„Ocean’s Twelve: Dogrywka” - recenzja

Bardzo podobał mi się film Stevena Soderbergha „Ocean’s Eleven”, więc z lekką obawą czekałem na kontynuację przygód grupy przebiegłych złodziei. Moje przewidywanie sprawdziły się, „Ocean’s Tvelve” nie jest złym filmem, ale też nie jest wybitnym dziełem, które zapadnie mi głęboko w pamięci.

Po raz kolejny spotykamy drużynę Danny’ego Oceana, która tym razem przeniosła swoją przestępczą działalność na teren Europy. W obsadzie same gwiazdy kina na czele z George'em Clooneyem, Bradem Pittem, Mattem Damonem i Julią Roberts, a także z nową postacią, czyli Catherine Zetą-Jones.

Terry Benedict dowiedział się w końcu, kto obrobił jego kasyna i dał zuchwałym włamywaczom dać dwa tygodnie na spłatę długu wraz z odsetkami. Drużyna Oceana postanawia wybrać się na tournée po Europie i w sobie typowy sposób zarobić brakujące pieniądze na spłacenie Benedicta. Cała intryga jest mocno poplątana, więc przeciętny widz gubi się w ilości wątków zaserwowanych przez scenarzystę. Widać jak reżyser dał wolną rękę gwiazdom i pozwolił, aby film toczył się własnym życiem, co nie we wszystkich elementach się sprawdziło. Film wychodzi obronną ręką dzięki sprawnym dialogom oraz zabawnym zabiegom humorystycznym. Wszystko biję na głowę scena, kiedy Tess, grana przez Julię Roberts ma wcielić się w postać... Julii Roberts.

Polscy dystrybutorzy bardzo lubią dodawać idiotyczne dodatki do oryginalnych tytułów. I tak w tym przypadku „Ocean’s Twelve” ma jeszcze podtytuł — dogrywka. Już dzisiaj gwiazdy filmu mówią, że nie mają nic przeciwko, aby spotkać się w kolejnej odsłonie przygód „drużyny Oceana”. Jaki podtytuł wymyślą wtedy „genialni” dystrybutorzy? Ja proponuję, jak już była dogrywka to teraz przyszedł czas na rzuty karne, ewentualnie popularny w latach 70. XX w. rzut monetą.

Ogólnie film dobry na chłodne zimowe wieczory, więc polecam tym, co potrzebują trochę zabawnej rozrywki.  

Ocena: 6/10