Bałtycki Festiwal Komiksu 2009 - relacja
Dodane: 03-08-2009 15:29 ()
Na komiksowej mapie polski obok WSK i MFK pojawił się kolejny konwent, na który miłośnicy historyjek obrazkowych mogą udawać się w ciemno. O jakiej imprezie mowa? Oczywiście o Bałtyckim Festiwalu Komiksu w Gdańsku.
BFK zrodziło się na kanwie GDAKów, których burzliwą historię kolejnych edycji można poznać, gawędząc godzinami z kierownikiem Pracowni Komiksowej – Bogdanem Ruksztełło-Kowalewskim. W ubiegłym roku GDAK, już pod nazwą BFK, przeszedł rutynową metamorfozę właśnie dzięki wysiłkom Pracowni Komiksowej oraz wsparciu wydawnictwa Hanami. BFK 2008 było udaną, acz kameralną imprezą z trójką sympatycznych gości, teoretykami komiksu – Rikiem Sandersem, Jaqueline Brent i Keesem Ribbensem. Organizatorzy nie spoczęli na laurach i postanowili nową formułę festiwalu dopracować, czego efekt mogliśmy podziwiać podczas tegorocznej edycji. Z kameralnej imprezy BFK przerodziła się w konwent komiksowy pełną gębą. Goście zagraniczni w osobach Guya Delisle’a i Davida Lloyda oraz w większej sile polscy twórcy i wydawcy, zaszczycili swą obecnością nadmorską imprezę.
Program rozpoczął się od uroczystego powitania sympatyków historyjek obrazkowych oraz gości honorowych imprezy z wiceprezydentem miasta na czele. Później publiczność była świadkiem ożywionej dyskusji na temat blogów i serwisów piszących o komiksach, ale nie tylko. Następnie odbył się skromny panel wydawców, bowiem uczestniczyły w nich tylko JPF, Hanami, Kultura Gniewu i Post. Zapowiadany piąty wydawca, w osobie Pawła Timofiejuka, nie zdążył przybyć na czas. Pozostałe oficyny z różnych powodów, bardziej czy mniej błahych, nie pojawiły się na konwencie. W tym samym czasie w sali obok odbywały się warsztaty komiksowe z Karolem Kalinowskim i Ireneuszem Koniorem.
Pierwszy zagraniczny gość objawił się jak w słynnym westernie – w samo południe. Dwie godziny z Davidem Lloydem upłynęły dość szybko, a myślę, że byłby to czas jeszcze lepiej wykorzystany, gdyby nie małe potknięcia tłumaczki. Ogólnie Brytyjczyk swobodnie opowiadał o swoich początkach w zawodzie, inspiracjach innymi twórcami oraz drodze, którą przebył, aby poznać Alana Moore’a. Dalej już chyba nie trzeba mówić, czym owa znajomość zaowocowała. Lloyd sporą część czasu poświęcił opowiadaniu o tworzeniu i publikacji „V jak Vendetty”, która jak wiadomo pierwotnie ukazywała się w Anglii, ale w całości wydrukowało ją dopiero Vertigo. Nie obyło się również bez odniesień do ekranizacji tegoż dzieła wyprodukowanego przez braci Wachowskich. W sali pełnej widzów powoli atmosfera zaczęła się robić duszna, więc wielu pomyślało o małej czarnej, aby nie usnąć. Nie wiadomo czy większy wpływ na to miało senne bajdurzenie autora, czy słabo wentylowana sala. Po skończonym spotkaniu Lloyd udał się do wydzielonego pokoju, gdzie długo rozdawał autografy i rysunki do albumów, a także odpowiadał na pytania fanów. Na sali w tym czasie odbyło się spotkanie z Ireneuszem Koniorem twórcą „Opowieści Rybaka 2”, które poprowadził Paweł Timofiejuk.
Do popołudniowych atrakcji imprezy można zaliczyć wykład Macieja Wycinka o magazynach komiksowych, które w połowie ubiegłego stulecia publikowały krwawe horrory, opowieści grozy czy science-ficion, a także żywą dyskusję autorów spotkania o Batmanie z publicznością, na temat Powrotu Mrocznego Rycerza do kin dzięki autonomicznej wizji Christophera Nolana. W tym samym czasie sympatycy albumów z Kraju Kwitnącej Wiśni mogli bliżej poznać zasady funkcjonowania japońskich wydawnictw dzięki wykładowi Yoshimasy Mizuo.
Później był już tylko Guy. Druga gwiazda dnia pełnego atrakcji, Guy Delisle - pojawił się na scenie zapowiedziany przez Szymona Holcmana. Skromnym krokiem Guy podszedł na środek sali, gdzie serdecznie przywitał ze wszystkimi, po czym zaczął mówić o swoich albumach, posiłkując się, specjalnie przygotowaną na tę okazję, prezentacją multimedialną. Twórca „Kronik birmańskich” opowiedział o niuansach swojego zawodu, synku, podróżach i projektem, nad którym obecnie pracuje.
Po jego wystąpieniu na scenę wkroczył mężnym krokiem Bogdan Ruksztełło-Kowalewski w celu ogłoszenia laureatów GDAKów. W kategorii komiks dziecięcy zwyciężyła nieśmiertelna klasyka – „Kajtek i Koko w kosmosie”. Nagrodę odebrał prawnuk autora - najmłodszy z rodu Christów. W kategorii komiks dla młodzieży zwyciężyły „Żywe trupy”, komiks dla dorosłych – „Balsamista”, a w kategorii manga – „Dragonball”. Joker – nagroda specjalna – trafiła w ręce Iwony Koperkiewicz. Wyniki diametralne inne niż rok wcześniej. W konkursie „Pasek w pomorskich klimatach” triumfował Jakub Babczyński.
Następnie, w Filii Biblioteki przy ulicy Mariackiej 42, odbył się uroczysty bankiet z suto zastawionym stołem. Między przekąskami, słodkościami oraz napojami, którymi wszyscy raczyli się do woli, można było porozmawiać o komiksach, imprezie czy smakołykach serwowanych przez organizatorów. Kolejną atrakcją zaplanowaną na wieczór była wizyta w „Irish Pubie” i związane z nią bitwy komiksowe. Bitwy wypadły rewelacyjnie, a kolejni twórcy otrzymywali gromkie brawa od dopingujących ich fanów. Zwyciężył Piotr Nowacki. O ile bitwy prezentowały wysoki poziom, o tyle „Irish Pub” mógł spokojnie przybrać nazwę „dress roomu”.
Niedziela rozpoczęła się prelekcją i warsztatami z Danielem Chmielewskim. Oba punkty, mimo wczesnej pory, zgromadziły rzesze zaciekawionych słuchaczy i słuchaczek. Każdy mógł spróbować swoich sił w rysowaniu podczas warsztatów. Kolejnym punktem, który skupił znaczną uwagę widzów był wykład Jakuba Sytego o Neilu Gaimanie. Później, niech żałuje ten, kto nie załapał się na prelekcję Tomasza Pstrągowskiego o historii autobiografizmu w komiksie, na której można było wyłapać kilka złotych myśli, a mówiąc filmowym żargonem, niezłych one-linerów. W niedzielne popołudnie życie na festiwalu powoli zamarło. Interesująco wypadł panel prezentujący komiks o Wejherowie. Tomasz Mering, Bartek Glaza i Jan Plata-Przechlewski w absorbujący sposób opowiadali o komiksach traktujących o historii Grodu Wejhera.
Przez cały czas trwania konwentu funkcjonowała całkiem nieźle zaopatrzona giełda komiksowa. Można było na niej nabyć zarówno nowości komiksowe Kultury Gniewu, wydawnictw mangowych, a także uzupełnić swoją kolekcję o archiwalne zbiory polskie i zagraniczne.
Czego zabrakło na festiwalu? Chyba większego zainteresowania rodzimymi twórcami, bowiem widzowie tłumnie przybyli na spotkania z importowanymi gwiazdami (jak niegdyś Tadeusz Baranowski słusznie zauważył – „nawet przeciętny rysownik zagraniczny, przywieziony na spotkanie, wywołuje u polskich wydawców fale wielokrotnych orgazmów”.)
Ponadto zabrakło konkursu dla uczestników. Wprawdzie były bitwy komisowe, jednak nie jest to forma, w której każdy mógłby wziąć udział. Rok wcześniej taki quiz z zagadkami przeprowadziła z powodzeniem Pracownia Komiksowa, a największą frajdę dostarczył on najmłodszym czytelnikom, którzy mogli udowodnić, że dysponują wszechstronną wiedzą. Tym razem ten punkt nie znalazł się w programie, a szkoda.
BFK oceniam na piątkę z minusem i mam nadzieję, że organizatorzy jeszcze doszlifują pewne niewielkie mankamenty i otrzymamy kolejną edycję tej imprezy. Bo, że na BFK warto się wybrać, nie podlega żadnej dyskusji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...