Jacek Piekara „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 18-03-2023 22:15 ()


Seria inkwizytorska Jacka Piekary ma się dobrze. Autor na jakiś czas zajął się tzw. ruską trylogią, która była lekko na boku głównej fabuły serii, ale obecnie wrócił już do głównego cyklu. W ręce czytelników oddany został niedawno kolejny tom „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”. Lubię pisać te słowa: Mordimer Madderdin wraca.

Książka przeszła moje oczekiwania, jeśli chodzi o grubość, bo spodziewałem się zwykłego tomu liczącego około czterystu stron, tymczasem tym razem autor rozkręcił się wyraźnie i opisanie historii zajęło mu nieco więcej miejsca. Na szczęście jednak powieść nie nuży i nie przytłacza swoją wielkością. Co jest dość dobrą wiadomością, szczególnie w kontekście miejsca akcji – Weilburga – jednego miasta, które jak się dowiadujemy z treści, do największych nie należy. Tymczasem jest całkiem nieźle. Mordimer chodzi po miejskich zakamarkach, odwiedza kościoły, karczmy i inne przybytki. Wszystko jest okraszone solidnymi opisami połączonymi z natłokiem myśli i dygresji, jaki bohater często snuje. Tutaj momentami można odnieść wrażenie przesytu, bo mam sporo fragmentów, gdzie w trakcie rozmowy różnych postaci autor wrzuca właśnie takie wewnętrzne wspominki i rozważania naszego uniżonego sługi zajmujące całą stronę, po czym wraca do rozmowy, jak gdyby nigdy nic. Ja miałem w takich momentach lekką zawiechę, bo często myśli Mordimera leciały bardzo daleko od pierwotnego tematu rozmowy. Chociaż trzeba to oddać Jackowi Piekarze, że wzbogaca w ten sposób świat oraz odświeża pamięć.

Tytułowa zaraza zwana kaszlnicą zaczyna przerażać ludzi, kiedy pojawia się coraz więcej ofiar śmiertelnych. Sytuacji nie poprawia fakt kwarantanny nałożonej na miasto i przysłania specjalnej komisji, której działania mają więcej niż kontrowersyjny wymiar. We wszystkim siedzi polityka. Mordimer niechętnie musi zająć się mnóstwem spraw, ponieważ staje się "pełniącym obowiązki" szefa miejskich Inkwizytorów.

Jak przeczytałem tytuł tej książki, to pomyślałem, że dostaniemy na tacy dżumę. Tak mi to jakoś pasowało. Tymczasem nie dość, że autor zaskoczył mnie już na tym poziomie podstawowym, to dodatkowo to, co się dzieje w treści, spowodowało, że spadłem z krzesła. Już dawno nie czytałem tak dobrej satyry, gdzie rzeczywistość bieżąca, no maks sprzed kilku lat, została tak uszczypliwie przedstawiona. Masa ironicznych nawiązań do zarazy, którą przeszliśmy na własnej skórze, sprawiła, że naprawdę znakomicie się bawiłem w czasie czytania tej pozycji. Oczywiście to wciąż jest Jacek Piekara, a więc obok ironii Mordimera, będzie też jego specyficzne nastawienie do rzeczywistości i kobiet, a to się wielu nie spodoba. Ja patrzę na inkwizytorską część jego twórczości przez pryzmat historii alternatywnej. Mając przy okazji jakąś wiedzę o realiach, w których mniej więcej rozgrywa się ta seria nie gorszy mnie bardzo podejście postaci męskich do kobiecych. Takie były realia średniowiecza i nowożytności. Mamy obecnie absurdalną tendencję do próby rozciągnięcia naszej świadomości i poglądów na inne epoki. Tymczasem każdy okres w historii rządził się swoimi prawami i trzeba to zaakceptować, inaczej wychodzimy na ignorantów.      

W książce „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” są naprawdę świetnie wykreowane postaci. Z wielkim zainteresowaniem śledziłem losy Bauma, który swoimi pomysłami zdecydowanie odbiegał od epoki, w jakiej przyszło mu żyć. Również Kinga została nakreślona w taki sposób, że obok jej losu ciężko było przejść obojętnie. Narwany proboszcz, który umie porwać tłumy swoimi kazaniami – majstersztyk. Szczególnie że Inkwizytorzy nie byli naiwni przy spotkaniu z nim. Bracia inkwizytorzy też nie wypadli sroce spod ogona, chociaż trochę szkoda, że tak mało ich było na kartach dość długiej jednak opowieści. Archidiakon to kawał przebiegłego…, no domyślcie się kogo.

Teraz o sprawach technicznych jeszcze kilka słów. Jak wspomniałem wcześniej, książka jest dość gruba. Liczy ponad sześćset stron. W czasie czytania można to odczuć w postaci lekko załamującego się pod palcami grzbietu, kiedy książka jest otwarta. Na szczęście nieco grubsza warstwa kleju sprawia, że tom wracał do pierwotnego kształtu bez uszczerbku na grzbiecie. Dla każdego potencjalnego czytelnika ważne jest na pewno wnętrze. I tutaj jest bardzo dobrze. Po pierwsze, oczywiście, treść powieści podzielona na niedługie rozdziały, które czasem przeskakują w akcji, a czasem następują bezpośrednio po sobie. Tak czy owak, czytanie przebiega dynamicznie. Poza tym treść fabularna jest okraszona króciutkim wstępem od autora oraz przypisami objaśniającymi różne rzeczy na końcu. Jest też kilka reklam związanych z wydawnictwem. Oprócz tego w głównej części książki mamy kilka ilustracji obrazujących różne sceny opisane opodal. No i rzecz bardzo ważna, bo często wpływająca na pierwszy odbiór oglądanego tomu – okładka. Odbiega ona trochę od pozostałych z cyklu, bo wyjątkowo widzimy więcej niż zwykle elementów w tle za postacią. Ilustracja jest przedstawiona w złowieszczej, szarej kolorystyce. A jedynym wyróżniającym się obiektem jest czerwona czaszka nad ręką nieznajomego w klasycznej „ptasiej” masce ochronnej.

Pod względem języka to redakcja na pierwszy rzut oka nie puściła nic błędnego. W tekście język bywa zróżnicowany od filozofującego Bauma i Mordimera, po rubaszne lub wręcz wulgarne odzywki różnych bohaterów. W słowach tutaj nikt nie przebiera, chociaż nie ma trywialnego chamstwa.

Podsumowując, nowe przygody Mordimera Madderdina są interesujące. Tę książkę czyta się przyjemnie i bez zmęczenia. Opisana intryga łączy w sobie wiele wątków i daje impuls kolejnym. Jako lektura rozrywkowa nowy tytuł od Jacka Piekary sprawdza się doskonale. Czy każdemu to podejdzie? Na pewno nie. Już fakt motywu przewodniego w tej historii alternatywnej, czyli zemsty dokonanej przez Chrystusa na swoich prześladowcach, skreśla pozycję u wielu osób. Kto ma jednak chęć zanurzyć się w świat inkwizytorów, to spokojnie może zaczynać od tego tomu. Nie ma tu nic, co przeszkadzałoby w lekturze bez znajomości innych części. Jeśli są jakieś nawiązania bezpośrednie, to autor objaśnia to w przypisach. Cena może być spora, ale to kawał książki i nie wątpię, że warto.  

 

Tytuł: Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy

  • Autor: Jacek Piekara
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Data wydania: 22.02.2022 r.
  • ISBN: 978-83-7964-685-2
  • Wymiary: 125 x 205
  • Liczba stron: 620
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 69,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus