„Opowieści z hrabstwa Essex” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 17-03-2021 23:41 ()


Dla wielu zdawkowa informacja o tym, że Timof wznowił komiks Jeffa Lemire’a „Opowieści z hrabstwa Essex” wystarczy za najlepszą recenzję. Dla innych będzie to powód do zmartwień, zwłaszcza jeśli lubią spekulować cenami tytułów o wyczerpanych nakładach, a jeszcze inni dostaną szansę konfrontacji z dziełem, które przetarło autorowi drogę ku branżowemu uznaniu i popularności miłośników komiksów. I o ile obecnie trzeba wskazywać konkretnie, którą inkarnację Jeffa Lemire’a lubi się najbardziej, z uwagi na mnogość jego projektów, o tyle „Opowieści z hrabstwa Essex” są tym komiksem i tym typem historii, w których Lemire czuje się najlepiej.

Zestaw pięciu historii wchodzących w skład „Opowieści z hrabstwa Essex” ukazał się pierwotnie w postaci pojedynczych zeszytów w latach 2007-2008 staraniem wydawnictwa Top Shelf Productions. Jak wyjaśnia w słowie wstępnym do wznowienia Darwyn Cooke, dzieło Lemire’a wpisuje się w tradycję autorskiego komiksu kanadyjskiego, który z racji geograficznego sąsiedztwa Stanów Zjednoczonych, nie był w stanie zaproponować konkurencyjnej formuły komiksu rozrywkowego, co trzeba uznać za zrządzenie losu, skoro sytuacja ta dała impuls do pojawienia się twórców tej miary co Lemire.

Oczywiście „Opowieści z hrabstwa Essex” od nawiązań do formuły amerykańskiego komiksu rozrywkowego (ściślej superbohaterskiego) nie uciekają, ale robią to w myśl głównego zamierzenia Jeffa Lemire’a, który serią tych czarno-białych historii rekonstruuje własne pochodzenie i tożsamość. Bo o ile ktoś lekturę „Opowieści…” ma dopiero przez sobą, musi wiedzieć, że omawiany komiks jest artystyczną próbą wyprawy autora w świat własnego dzieciństwa spędzonego na farmie w tytułowym hrabstwie Essex położonym w kanadyjskiej prowincji Ontario. Nie jest to jednak rekonstrukcja dosłownie autobiograficzna. Jeff Lemire w „Opowieściach…” mierzy się z zadaniem dużo ambitniejszym, mianowicie próbuje oddać w słowie i rysunku ducha minionego czasu. Z jednej strony mamy więc w komiksie zapis trudno uchwytnych wizualnie wrażeń, jak sekwencyjnie rozrysowany w kadrach monotonny upływ czasu na prowincji, gdzie rytmy życia ustala zmienność pór roku. Z drugiej strony serią życiowo prozaicznych historii Lemire świetnie oddaje charakter ludzi czasów, w których przyszło mu dorastać: twardych, ale o dobrych sercach, małomównych, rozkochanych w hokeju i boksie, marzących o rzeczach prostych, jak szczęśliwa rodzina i solidna praca. Trzeba przyznać, że prowadzenie narracji w „Opowieściach z hrabstwa Essex” tak, by pogodzić wspomniane porządki, udało się Lemire’owi znakomicie.

Ton zbiorowi nadają trzy pierwsze rozbudowane historie „Opowieści z farmy”, „Opowieści o duchach” i „Opowieść o miejscowej pielęgniarce”, które zasadniczo odrębne, łączą się  poprzez migracje bohaterów między poszczególnymi opowieściami w spójną wizję. Dwie pozostałe, krótkie fabułki „Klub bokserski hrabstwa Essex” i „Smutne i samotne życie Eddiego Słoniouchego” miały pierwotnie być wkomponowane w „Opowieść o miejscowej pielęgniarce”. Krytycy twórczości Lemire’a zwracają uwagę na sposób prowadzenia przez kanadyjskiego autora narracji, którą można ulokować w tradycji amerykańskiej literatury, zwłaszcza opowiadaniach Raymonda Carvera, o czym ma świadczyć charakterystyczna maniera niedopowiadania puent historii i skupienie na oddaniu atmosfery sceny czy sytuacji.  Zresztą tych literackich paralel da się w „Opowieściach z hrabstwa Essex” odnaleźć więcej, co dowodzi gruntownej pracy koncepcyjnej Lemire’a niekoniecznie widocznej na pierwszy rzut oka. Warto na przykład zwrócić uwagę na przewijający się przez historie ze zbioru motyw kruka, bardzo w duchu poematu „Kruk” Edgara Allana Poego, gdzie ptak był symbolem pamięci o zdarzeniach tragicznych. Nie inaczej jest w „Opowieściach z hrabstwa Essex”. Jeszcze inny trop literacki to oczywista analogia z powieścią Steinbecka „Myszy i ludzie”, z której Lemire zaadaptował na potrzeby komiksu podobną konstrukcją bohaterów, którą odnajdziemy w „Opowieści z farmy” opierającej się na dynamice „powolnego”, wielkiego dorosłego Jimmy’ego i dzieciaka Lestera. Z tym drugim wiąże się natomiast wspomniany na początku wątek wplecenia w formułę komiksu autobiograficznego narracji typowej dla komiksów superbohaterskich, którą Jeff Lemire, z jednej strony wynosi jako wartość formacyjną, kształtującą dziecięcą wyobraźnię, z drugiej umiejętnie wykorzystuje do opowiedzenia smutnej historii o zaburzonych relacjach rodzinnych (sieroctwo, choroba matki, trudne relacje z wujkiem). Nie da się powiedzieć, że Lemire był pierwszym autorem posługującym się tym schematem, ale można zaryzykować stwierdzenie, że „Opowieść z farmy” da się wskazać jako ważną inspiracją dla innych, podobnych realizacji komiksowych, na przykład udanego debiutu Donny’ego Catesa, czyli „God Country”, historii nieuleczalnej choroby członka rodziny wkomponowanej w superbohaterskie dekoracje.

Jednak tym, co stanowi o wartości „Opowieści z hrabstwa Essex”, są pełnokrwiste, pisane serduchem historie. Jeff Lemire, przejawiając dość ryzykowne tendencje do popadania w melodramatyczne tony (ach, te łzy w oczach bohaterów!), wygrywa komiks wiarygodnymi i niezwykle sugestywnymi scenami obyczajowymi. Tak prozaiczne wydarzenia, jak pierwszy kontakt człowieka z prowincji przyjeżdżającego do wielkiego miasta czy siedzenie z kumplami w barze urastają na kartach „Opowieści z hrabstwa Essex” do wydarzeń epokowych. Tutaj sytuacja, w której amatorsko uprawiający hokej bohater doznaje kontuzji przekreślającej marzenia o zawodowstwie, łapie za serce, a narastający latami konflikt między dwoma braćmi uwiera świadomością nieodwracalności losu. Na to wszystko nakładają się kapitalne, szorstkie, miejscami wulgarne dialogi, dobrze neutralizujące pokusę łatwego sentymentalizmu. Lemire opowiada proste historie, ale o takim potencjale dramaturgicznym, że czytając „Opowieści z hrabstwa Essex”, nie czuje się potrzeby ich dopowiadania wymyślnymi fajerwerkami scenariuszowymi czy wizualnymi. A trzeba powiedzieć, że w tym drugim aspekcie komiks Lemire’a prezentuje się nie mniej atrakcyjnie. Kapitalnie współgra z charakterem opowieści ekspresyjna, pozornie niechlujna kreska autora „Łasucha”, odważnie kładziona czerń i pewnego rodzaju nonszalancja w traktowaniu detalu, elementy składające się na niepodrabiany, autorski styl rysunków Lemire’a. Kanadyjski autor rysuje tylko to, co niezbędnie konieczne, by opowieść toczyła się do przodu, a warstwa wizualna nie zabierała miejsca treściom pozawerbalnym, takim jak emocje bohaterów (dynamika postaci w rysunku jest fenomenalna) czy atmosfera miejsca. Warto też zwrócić uwagę, jak znakomicie Lemire oddaje rysunkiem rytm (zazwyczaj nieśpieszny) opowieści oraz upływ czasu. Zdaję sobie sprawę, że można lubić lub niespecyficzny styl tych rysunków, ale do mnie ta surowa, czarno-biała estetyka zdecydowanie przemawia. Wolę ją nawet bardziej od jej kolorowej wariacji, którą Lemire zaproponował choćby w serii „Royal City”.

Wznowienie „Opowieści z hrabstwa Essex” dopełniają „Skrawki z gospodarstwa”, garść wspominek Lemire’a z okresu prac nad komiksem. W prezentacji szkiców postaci, projektach lalek do wycinania, zakładek, pocztówek i wariantowych okładek opatrzonych odautorskim komentarzem czuć, jak bardzo Jeff Lemire żył projektem, wierzył w bohaterów i ich historie zakorzenione (jak na okładce komiksu) w osobistym doświadczeniu. Mówi się, że Jeff Lemire to wyjątkowy wrażliwiec. Obcując z „Opowieściami z hrabstwa Essex”, trudno nie brać tej opinii pod uwagę, gdy chce się zrozumieć niesłabnący fenomen popularności komiksu.

 

Tytuł: Opowieści z hrabstwa Essex

  • Scenariusz: Jeff Lemire
  • Rysunki: Jeff Lemire
  • Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
  • ISBN: 9788366347519
  • Format: 165x230 mm
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 512
  • Druk: czarno-biały
  • Zalecane dla odbiorcy: Wszyscy
  • Wydanie: II
  • Data wydania: 1 marca 2021 r.
  • Cena: 99 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza. 


comments powered by Disqus