„Ultimate Spider-Man” tom 13 - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 19-03-2023 23:47 ()


W mediach skoncentrowanych na superbohaterach uwaga odbiorcy zazwyczaj jest skupiona na wstępnym etapie działalności herosa, tzw. origin stories. Jest to zrozumiałe na wielu poziomach. Audytorium pragnie nieprzerwanie wejść w świat bohatera w możliwie najbardziej komfortowy sposób, bez większych konfuzji czy nieporozumień. Międzyczasie przemysł popkulturowy lubi mielić i modyfikować te same idee wte i wewte sprawiając, że popularny superbohater w kapitalistycznych machinacjach de facto nigdy nie umrze.  „Ultimate Spider-Man: Śmierć Spider-Mana” to jeden z tych nielicznych (i do tego udanych) przykładów w tej części popkultury, gdzie prawdziwego trykociarza poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy.

Jest wiele powodów, dla których uwielbiamy bohaterów w pelerynach. I nie chodzi tutaj o ucieczkę od rzeczywistości ani udane spędzenie czasu na rozrywce. Z jednej strony podróż bohatera przedstawiona w komiksach czy filmach oddaje trudy naszej egzystencji (zakładając zawczasu, że jest solidnie opowiedziana). Z drugiej pozwala spojrzeć na przeróżnego rodzaju rozterki z boku, przyjrzeć się im i poddać refleksji. Nierzadko te najbardziej obyczajowe momenty historii przygodowych, ciche i skupione na postaciach, potrafią być tymi otwierających nam oczy na zjawiska, które ignorowaliśmy albo nawet nie zdawaliśmy sobie z nich sprawę.

Komiksowa seria „Ultimate Spider-Man” nie tylko udanie dokonała reinterpretacji jednego z najukochańszych herosów współczesności, ale także doprowadziła jego życie do dramatycznego końca. W ciągu kilku lat Brianowi Michaelowi Bendisowi oraz Markowi Bagleyowi  udała się rzecz niesłychana na amerykańskim rynku wydawniczym. Przez wiele lat prowadzili perypetie uwspółcześnionego Petera Parkera, jego najbliższych i łotrów w spójny, konsekwentny, a jednocześnie niezwykle ludzki sposób. Nade wszystko mamy tutaj do czynienia z opowieściami prowadzonymi przez postacie, mającymi swoje potrzeby i własne perspektywy. Poprzez niezwykle żywe, nierzadko zabawne dialogi mamy poczucie obcowania z wiarygodnymi osobami, które mogłyby żyć tu i teraz.

Nic przy tym dziwnego, że „Ultimate Spider-Man” jest powszechnie uznawany za najlepszą serię o Spider-Manie. Bendis wziął na warsztat niemal całe dziedzictwo komiksowe związane z nowojorskim herosem i opowiedział je w taki sposób, aby można było w prosty i przejrzysty sposób wejść w ten świat od pierwszego zeszytu (czy też w tym przypadku pierwszego tomu). Mało tego, starzy wyjadacze tematu byli często zaskoczeni tym, w jakim kierunku Bendis prowadził obsadę drugoplanową i antagonistów w późniejszych historiach. Podejmowano w uniwersum Ultimate wiele ryzykownych, brawurowych decyzji, których rezultat bywał niekiedy różny. Bendis z kolei zawsze starał się utrzymywać kontrolę nad swoją wizją Spider-Mana, nawet gdy inni scenarzyści nie dawali sobie rady przy modyfikowaniu tego świata. Jego reinwencja postaci J. Jonaha Jamesona,  metamorfoza tego cynicznego wydawcy wynikająca z doświadczenia sytuacji granicznej, potrafi poruszyć niejedno skamieniałe serce.

Nade wszystko jednak omawiane tutaj komiksy można nazwać ponadczasowymi, bo Bendis potrafił sprzęgnąć problemy dzisiejszych nastolatków z ideą stojącą za poczynaniami Spider-Mana: „z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność”. Niniejszy scenarzysta, nazywany mistrzem dialogów w komiksach superbohaterskich, rozumiał, że wiarygodność i realizm Petera Parkera opiera się głównie na tym, że ten nie romantyzuje śmierci ani swoich rodziców, ani wujka Bena. W głębi duszy wie, że człowieczeństwo objawia się w popełnianych błędach. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak wiele razy nawalił w swoim życiu, do czego jest zdolny i jakie są jego słabości. Potrafi być płytki i samolubny. I doskonale wie, że upadnie jeszcze niejeden raz. Chodzi przy tym jednak o to, że nigdy się nie podda w przeistoczeniu się w istotę, jaką zawsze chciał być. Jest to pochwała pracy nad sobą bez krzty dziecięcej fantazji.

Bendis udowodnił najlepiej heroizm Spider-Mana i jego wartości… uśmiercając go. W „Śmierci Spider-Mana” udała się rzecz niewykonalna, niemożliwa wciąż dla wielu twórców masowej rozrywki. Doprowadzono bowiem losy ulubionej postaci do smutnego, tragicznego końca. Koneserzy sztuki komiksowej mogą co prawda narzekać w tym przypadku, że historia nie jest bardziej urozmaicona, a jej przekaz jest nader klarowny i nieco uproszczony. Niemniej jednak w sensie emocjonalnym, dramaturgicznym relacje między postaciami i sama śmierć jest wyegzekwowana po mistrzowsku.

Czeka was tutaj wiele wzruszeń oraz pamiętliwych momentów. Wytworzono tutaj przejmujący dramat herosa, który ostatkiem sił – będąc jednocześnie poważnie rannym – robi to, co słuszne. Oddaje swoje życie za ludzi, których kocha, mając jednocześnie w pamięci Wujka Bena. W ciągu ostatnich dwóch dekad trudno znaleźć lepszą historię o Człowieku Pająku.

 

Tytuł: Ultimate Spider-Man tom 13

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis, Mark Miller, Jonathan Hickman, Nick Spencer
  • Rysunki: Mark Bagley, Sara Pichelli, David Lafuente, Leinil Yu, Stephen Segovia
  • Przekład: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 22.03.2023 r.
  • ISBN: 978-83-281-5720-0
  • Oprawa: twarda
  • Stron: 608
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 170x260
  • Cena: 229,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus