„Czasami do powiedzenia zostają trzy słowa” - recenzja filmu P. S. I Love You

Autor: Katarzyna "Katya" Ulman Redaktor: Kiriana

Dodane: 27-04-2008 13:29 ()


„Czasami do powiedzenia zostają trzy słowa” - recenzja filmu P. S. I Love You

Komedie romantyczne nigdy nie miały łatwego życia. Można było im zarzucić niemal wszystko od schematyczności oraz braku oryginalności, aż po banalność i nierealność. Spory na temat tego gatunku filmowego będą prawdopodobnie trwały przez cały czas, ponieważ zagorzałych fanów, broniących takich historii rękami i nogami, jest tyle samo ile ich przeciwników, uciekających na hasło komedia romantyczna, tak szybko, jakby Darth Vader deptał im po piętach. Jednak jest parę filmów z tego gatunku, które są w stanie zapewnić rozrywkę (a nawet coś więcej) przedstawicielom obu obozów. Bezsenność w Seattle, Pretty Woman, To właśnie miłość, Klub miłośników Jane Austen. Jeszcze parę przykładów z pewnością się znajdzie, ale pewne jest jedno. Nakręcenie porządnej komedii romantycznej jest tak szalenie trudnym zadaniem jak nakręcenie ambitnego filmu powalającego widza na kolana. Pozostaje pytanie, czy najnowszy film Richarda LaGravenesa wpisze się na stałe do grona zasłużonych?

Well, I took a stroll on the old long walk,

Of a day –I-ay-I-ay*

Holly i Gerry to szczęśliwe małżeństwo. Mimo wzlotów i upadków, oraz czasami „podstawiającej im nogi” szarej codzienności, mają wszystko to, o czym kiedykolwiek marzyli. Silną, niezniszczalną miłość; oddanych przyjaciół, którzy przyjdą z pomocą w każdej chwili; pracę i perspektywy na przyszłość. Jednak w to cudowne życie wkrada się nieoczekiwany wróg – choroba. Gerry umiera. Zrozpaczona dziewczyna nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią ukochanego i z każdym dniem traci chęć do życia. Wsparcie oraz pomoc matki i przyjaciół nie przynosi jednak żadnych rezultatów. Sytuacja zmienia się w dniu trzydziestych urodzin bohaterki, kiedy otrzymuje ona list od... zmarłego męża. Doskonale znając swoją żonę i przewidując w jakim stanie znajdzie się po jego odejściu, Gerry pisze przed śmiercią 10 listów do Holly. Każdy z nich zawiera parę wskazówek, bądź zadań do wykonania, które mają pomóc dziewczynie poradzić sobie z samotnością i zacząć żyć na nowo. Z początku wypełnianie poniekąd dziwnych zaleceń Gerry`ego (wyprawa na karaoke) ma na bohaterkę dobry wpływ, jednak rodzinie i grupce przyjaciół wydaje się, że listy nie przyniosą żadnych pozytywnych wyników – Holly nadal będzie kurczowo trzymać się przeszłości i zamykać w swoim własnym świecie. Czy uda jej się pogodzić ze śmiercią męża i ruszyć do przodu?

So I took her hand and I gave her a twirl,

P. S. Kocham Cię, film na podstawie powieści irlandzkiej pisarki Ceceli Ahern, to taka komedia romantyczna na opak. Typowy film z tego gatunku przeważnie rozpoczyna się spotkaniem dwójki bohaterów w określonych okolicznościach. Na drodze do szczęścia zakochanej pary stoi zwykle wiele przeszkód, ale są one przedstawione w humorystyczny sposób. Widz, mimo, że zakończenie jest mu wiadome, przez cały czas, aż do napisów końcowych dzielnie im kibicuje. Historia Gerry`ego i Holly zręcznie wymyka się schematom bo zaczyna się śmiercią głównego bohatera. Pierwsza część filmu to dramat młodej wdowy, która nie może odnaleźć się, ani stawić czoła nowej, samotnej rzeczywistości. Opis uczuć kobiety, która straciła najważniejszą dla niej w życiu osobę, jest wyrażony bardzo dobrze. Smutek, samotność, żal i niezrozumienie dlaczego taka tragedia spotkała właśnie ją, Holly, są wzorowo odmalowane przez Hilary Swank. Widz angażuje się uczuciowo w losy bohaterki, wspólnie z nią odczuwając ból, a potem stopniowo rodzącą się nadzieję na to, że warto żyć dalej.

