„Była w tym twórcza tęsknota, żeby zrobić coś swojego” - rozmowa z Danielem Koziarskim i Arturem Ruduchą

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 31-08-2022 22:49 ()


Daniel Koziarski i Artur Ruducha to bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej dynamicznych duetów wśród współczesnych twórców rodzimego komiksu. Abstrahując od kumulacji ich talentów, która przejawiła się liczącą sobie już pięć epizodów serią „Kapitan Szpic”, obaj mają w swoim dorobku także innego typu realizacje (o czym więcej w rozmowach zarówno z Arturem, jak i Danielem). Wygląda jednak na to, że Szanowni Autorzy zdecydowali się „wypłynąć” na zupełnie nowe „wody” twórczej aktywności.

Paradoks: Panowie, macie za sobą owocną współpracę, która przejawiła się pięcioma odsłonami serii „Kapitan Szpic”. Na jej stronicach powołaliście do popkulturowego istnienia istną czeredę barwnych osobowości mniej lub bardziej inspirowanych dorobkiem klasyków polskiego komiksu. Skąd zatem nagły zwrot przejawiający się zupełnie nową realizacją?

Artur Ruducha: Z potrzeby zmiany „dekoracji”, tematyki i w pewnym sensie stylistyki. Tworząc „Kapitana Szpica”, będącego parodią legendarnego cyklu o Janie Żbiku, w pewnym momencie poczuliśmy z Danielem chęć zmiany i oderwania od siebie „łatki” Naczelnych Twórców Komiksów Parodystycznych. ;) Stać nas przecież na coś więcej! Nie oznacza to, że definitywnie pożegnaliśmy się z parodią jako środkiem twórczego wyrazu, niemniej jednak chcieliśmy spróbować czegoś nowego. Ponadto wspólnie uznaliśmy, że „Kapitan Szpic” zawężał grono odbiorców naszej serii do fanów PRL-owskiego „Kapitana Żbika”, co zaczęło nam ewidentne doskwierać. Postanowiliśmy zatem sięgnąć wyżej: pokusić się o stworzenie polskiego komiksu humorystycznego, wolnego od natrętnego ostatnimi czasy tzw. superbohaterstwa, za to z interesującą fabułą, której bliżej do europejskich komiksów frankofońskich typu „Asteriks”, „Lucky Luke” czy „Iznogud”. Komiksu skierowanego do szerszej grupy odbiorców. Jeśli chodzi o tematykę, to wybór padł na pirackość - Daniel sprytnie wymyślił fabułę o archipelagu Wysp Szczęśliwych, świetnie nakreślił postaci (główne i poboczne), a ja zabrałem się do kreowania plastycznego świata naszego komiksu. Komiksu lekkiego, zabawnego. I tak też go rysuję. 

Daniel Koziarski: Jako autorzy nie możemy stać w miejscu – myślę, że w „Piratach…” udało nam się wymyślić taką formułę, która pogodzi z jednej strony osoby, którym podobała się seria „Kapitan Szpic”, z drugiej zaś pokaże szerszemu gronu odbiorców nasze możliwości twórcze z nieco innej perspektywy.

Paradoks: Jak wyglądała Wasza taktyka twórcza przy okazji realizacji „Piratów z Wysp Szczęśliwych”? Czy w jakimś stopniu różniła się od stosowanej przez Was przy wcześniejszych przedsięwzięciach?

Artur Ruducha: Nie, taktyka, jak to nazywasz, jest niemal identyczna, jak w przypadku tworzenia „Szpiców”. Wypracowaliśmy z Danielem sprawny i efektywny proces twórczy, świetnie się rozumiemy i uzupełniamy, dlatego też powstaje, mam takie nieskromne poczucie, świetny komiks! :D Jedyna różnica względem „Szpiców” jest taka, że scenariusz „Piratów” w 100% pisze Daniel, podczas gdy w „Szpicach” często był udziałem naszych osób w podziale fifty-fifty. Ja - identycznie jak w „Szpicach” - w 100% odpowiadam za warstwę graficzną komiksu: rysunek i kolor. „Piratów” postanowiłem kolorować ciut inaczej, niż „Szpice” - jest więcej stylistycznych odniesień do oldschoolowych komiksowych technik z lat 70. i 80. XX w.: jednobarwne kadry, pierwsze plany w ciemnych kolorach, kolor w dymkach. Komiks od A do Z rysuję analogowo, tuszem na papierze. W pewnym momencie pokusiłem się, aby rysować komiks cyfrowo. Zacząłem tworzyć planszę na tablecie, ale szybko zorientowałem się, że byłaby zbyt duża rozbieżność stylistyczna względem tych już wykonanych - zarzuciłem pomysł. Która to plansza? Dociekliwych odsyłam do facebookowego fanpage’u PIRACI Z WYSP SZCZĘŚLIWYCH, gdzie w jednym z postów owa plansza jest zaprezentowana.

Daniel Koziarski: Co prawda to ja piszę scenariusz, ale Artur nie pozostaje bez wpływu na niego, podrzucając jako rysownik rozmaite sugestie czy nawet i uwagi krytyczne. Komiks to przede wszystkim historia obrazkowa, a ja szanuję przewodnią rolę rysownika mimo ważności scenariusza. Artur też za sprawą rysunków twórczo precyzuje pewne zagadnienia, które w moich scenariuszowych wytycznych są nakreślone nieraz ogólnikowo. I tak np. w kwestii, jak ktoś lub coś będzie wyglądać, przekazuję swoje sugestie, ale często wolę po prostu zdać się na intuicję Artura - jako rysownika z wyczuciem, wyobraźnią i doświadczeniem.

Paradoks: „Jedynka” zamieszczona na okładce „Piratów…” nie pozostawia wątpliwości, że przed nami kolejne spotkanie/spotkania z obsadą tego przedsięwzięcia. Czy możecie wyjawiać nieco szczegółów w jakich kierunkach planujecie rozwinąć niniejszą serię?

Daniel Koziarski: Przede wszystkim chcielibyśmy upewnić się, że nasi „Piraci…” przyjmą się na rynku i znajdą swoich czytelników – to oczywiście warunek wstępny tego, żeby myśleć o rozwinięciu serii. Na razie, zakładając wariant optymistyczny, pracujemy nad dwójką. Chcemy, żeby uniwersum serii rozwijało się – wprowadzamy zatem nowe postacie, nowe konflikty, kolejne zaskakujące zwroty akcji, tak aby czytelnik widział, że jest tutaj wielki potencjał na jeszcze wiele albumów. Mogę zdradzić, że dwójka będzie koncentrować się na wielkim wydarzeniu w stolicy z oficjalnym udziałem samego króla De Bulla oraz nieoficjalnym – naszych niestrudzonych piratów.

Artur Ruducha: Przyznaję bez bicia, że „Piraci…” nie od razu byli pomyślani jako seria! Początkowo miał to być jeden zamknięty album, lecz Daniel tak ciekawie i wciągająco rozwinął fabułę, że zapadła decyzja o stworzeniu pirackiej serii. Początkowo wpadłem w panikę, czy damy radę tworzyć kolejne albumy, bo przecież oprócz ogromu wysiłku w samym kreowaniu publikacji, to też wielkie zobowiązanie wobec obecnych - i mam nadzieję przyszłych - czytelników naszych komiksów. Jednak praca nad „Piratami” daje tak wiele satysfakcji, że niepokój szybko minął i dlatego już zaczęliśmy pracę nad kolejnym albumem. :)

Paradoks: Czy fani Kapitana Szpica mogą spać spokojnie? Są koncepcje na kolejne epizody z udziałem m.in. tej właśnie postaci?

Daniel Koziarski: Piąty zeszyt serii, choć zawierał nawiązania do „Kapitana Żbika”, oderwał się od niej – cała intryga była bowiem od początku do końca wymyślona przez nas. Jak już wspomniał wcześniej Artur, chcieliśmy wreszcie odejść się od parodiowania zakorzenionego w przetwarzaniu znanych motywów. Była w tym twórcza tęsknota, żeby zrobić coś swojego, w pełni własnego, żeby nie być postrzeganym jako wieczni parodyści czy epigoni. A potem było naturalne przejście do „Piratów z Wysp Szczęśliwych”. Pytanie więc, czy teraz powrót do Szpica miałby sens. Pytasz Ty, ludzie pytają, a ja jako scenarzysta widzę jeszcze pewien potencjał. Na przykład ostatnio, przy okazji wznowienia „Skody TW 6163” przyszła mi do głowy luźna myśl o epizodzie mocno motoryzacyjnym, dajmy na to pt. „Szkoda nr 7275” o kapitanie Szpicu demaskującym gang wyłudzaczy odskodowań eee… odszkodowań, grasujący na polskich drogach.

Artur Ruducha: Tak jak wspomniałem wcześniej, nie pożegnaliśmy się z parodią, lecz ją nieco „uśpiliśmy”, jak i serię „Kapitan Szpic”. Niewykluczone, że wrócimy do „Szpica” znienacka, lecz teraz jest czas „Piratów…” i na tym się aktualnie koncentrujemy.

Paradoks: Można pokusić się o przypuszczenie, że jak to już na ogół w Waszym przypadku bywało, równolegle pracujecie nad innymi projektami. Do tego prawdopodobnie innymi niż komiksowe. Bylibyście skłonni wspomnieć o nich słów co najmniej kilka?

Daniel Koziarski: Jeśli chodzi o mnie, to na razie zrobiłem sobie wolne od pisania powieści. Pomysłów nie brakuje, ale jakoś determinacji – przy zalewie rynku - owszem. Na razie po dobrym przyjęciu „Od Nerwosolka do Yansa: 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią”, książki o komiksowych klasykach z minionej epoki, którą napisałem z Wojtkiem Obremskim, pracujemy wspólnie z nim nad kolejną publikacją traktującą o komiksach. Ona również zahacza o tamten okres, ale... jest nieco inna. Jednak jestem zdania, że okaże się dla wielu oczywistą i wyczekaną pozycją i dlatego cieszę się, że to właśnie my mamy okazję ją realizować. Wkrótce ujawnimy konkrety.

Artur Ruducha: Tworzenie komiksowego albumu to bardzo absorbująca praca: oprócz rysowania i kolorowania, które zajmują mnóstwo czasu, dochodzi bowiem edycja tekstów oraz cała masa kwestii technicznych składu i przygotowania plików do druku. Zwyczajnie brakuje czasu na cokolwiek innego. Co prawda mam pomysł na zupełnie nowy komiks - rysowany całkowicie w ołówku, ale jego realizacja musi na razie zaczekać.

Paradoks: Bardzo dziękujemy za rozmowę i adekwatnie do „klimatu” Waszej najnowszej wspólnej kooperacji Ahoj!

 

Galeria


comments powered by Disqus