„Parias” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 27-10-2023 21:42 ()


Nie zawsze lubię długie książki, często podchodzę do nich z rezerwą, bo nie uśmiecha mi się utknąć na dłużej z czymś, co mnie wymęczy. Tym razem utknąłem na dobre. Pozytywnie i na własne życzenie, bo na tę powieść ostrzyłem sobie zęby, odkąd zobaczyłem okładkę. Intuicja mnie nie zawiodła. Mowa o książce „Parias”, której autorem jest Anthony Ryan.

Jest to pierwszy tom trylogii „Przymierze Stali”, w którym poznajemy Alwyna. Młody mężczyzna jest członkiem banitów dowodzonych przez Deckina. Przygarnięty i wyuczony jak przetrwać Alwyn staje się bardzo bliski przywódcy, co niekoniecznie przypada do gustu wszystkim współtowarzyszom. Zresztą wiele osób ma swoje własne ambicje, których nie poznajemy na pierwszy rzut oka. Sam główny bohater też nie jest idealny. Ma swoje pasje, które zaprzątają mu głowę, ale też stają się powodem, dla którego tę głowę on ocali. Jego podróż jest skomplikowana, a cel od pewnego momentu bardzo wyraźny. Czyż jednak to możliwe, żeby poprowadzić bohatera po sznurku, tak prostolinijnie? Na pewno nie w tej książce. Alwyn zmienia się na kartach książki. Rozwija różne umiejętności, znajduje nowe motywacje do działań. Jest postacią zbudowaną niezwykle starannie. Co mnie najbardziej w nim zaskakuje, to że mimo obecności na ponad sześciuset stronach wciąż wydaje mi się bohaterem pełnym tajemnic.

Najwięcej miejsca obok Alwyna zajmują Toria oraz kapitan Evadine. Gdzieś na uboczu jest Piwowar, Ayin, Berrine i kilkoro innych bohaterów, który epizodycznie odgrywają całkiem znaczące role. Nie wszyscy doczekali się bardzo szerokiego rozwinięcia rysu psychologicznego, jednak dość proste było wyłapanie, gdzie są tarcia i jakie motywacje stoją za tymi ludźmi.

Tłem fabularnym w tej opowieści jest wojna o władzę. Wewnątrz tego konfliktu wielką rolę odgrywają motywy religijne oraz nacjonalistyczne. Wszystko jest uszyte bardzo zgrabnie, wątki przenikają się, łączą lub wynikają z siebie nawzajem. Jest to naprawdę porządnie napisane. Sam tekst jest bardzo zgrabny. Sporo opisów codzienności, rutyny, ale również konkretów fabularnych i szczegółów bez zbędnego tabu, ale przy okazji bez obrzydzenia. Interesujący jest również przedstawiony w książce świat. Znajdziemy w nim sporo polityki, intryg oraz prozaicznych rzeczy sprowadzających się do woli przetrwania. Czytało się to z przyjemnością. Szczerze, dawno tak dobrze się nie bawiłem.

No i właśnie, jeśli chodzi o kwestię samego tekstu, to jestem pod wrażenie. Dawno nie czytałem tak dobrej książki fantasy. Od początku lektury poczułem, że ten świat żyje. Autor nadał mu tak dużo autentyczności w opisach i szczegółach, że chłonąłem wszystko całym sobą. Jest oczywiście mały zarzut, który bardziej dotyczy mapy na wewnętrznej stronie okładki. Nie lubię światów, w których granice wyznaczają krańce strony. Jest to dla mnie takie sztuczne, urwane i nie pozwala już na początku ocenić skali wydarzeń, w które rzuceni są bohaterowie. Z opowieści i logiki wynika, że uniwersum ujęte w fabule jest większe, ale dostajemy tylko jego wycinek. Zawsze na to narzekam i będę narzekał.

Wspomniałem już o okładce, podejmę więc ten temat. Jest ona absolutnie świetna. Niby nie ma na niej wiele elementów, ot jedna postać siedząca na bruku z mieczem na kolanach i ciemnością za plecami. Jest to jednak tak skomponowane wyraziste, że od pierwszego ujrzenia wiedziałem, że chcę to przeczytać. Co więcej, jak się przeczyta książkę, to można pokusić się nawet o interpretację tej ilustracji. Show kradną też znakomite, realistyczne rysunki Dominika Brońka, które spotkać można we wnętrzu tomu.

Jeszcze kwestia techniczna, czyli jakość wydania. Jest to naprawdę wysoki poziom. Tłumaczeniem zajmowała się Dominika Repeczko i nie mam wątpliwości, że wykonała kawał dobrej roboty. W końcu to operator danego do wydania języka bierze na siebie obowiązek stworzenia wszystkich dziwnych nazw, które mogą wystąpić oraz nadania zrozumiałego biegu słowom, które w oryginale brzmiały inaczej. Na całą książkę mignęła mi chyba jedna literówka, ale jak zawsze nie wykluczam większej ich liczby, bo zwyczajnie skupiłem się na historii, a nie łowieniu błędów. Okładka zadowala mnie w tej zintegrowanej formie. Obawiałbym się połamania grzbietu, gdyby „Parias” był wydany w miękkiej wersji. Twarda za to podniosłaby i tak spory już koszt. Nie mam tu zarzutu do wydawcy, bo znam realia. Tylko gdzieś w głębi duszy jest żal ogólny, że książki stają się takim ekskluzywnym towarem, mimo że ich ilość rośnie. Brakuje mi w tym wydaniu tasiemki, która byłaby wspaniałą zakładką.

Spędziłem z tą książką dużo czasu. Czytałem po rozdziale, czasami więcej, czasami mniej. Zależnie od wolnego, jakim dysponowałem. Mogłem to zrobić szybko, na czas, żeby wystawić krótką opinię i mieć z głowy. Czułem jednak, że chcę z tą książką współpracować w skupieniu. Pochłaniałem tę opowieść z zadowoleniem. Z uwagą śledziłem losy bohaterów. Uważam, że było warto. Czekam na kontynuację z wielkim zainteresowaniem, bo naprawdę chcę poznać dalszy ciąg. Jakiś czas temu powiedziałem sobie, że odchodzę od recenzji zagranicznych książek, bo często w moje ręce wpadały nie najlepsze, męczące tytuły. Ta książka do mnie przemówiła, chciałem, by trafiła w moje ręce i nie zawiodłem się. Polecam serdecznie. Jeśli przyjmiecie moją strategię czytania, to jest doskonały wybór na jesienne wieczory.

 

Tytuł: Parias

  • Autor: Anthony Ryan
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Tłumaczenie: Dominika Repeczko
  • Liczba stron: 660
  • Format: 125x195 mm
  • Oprawa: miękka
  • Wydanie: I
  • Data wydania: 15.09.2023 r.
  • ISBN: 978-83-7964-873-3
  • Cena: 79,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus