Marcin S. Przybyłek „Gamedec. Love & Hate” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 09-06-2023 22:18 ()


Marcin S. Przybyłek po latach wrócił do sagi, którą debiutował jako pisarz fantastyki. „Love & Hate” to powrót do korzeni, czyli „Gamedeca” i to w sensie dosłownym, ponieważ najnowszy tom jest prequelem do wcześniej opublikowanych części. Trzeba oddać sprawiedliwość – jest to powrót z wszech miar udany.

Główną osią fabuły powieści jest pierwsze duże zlecenie, które trafia się Torkilowi Aymore’owi. Chociaż od razu warto zaznaczyć, że to formułowanie „trafia się” jest z mojej strony celowym przekłamaniem. W całej sytuacji przypadku nie ma za grosz. A grosz może z tego zlecenia być niezły, poza tym sława i renoma. Jest tylko mały problem – trzeba zwyciężyć w tytułowej grzej „Love & Hate” i rozgryźć, kto z graczy jest tak naprawdę sztuczną inteligencją. Co istotne, nie jest to sielanka, a pechowcy mogą nawet zginąć.

Poza tekstem tytułowym tom zawiera jeszcze krótszą formę. Opowiadanie zatytułowane „Licencja”, które zdradza jak oraz, przede wszystkim, dlaczego Torkil wybrał zawód gamedeca. Jest to bardzo intensywna opowieść o tym, jak znany i lubiany bohater uczy się swego nowego fachu.

Książka trzyma układ chronologiczny. Najpierw mamy opowiadanie „Licencja”, potem powieść „Love & Hate”, co buduje spójny przekaz dla czytelnika. Niezwykle ważne jest również drugie dno obu historii. Tom jest mocno napompowany emocjami i naprawdę czuć je w czasie lektury. Pierwszy tekst oprócz warstwy fabularnej mówi sporo o relacjach rodzinnych, zawodach i sukcesach. Oczywiście nie tylko, ale nie zamierzam spalić zabawy ewentualnym czytelnikom. W drugim tekście oprócz wątków osobistych, które autor przekuł na fabułę, dotykamy bardzo aktualnej sprawy – sztucznej inteligencji. Jest w tym dużo przemyśleń, które autor wkłada w głowę bohatera. Jest to głębokie wejście w problem, który przecież był wielokrotnie eksploatowany przez twórców SF. Jak udało się spiąć lekką, rozrywkową lekturę z wątkami egzystencjalnymi i filozoficznymi musicie przekonać się sami, o ile skusi was ta książka.

Bardzo cieszy mnie, że Rebis zdecydował się na wydanie tego tomu w formie spójnej z poprzednimi częściami. Pewnie jest w tym nieco pragmatyzmu – nowa oprawa wiązałaby się z krzykiem czytelników o ujednolicenie serii, a tak jeden tytuł dołącza do kolekcji i wszyscy zadowoleni. Nieźle, chociaż niektóre tomy są już trudno dostępne w wersji papierowej. Co zaś można powiedzieć o samej jakości wydania, to majstersztyk. Oczywiście nie miałem przypuszczeń, że tom będzie źle złożony czy sklejony, to nie ten poziom profesjonalizmu. Oko zrywa przepiękna okładka Tomasza Marońskiego, który wkomponował na główny plan ilustrację, która towarzyszy serii „Gamedec” od początku. Diabeł i anielica, miłość i nienawiść splecione ze sobą i nierozłączne. Niesamowita symbolika, że to właśnie w tym tomie logo serii wykonane niegdyś przez Marka Okonia trafiło na okładkę.

„Gamedec. Love & Hate” jest książką znakomitą. I nie piszę tak ze względu na jakąś znajomość z autorem. Gdyby coś zepsuł, to bym to wytknął. Tutaj jednak jestem kompletnie usatysfakcjonowany, bo dostałem przyzwoity kawał rozrywki oraz głębię zauważalną w dużym stopniu wtedy, gdy wie się coś więcej o okolicznościach powstawania książki i samym autorze. Można powiedzieć, że jest to wręcz metatekst, a jego zrozumienie jest możliwe na kilku poziomach. Naprawdę polecam ten tytuł. Tych, co znają autora i sagę „Gamedec” przekonywać nie muszę, pozostałych zachęcam, bo teraz macie kompletną historię opowiedzianą od początku do końca. A przynajmniej tak się wydaje…   

 

Tytuł: „Gamedec. Love & Hate” 

  • Autor: Marcin S. Przybyłek
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Seria wydawnicza: Horyzonty zdarzeń
  • Seria: Gamedec
  • Miejsce wydania: Poznań
  • Liczba stron: 544
  • Format: 132x202 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Data wydania: 06.06.2023 r.
  • ISBN: 9788383380148
  • Cena: 59,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus