„X-Men. Jim Lee” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 01-10-2019 23:25 ()


Miłośnicy twórczości Jima Lee w końcu doczekali się zbioru prac ze wczesnego okresu jego kariery, kiedy przebojem wkroczył w świat mutantów Marvela kierowany od ponad dekady przez legendarnego Chrisa Claremonta. Rotacja rysowników i gościnne występy sław Domu Pomysłów w ówczesnym czasie sprawiały, że trudno było jednemu z autorów na dłużej zagrzać miejsca w popularnym od lat miesięczniku Uncanny X-Men. Staż Lee również rozpoczął się od wrzucenia go na głęboką wodę, gdy podopieczni Charlesa Xaviera byli w rozsypce – wcześniej sfingowali swoją śmierć, a dokładnie otrzymali od Romy drugą szansę po morderczej batalii z Adversarym, a obecnie są poszukiwani, a na niektórych z nich, jak w przypadku Wolverine’a przeciwnicy urządzają polowania. Jednym słowem, mutanci ukrywają się po świecie, a ich dom legł w gruzach. Ich mentor z kolei nie jest obecny na Ziemi, bo jak pamiętamy, w Sądzie nad Magneto, umierający Xavier został zabrany przez swoją ukochaną Lilandrę do Imperium Shi’ar.

Niniejszy tom zaczyna się od konfrontacji z Nanny, po czym przeskakujemy wątek z nastoletnią Ororo Monroe, by następnie poznać nieco zawiłe losy, zwichrowaną psychikę i mordercze zapędy Psylocke, której wizerunek Lee odmienił (przyczyniły się do tego machinacje Spiral). Brytyjka Elizabeth „Betsy” Braddock – siostra Kapitana Brytanii – „nabrała” azjatyckich rysów, co udanie korespondowało wówczas z miejscem akcji. Heroina trafiła bowiem w ręce Mandaryna, a dodatkowo spędziła trochę czasu na Dalekim Wschodzie u boku Logana i kolejnego narybku - Jubilee. Nie dziwi to, wszak Wolverine był stałym bywalcem najważniejszych rozrób w Madripoorze. Niejako kontynuacją tego wątku, przeplatającego się ze wspomnieniami z okresu II wojny światowej jest spotkanie ww. z Czarną Wdową i przypomnienie niecodziennego sojuszu Kapitana Ameryki i Wolverine na froncie. Nie da się ukryć, że przyjemnie ogląda się tę parę herosów obijających rzesze nazistowskich zakapiorów, zwłaszcza że Lee zawsze słyną z dynamicznego kadrowania.

Później otrzymujemy historię, którą w przeważającej mierze poznaliśmy w czasie publikowania serii Uncanny X-Men przez wydawnictwo TM-Semic, czyli wątek pozbawionej mocy Rogue, która trafia pod skrzydła Magneto w Savage Land, gdzie toczy się walka o dominację z demoniczną Zaladane (przyrodnia siostra Polaris). Z kolei mutanci otrząśnięci po wydarzeniach w przełomowej wówczas historii X-Tinction Agenda (niestety poza zbiorem), muszą zmierzyć się z kolejnym niebezpieczeństwem. Gdzieś na horyzoncie majaczy bowiem zagrożenie ze strony Shadow Kinga, źle się dzieje na wyspie Muir, a dodatkowo grupa pod wodzą Storm zostaje uprowadzona przez Lilę Cheney z rozkazu Deathbird, złej siostry Lilandry. Według zasady: wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, X-Men nie mają wyboru i muszą połączyć siły z niegdysiejszą przeciwniczką, by powstrzymać… Charlesa Xaviera, który najwyraźniej postradał zmysły i stał się dyktatorem w galaktycznym imperium.

Początek niniejszego albumu nie sprawia wrażenia składnego z powodu przeskoków w zeszytach, które nieco utrudniają połapanie się w kolejnych życiowych zakrętach mutantów. Poza wątkiem nastoletniej Storm i zwerbowaniem przez nią Gambita zabrakło istotnej potyczki Reavers z Wolverine’em. Trzeba mieć na uwadze, że Lee stawiał wtedy pierwsze kroki w wielkim świecie komiksowym i był tzw. zapychaczem regularnych rysowników. Nie dziwi zresztą wybór jego kandydatury, gdyż rysunki późniejszego szefa DC przypominały ilustracje etatowych rysowników mutantów pokroju Marca Silvestri. Z tym że Lee wyrobił sobie znacznie gładszą kreskę, a swoich bohaterów pozbawił charakterystycznej dla kolegi po fachu kanciastości facjat. Widać w jego pierwszych pracach nad tym tytułem, że wiele zależy też od tego, kto tuszuje jego rysunki, a robił to z niewiarygodną precyzją Scott Williams, nadając postaciom wyrazistości.

Po przebrnięciu przez pierwsze zeszyty otrzymujemy już typową space operę w najlepszym wydaniu. To jedna z najbardziej zapadających w pamięci historii stworzonej przez Claremonta. Nie tylko dlatego, że pokazywała drużynę będącą na granicy, rozbitą, poskładaną ze starych wiarusów i żółtodziobów – jest Forge, Banshee, Logan, ale mamy też Gambita, Jubilee i Psylocke, których prowadzi oczywiście niezrównana Storm. Zwłaszcza Remy ma tutaj swoje pięć minut, co udanie podkreśla również Lee, z wirtuozerią rozrysowując jego pojedynki czy to z Loganem, czy Gladiatorem.

Nie da się ukryć, że w tamtym okresie mutanci byli jednym z najpopularniejszych tytułów w portfolio Marvela, a Claremont miał szerokie pole do popisu, bo prowadził te postaci od lat, niejednokrotnie zmieniał ich wizerunek, a także sukcesywnie i z wyczuciem wprowadzał „świeżą krew” do drużyny mutantów. Z kolei Jim Lee na tyle wyrobił się przy tym tytule, że Marvel postanowił stworzyć nową serię, której został regularnym rysownikiem. Wprawdzie w tym tomie nie otrzymaliśmy jego dokonań z okresu pracy nad miesięcznikiem X-Men, ale nic nie stoi na przeszkodzie wydawnictwu Egmont, by kontynuować przygodę Lee z mutantami.

Niniejszy zbiorek warto przyswoić, bo jest kwintesencją przygód homo superior z tamtego okresu, a także buduje podwaliny pod kolejne istotne zawirowania w świecie mutantów. To przyjemne uczucie zagłębić się w opowieść rozpisaną z pomysłem i ukierunkowaną na daną postać, która zawiera się w jednym czy dwóch zeszytach. Obecnie to zapomniana umiejętność, gdyż współcześni autorzy budują przydługawe i mało emocjonujące historie z papierowymi postaciami i bezproduktywną akcją. W przygodach X-Men pióra Claremonta i z rysunkami Lee jest moc, dlatego polecam zapoznać się z ich wyjątkową współpracą.

 

Tytuł: X-Men. Jim Lee

  • Scenariusz: Chris Claremont, Ann Nocenti
  • Rysunki: Jim Lee, Whilce Portacio, Klaus Janson, Marc Silvestri, Rick Leonardi, John Byrne, Michael Golden, Larry Stroman
  • Tusz: Scott Williams, Dan Green, art Thibert, Josef Rubinstein
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 02.10.19 r.
  • Przekład: Maria Jaszczurowska
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 312 stron
  • Format: 170x260
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-4184-1
  • Cena: 99,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus