„Slotherhouse. Leniwa śmierć” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 30-10-2023 20:49 ()


Leniwiec morderca? Czy takie połączenie jest możliwe? Dla twórców horrorów, a dokładnie horrorów podszytych humorem, ironią czy pastiszem każde połączenie wydaje się materią, którą można modelować do woli, aby przekonać widza do swojej wizji. Zapewne w miejsce leniwca można byłoby podłożyć kukłę każdego zwierzęcia i nakręcić z nim mało krwawy horror w celu pokazania, że pojemność konwencji jest nieograniczona, a to, co jednych żenuje, u drugich może wywołać salwy śmiechu.

Akcja Slotherhouse. Leniwej śmierci rozgrywa się na studenckim kampusie, w którym właśnie trwa wyścig po koronę prezeski kobiecego bractwa. Liderka ponoć jest niezagrożona, bo od dawna swoją nachalną charyzmą terroryzuje potencjalne kandydatki do korony. Niemniej w szranki z liderką o dość paskudnym charakterku staje Emily, niepozorna dziewczyna, która nie cieszy się może uwielbieniem studenckiej braci, nie jest też idolką uprawiającą internetowy fanatyzm, ale jest na tyle miła i urocza, że szybko zdobywa niezdecydowany elektorat. Tym bardziej że postanawia go przekonać nie tylko swoją skromnością, ale też maskotką bractwa. Leniwcem, którego wyrwała ze szpon szemranego handlarza. Z pozoru niewinny zwierzak wkrótce pokazuje prawdziwe oblicze, a kto mu podpadnie, na pewno nadzieje się na ostre jak brzytwa pazury. 

Jako horror Slotherhouse. Leniwa śmierć spisuje się słabiej niż miernie. Nie ma w produkcji żadnej sceny zapadającej w pamięć, która stałaby się kultowa w obrazie o morderczym leniwców. Twórców nie poniosła ani wyobraźnia, ani kreatywność. Na polu grozy wieje więc nudą. Na polu komedii nie jest wcale lepiej, bo sporo dowcipasów i scen z założenia komicznych jest czerstwych jak zeszłotygodniowy chleb i zwyczajnie głupich. Zabrakło polotu, pazura, a przede wszystkim nieprzewidywalności. Kolejny element sztuki filmowej sprowadzony do parteru to aktorstwo. Amatorskie, sztuczne, wręcz nijakie. Wirtuozów ekranu tu nie spotkacie.

Zatem czy są jakieś plusy tego wątpliwego widowiska? Jednym z pewnością jest jego krótki czas trwania, nie zdążycie się wynudzić na tyle, by przedwcześnie wyjść z sali, chyba że któraś niedorzeczność z udziałem leniwca was do tego przekona. Bo trzeba brać poprawkę na to, że nie jest to spokojny zwierzak poruszający się niemrawo z punktu a do punktu b. Jednak jego ekstrawaganckie zachowanie należy zrzucić na karb konwencji i szkoda tylko, że więcej takich przegiętych i odrealnionych scen nie znalazło się w filmie, bo to w sumie one stoją za komediową stroną widowiska. Jednym z nielicznych plusów produkcji jest chęć pokazania uzależnienia młodego pokolenia od telefonów komórkowych i poklasku zbieranego we wszelkiego rodzaju rankingach i ciułanych na platformach lajkach. Pokazuje to ogrom niebezpiecznego zjawiska, które z punktu psychologicznego może odpowiadać za wiele życiowych traum, braku własnego zdania czy daleko idącej samokrytyki mogącej prowadzić do tragedii. Niemniej wykorzystano to wyłącznie jako narzędzie do napędzania zabawnych sytuacji aniżeli realna przestroga. Jednak jeśli ktoś w zdobywaniu popularności po trupach widzi negatywny wpływ na jednostkę, to tak może odczytać wspomniany wątek.

Slotherhouse. Leniwa śmierć to obraz wyłącznie dla zagorzałych fanów takich ekranowych mashupów, kina bez większych ambicji i po części nakręconego w mocno ograniczony i bezpieczny sposób. Pozostali poczują ogromne uczucie niedosytu i mogą wyjść z sali rozczarowani.  

Ocena: 3/10

Tytuł: Slotherhouse: Leniwa śmierć

Reżyseria: Matthew Goodhue

Scenariusz: Bradley Fowler

Obsada:

  • Lisa Ambalavanar
  • Stefan Kapičić
  • Sydney Craven
  • Olivia Rouyre
  • Tiana Upcheva
  • Grace Patterson
  • Kelly Lynn Reiter
  • Bianca Beckles-Rose

Muzyka: Sam Ewing

Zdjęcia: Mark David

Montaż: Mike Mendez

Scenografia: Selin Togay Milovanoviç

Kostiumy: Jovana Bozovic

Czas trwania: 93 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus