„Thanos” tom 2 - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 18-05-2021 01:09 ()


Nadzieja. To ona pozwala nam przetrwać najtrudniejsze chwile, trzyma nas przy życiu i jako jedyna jest w stanie przeciwstawić się najgorszemu złu. Co, jednak kiedy nadziei nie ma, bo czy ma ona jakikolwiek sens w obliczu niszczycielskiego Tytana stającego na drodze wszechświata, mogącego zniszczyć go pstryknięciem palców? Tytana gotowego bez zawahania się zabić każdą żywą istotę – herosa, pożeracza planet, herolda, Boga i… samego siebie.

Wbrew pozorom Donny Cates, który przejął funkcję scenarzysty przygód Thanosa po Jeffie Lemirze, nie stworzył patetycznej, pełnej chwalebnych i romantycznych czynów  opowieści o orędowniku Pani Śmierci.  Choć w wielu momentach umiejętnie uderza w pompatyczne struny, czerpiąc wzorce narracyjne z zamierzchłych komiksowych superbohaterskich czasów, w których wszystko było prostsze, a przez czarno-biały podział świata –  jego szarości przebijały się jeszcze dość nieśmiało. A jeżeli już do tego dochodziło to najczęściej za sprawą czynów głównego bohatera niniejszej historii. Cates piszę swój komiks śmiało, bez żadnych kompleksów, ale z poszanowaniem przeszłości i artystów, którzy przed nim kreowali to uniwersum. Przez kolejne monologi i opisy przebija się lekko grafomańska zamierzona maniera wywołująca uśmiech na twarzy czytelnika. Ta swobodna forma prowadzona z przymrużeniem oka odrzuca nadęte, pozerskie partie tekstu, którymi męczył nas w pierwszym tomie Jeff Lemire.

Scenarzysta „Venoma” sprawnie żongluje znanymi i przerabianymi przez poprzedników na setki możliwości motywami przy tym z wielką odwagą i należytą pomysłowością godną największych bajarzy czerpie z bogatej  historii Domu Pomysłów. A przecież sam koncept tej opowieści brzmi tak niewiarygodnie, że trudno uwierzyć w jego powodzenie. A może wręcz przeciwnie – przecież ta fantastyczność i rozmach wpisują się idealnie w to, czym przed laty zachwycało amerykańskie wydawnictwo czytelników na całym świecie. Dlatego też podróż Thanos udającego się w przyszłość na wezwanie swojej starszej wersji, która dokonała niemal wszystkiego, do czego dążył przez całe życie, nie jest niczym niezwykłym.

W końcu, od czego w tym uniwersum mamy kamień czasu? A że potrafi go używać Komiczny Ghost Rider będący na usługach starego, zmęczonego Thanosa, wszystko układa się w logiczną całość. Ów pan płonąca czacha będący niegdyś heroldem Galactusa, a jeszcze wcześniej pomiotem Mephista, a na początku swojego złamanego żywota Pogromcą wymierzającym sprawiedliwość ziemskim przestępcom, jest najciekawszą postacią tego tomu (o tym, że był Aniołem lepiej nie wspominać). Frank Castle z upływem czasu zatracił się w demoniczny szaleństwie. Jednak nie jest to opowieść o bohaterze tragicznym, czy też o tragizmie jego losu. To szaleństwo kontrolowane, bezpośrednie, może miejscami zbyt deadpoolowe i raczej trudne do zaakceptowania dla ortodoksyjnych fanów, chociaż z drugiej strony...

Cates żartuje na potęgę, na szczęście to humor zabawny, nie zawsze oryginalny, lecz przede wszystkim niegłupi tak jak w większości współczesnego Marvela. Ten komiczny i kosmiczny lifting Pogromcy, który na łożu śmierci sprzedaje swoją duszę za możliwość zabicia Thanosa, a który z czasem, aby zapobiec przeznaczeniu, bierze go (będącego jeszcze małym berbeciem) na wychowanie, starając się zaszczepić w nim dobro, brzmi absurdalnie, ale Cates wychodzi z tego starcia obronną ręką. Bo cóż zostało artystom, jeżeli nieukładanie puzzli na nowo?  W końcu wszystko już się zdarzyło, a nie wydarzy się wiele nowego. Dlatego doceniam odwagę Catesa, której zabrakło mu przy pisaniu „Doktora Strange’a”. Oczywiście nie wszystko wychodzi mu idealnie, jak chociażby finał pojedynku Thanosów z Upadłym. Szkoda też, że nie „pociągnął” dłużej motywu drogi Ghost Ridera z Tytanem będącym dzieckiem, bo ów konwencja ma w sobie ogromny potencjał, jednak po zakończeniu lektury omawianego tomu trudno nie odczuwać satysfakcji z tej brutalnej, szalonej, efektownej podróży wypełnionej zabójczym humorem i autoironią.

Sprawcy tego kosmicznego zamieszania udanie dotrzymali kroku Geoff Shaw, Dylan Burnett i nakładający kolory na ich prace Antonio Fabela. Artyści wykorzystują cały potencjał scenariusza. Budują mroczną wizję przyszłości i oddają pustkę zgubionej przeszłości. Ilustracje obu rysowników pełne są ozdobników, apokaliptycznych wizji i monumentalnych ujęć, w których bryluje Shaw. Z drugiej strony Burnett wprowadza do scenariusza Catesa o wiele więcej luzu i humoru, co jest zrozumiałe, w końcu odpowiada za serię „Cosmic Ghost Rider”. Delikatnie cartoonowy styl idealnie sprawdza się do tej jazdy bez trzymanki. Całość oprawy graficznej spina feeria barw Fabeli odmalowująca majestat i różnorodność kosmosu Marvela, czyniąc z niego miejsce niezapomniane, a więc takie, jakim powinno być.

Nadzieja. To ona pozwala nam wierzyć, że w tym wyczerpanym, poprawnie politycznym i zjadającym swój własny ogon uniwersum może spotkać nas jeszcze taka przygoda jak za młodości. Bez niej już dawno przestalibyśmy czytać te nudne głupoty o wspaniałych herosach i pięknych  heroinach strzelających promieniami z oczu. Być może Donny Cates przypadkiem trafił do innej linii czasu i dzięki temu obdarzył nas nadzieją mającą sens. I nawet jeżeli to tylko ślepy traf, skosztujcie jej smak, a zaskoczy Was wieloma świetnymi pomysłami i nieprzeciętną realizacją.

 

Tytuł: Thanos tom 2

  • Scenariusz: Donny Cates
  • Rysunki: Dylan Burnett, Geoff Shaw
  • Przekład: Bartosz Czartoryski
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 14.04.2021 r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 228 stron
  • Druk: kolor
  • Papier: kreda
  • Format: 167x255
  • ISBN: 978-83-281-5000-3
  • Cena: 79,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus