„Sala samobójców. Hejter” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 10-03-2020 22:27 ()


Oryginalna Sala samobójców, która zagościła na ekranach kin w 2011 roku, jest dla mnie filmem o bardzo osobistym charakterze. Bądź co bądź to właśnie o tej produkcji napisałem swoją pierwszą filmową recenzję. Wiedziałem więc, że na Hejtera do kina wybiorę się na pewno – choćby z sentymentu. Po seansie jedną wątpliwość mogę rozwiać od razu – jeśli zastanawiacie się, czy znajomość pierwowzoru jest wymagana, od razu powiem, że nie. Z filmem z 2011 roku Hejtera łączy jedynie tytuł. Najprawdopodobniej dodany zresztą pod naciskiem producentów, by zachęcić do wizyty w kinie ludzi pamiętających głośną produkcję sprzed niemal dekady. Czy warto natomiast wybrać się do kina na tę pseudokontynuację, czy też może duchowego spadkobiercę pierwowzoru?

W zeszłym roku na ekrany film wszedł Joker. Pamiętacie może? Dostał nawet Oskara. Całkiem niezła produkcja, której sedno sprowadzało się do prostego pytania – co stanie się, gdy gnieciona przez społeczeństwo jednostka w końcu się złamie? A teraz przeszczepcie to pytanie na polski grunt i odnieście się do nowoczesnego świata mediów społecznościowych i cyfrowego ekshibicjonizmu. Właśnie o tym jest Hejter. Tomasz Giemza to młody, trapiony problemami przeszłości człowiek, który stara się przeżyć w rzeczywistości, w której otoczony jest fałszywymi uśmiechami i ludźmi gotowymi odwrócić się od niego, gdy tylko popełni najmniejszy błąd. Gdy jeden taki błąd zapoczątkowuje lawinę wydarzeń sprowadzających go niemal na samo dno, szukający płynności finansowej protagonista podejmuje pracę w agencji PR. Uświadamiając sobie siłę nowej pozycji, zaczyna snuć intrygę, która pozwoli mu jednocześnie się zemścić i wejść na szczyt. I muszę przyznać, że obserwowanie tego, jak Tomala knuje misterną, pajęczą sieć intryg, w której usidla po kolei swoich niedawnych przyjaciół, przybraną rodzinę, współpracowników czy wreszcie cele jego zleceń, jest zajęciem nad wyraz angażującym i intrygującym.

Choć w początkowych minutach filmu historia toczy się w ślimaczym tempie, a reżyser aż nazbyt łopatologicznie przedstawia nam, jak bardzo sfrustrowany jest bohater i w jak podłej sytuacji się znajduje, to punkt zwrotny w życiu Tomasza następuje relatywnie szybko, a film staje się znacznie bardziej przyjemny w odbiorze. Śledzenie, jak protagonista powoli stacza się w objęcia „ciemnej strony mocy”, przemieniając się w grającego na emocjach i wyrachowanego manipulatora, którego intryga zatacza coraz szersze kręgi, przenikając do świata polityki, przykuwa do ekranu jak magnes, a widz gubi się w domysłach i podejrzeniach, do czego jeszcze posunie się przepełniony zgorzknieniem i frustracją młody człowiek. I naprawdę jest na co popatrzeć, bo intryga Tomasza jest misterna, umiejętnie łączy subtelność z dosadnością i pozwala mu zemścić się na wszystkich naraz. A całość tego medialno-społecznego spisku śledzi się nad wyraz dobrze, bo poza wspomnianym powolnym początkiem produkcja Jana Komasy może poszczycić się świetnym tempem narracji i niezwykle umiejętnym budowaniem napięcia. Reżyser doskonale wie, kiedy widza kopnąć po jajach, kiedy trzymać jego nerwy jak postronki, a kiedy podsunąć marchewkę w postaci odrobiny humoru. Dzięki temu film śledzimy cały czas z uwagą, bez poczucia nudy czy dłużyzny lub też emocjonalnego przemęczenia widza.

Wiem już więc, że w kwestii scenariusz film broni się bezproblemowo. Jednak nawet najlepszy skrypt nie uratuje filmu, gdy ciała dadzą aktorzy. Na szczęście postaci w recenzowanej produkcji napisano bardzo przyzwoicie – bez porównania lepiej niż w pierwowzorze. I choć nie jest to historia, w której można by znaleźć kogoś, z kim można by sympatyzować i komu można by życzyć sukcesu – niemal wszyscy bohaterowie tej opowieść w mniejszym lub większym stopniu zasługują z różnych powodów na potępienie – to dzięki bardzo dobrym kreacjom losy tej dysfunkcyjnej ludzkiej gromady toczącej się po równi pochyłej obserwuje się z fascynacją. Oryginalna Sala samobójców była filmem, który wywindował karierę Jakuba Gierszała. Mam graniczące z pewnością wrażenie, że tak będzie i tym razem. Pomimo ograniczonego doświadczenia z kinem fabularnym wcielający się w Tomasza Michał Musiałowski daje na kinowym ekranie aktorski popis. Jego interpretacja metamorfozy z ograniczonego przeszłością i pochodzeniem amatora w bezwzględnego i bezczelnego młodego wilka jest nad wyraz przekonująca, a obserwowanie tego, jak wykorzystuje emocje i fakty, by manipulować wszystkimi wokół siebie to prawdziwa przyjemność. Choć trzeba przyznać, że to właśnie jego kreacja dominuje w produkcji, to pochwały należą się nie tylko Musiałowskiemu. Pozostała część obsady równie dobrze sprawdza się w swoich rolach – Maciej Stuhr jako prześladowany medialnie polityk-liberał jak zwykle trzyma solidny poziom, a Agata Kulesza w roli Beaty Santorskiej, szefowej agencji PR, dla której pracuje Tomasz, odnajduje się nad wyraz dobrze, łącząc na ekranie cechy agresywnej i drapieżnej businesswoman, a zarazem małostkowej, pełnej jadu i zawiści kobiety. Bardzo dobrze sprawdza się też trio Danuta Stenka, Jacek Koman i Vanessa Aleksander, które wciela się w rodzinę Krasuckich. Z pozoru otwarci, życzliwi i akceptujący są na wskroś przesiąknięci elitaryzmem i pełni fałszu. Aktorom udało się tę dwulicowość oddać niezwykle trafnie.

Ponieważ tekst ten i tak nabrał już słusznej objętości, w kwestii oprawy ograniczę się do kilku słów – jest dobrze. Produkcję cechują przyjemne dla oka zdjęcia oraz umiejętna gra światłem, cieniem i paletą barw, które bardzo dobrze podkreślają atmosferę i charakter bohaterów. Oprawa wizualna cieszy oko, a oprawa audio cieszy ucho, ponieważ reżyseria dźwięku w Hejterze również stoi na wysokim poziomie, podsuwając widzom wrażenia słuchowe o natężeniu i brzmieniu świetnie dopasowanym do prezentowanych na ekranie wydarzeń i wylewających się z nich emocji. Całości dopełnia przyzwoita, ciężka i opresyjna ścieżka dźwiękowa. Ach, no i byłbym zapomniał – motyw gry wideo, a zarazem związana z nim animacja komputerowa pojawiają się i tutaj. Co prawda technika poszła mocno do przodu, więc nie robi aż takiego wrażenia, ale sekwencje te zrealizowano bardzo porządnie i produkcja naprawdę nie musi się niczego wstydzić.

Sala samobójców: Hejter to kino, którym zdecydowanie wypada się zainteresować. To zaskakująco trafny, a zarazem zatrważający obraz świata social mediów i siły influencerów oraz wizja tego, do czego wykorzystać może tę siłę ktoś postawiony pod ścianą. To też intrygujący obraz upadku, alienacji i odczłowieczenia ukazany na tle ludzkiej małostkowości i fałszu. Intrygujący i wciągający scenariusz oraz bardzo dobre aktorstwo sprawiają, że produkcję chłonie się jednym tchem, a doskonale dopasowana oprawa to po prostu wisienka na torcie. Zdecydowanie polecam wszystkim miłośnikom kina.

Ocena: 8+/10

Tytuł: Sala samobójców. Hejter

Reżyser: Jan Komasa

Scenariusz: Mateusz Pacewicz

Obsada:

  • Maciej Musiałowski
  • Agata Kulesza
  • Danuta Stenka
  • Vanessa Aleksander
  • Maciej Stuhr
  • Jacek Koman
  • Adam Gradowski
  • Piotr Biedroń
  • Jędrzej Wielecki
  • Martynika Kośnica

Muzyka: Michał Jacaszek

Zdjęcia: Radosław Ładczuk

Montaż: Aleksandra Gowin

Scenografia: Katarzyna Sobańska

Kostiumy: Małgorzata Zacharska 

Czas trwania: 130 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus