozważenie takiej możliwości, ale poza tym nie mam nad tym żadnej kontroli. Podobno propozycji jest wiele, więc myślę że filmowa wersja GONE jest tylko kwestią czasu… Nawet nie śledzę postępów w tej sprawie, wolę się skupić na pisaniu książek.

 

Czy ma Pan jakichś ulubionych pisarzy? Może zna Pan jakiegoś polskiego autora?

Zawsze byłem wielkim fanem Stephena Kinga, który bardzo wspierał mnie przy pisaniu serii GONE i powiedział wiele miłych rzeczy o tej książce. Podoba mi się jego twórczość i etyka zawodowa, to że się nie poddaje naciskom wydawców i robi swoje. Lubię dużo pracować i doceniam ludzi, którzy też to robią. Z polskich autorów najbardziej lubię Jerzego Kosińskiego, nie tylko za „Malowanego Ptaka”, chociaż jest bardzo dobry, ale też za napisanie „Wystarczy być”. To świetna powieść i  rewelacyjna satyra na amerykańską politykę! 

 

Czy jest coś, czego szczerze Pan nie cierpi w pracy pisarskiej?

Tego odliczania, które pojawia się przy każdej nowe książce z serii GONE. To był pomysł mojego pierwszego wydawcy i pewnie jest świetny, ale ja jestem naprawdę kiepski z matematyki. Mój labrador jest lepszy w rachunkach ode mnie. 

 

I na koniec - gdyby mógł Pan „zniknąć” jedną, dowolnie wybraną, osobę – komu zrobiłby Pan „PUFF”?

Wydaje mi się, że nikomu nie brakowałoby Osamy Bin Ladena. A tak całkiem prywatnie to najchętniej „zniknąłbym” te niekończące się korki na autostradzie! 

 

Przeczytaj również:

fragment książki "GONE: Faza pierwsza: Niepokój"

recenzja książki "GONE: Faza pierwsza: Niepokój"


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...