Listy, które otrzymuje bohaterka, to nie tylko wskazówki i rady, ale równocześnie sposób w jaki twórcy przedstawiają nam historię miłości Amerykanki i Irlandczyka. Otrzymanie każdego z listów to początek kolejnej z podróży Holly, podczas których poznaje ona nie tylko rodzinę swojego męża, przemierza Irlandię, znajduje nową, satysfakcjonującą pracę, ale odnajduje na nowo siebie i swoje miejsce w świecie. Początek związku Holly i Gerry`ego - wspaniałej miłości od pierwszego wejrzenia – pokazana jest w formie retrospekcji podczas wizyty Holly na Zielonej Wyspie, opowieściach przyjaciół pary oraz, przede wszystkim, właśnie w owych listach, w których Gerry przepięknie opisuje uczucia, jakimi darzył swoją żonę. Każdy z 10 wysłanych listów kończy się tytułowym „P.S. Kocham Cię”.

Widzowi, który śledzi losy bohaterki w ciemnej, kinowej sali, przedstawiona historia miłosna wyda się całkiem prawdopodobna. I to nie tylko ze względu na dobre opracowanie wątku romantycznego, ale z powodu aktorów. Zresztą, czy mając w obsadzie filmu takie osoby jak Kathy Bates (Patricia Rawley – matka Holly), Hilary Swank czy Gerard Butler, coś może pójść źle? Bates jest jak zwykle znakomita, Butler zdaje się być urodzonym do roli beztroskiego i szalonego Irlandczyka, a Hilary Swank przez większość czasu również spisuje się znakomicie.

Nie można także zapomnieć o postaciach drugoplanowych. Przyjaciele Holly i Gerry`ego wnoszą tak potrzebny w filmie element humorystyczny. Wzajemne docinki, wspólny wyjazd trzech przyjaciółek do Irlandii, wypady do klubu karaoke czy „test na faceta”, jaki wymyśla Denise i który przynosi nieoczekiwane rezultaty, sprawiają, że film jest głębszy i dopracowany. Takie małe, subtelne rzeczy, a bardzo cieszą.

Dodatkowym atutem, tak książki, jak i filmu jest zakończenie. Biorąc pod uwagę gatunek obrazu i postać Daniela (przyjaciela bohaterki) można było spodziewać się typowego happy endu, w której dwójka bohaterów rzuca się w sobie w ramiona. Na szczęście w tym filmie tak nie jest. Tak, Daniel (Harry Connick Jr) zakochuje się w Holly, ale jest to uczucie jednostronne, które zresztą na koniec przekształca się w przyjaźń na dobre i na złe. Tym razem z obu stron. Oczywiście istnieje możliwość, że Holly znowu kogoś pokocha, ale jest to jedna z jej opcji. Może kiedyś, ale na pewno jeszcze nie teraz. Gdyby scenarzyści postąpili inaczej i zdecydowali się na powielenie schematu, film straciłby na wiarygodności i powtórzyłby los wielu kiczowatych komedii romantycznych.

And I ask you friend, what’s a fella to do,

P. S. Kocham Cię nie jest typową komedią romantyczną. Jednych może powalić na kolanach, inni będą kręcić nosem. Jak w każdym filmie i w tym można dostrzec niedopracowania, lepsze i gorsze momenty. Jednak tę produkcję naprawdę ogląda się dobrze. Jest tu dramat i romans, humor i refleksja; przyjaźń i miłość; nadzieja i próba podniesienia się po przeżytej tragedii – wszystko połączone w odpowiedniej proporcji.

Są cudowne zdjęcia i piosenki, które doskonale oddają nastrój poszczególnych scen. Można się wzruszyć, cicho zapłakać, uśmiechnąć oraz pomarzyć o tak silnym uczuciu, które narodziło się na jednej z irlandzkich dróżek.

* Śródtytuły to tekst piosenki „Galway girl”, która pojawi się w filmie (scena w barze)

Galway girl

P. S. Jedną z wisienek w filmie jest mały żart z serialu “Buffy: Pogromca wampirów”. W jednej ze scen, kiedy Holly zastanawia się jakiej pracy się podjąć, Gerry radzi: Pogromca wampirów to nie zawód. Całość jest śmieszniejsza, gdy przypomnimy sobie, że rolę przyjaciela i wspólnika Gerry`ego, gra w filmie nie kto inny, tylko James Marsters – niezapomniany wampir Spike z serialu Whedona.

P. S. Kocham Cię

Reżyseria: Richard LaGravense

Obsada:

HilarySwank – Holly Kennedy

Grard Butler – Gerry Kennedy

Lisa Kudrow - Denise Hennessey

Gina Gershon - Sharon McCarthy

James Marsters - John McCarthy

KathyBates - Patricia Rawley

Harry Connick Jr. - Daniel Connelly

Scenariusz: Richard LaGravense i Steven Rogers

Na podstawie powieści Ceceli Ahern

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...