„Człowiek, który zabił Lucky Luke’a” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 18-10-2018 23:34 ()


Zabić Lucky Luke’a to nie lada wyczyn. Niejeden złoczyńca na Dzikim Zachodzie marzy o wpakowaniu kulki natrętnemu stróżowi prawa, którego legenda sieje większy postrach wśród rewolwerowców niż on sam. Niestety na łamach sztandarowej serii wymyślonej przez Morrisa trudno szukać fabuł, w których Luke zmierzyłby się oko w oko ze śmiercią. Humorystyczny i dziecięcy wydźwięk historii prezentowanych przez duet Morris  – Goscinny oraz ich następców nie mógłby pozwolić sobie na tego rodzaju opowieść. Jednak co innego, jeśli otrzymalibyśmy fabułę przeznaczoną dla dorosłego odbiorcy.  

Lucky Luke tułając się po bezdrożach Dzikiego Zachodu, dociera do zapomnianej społeczności miasteczka Froggy Town. Niby nie dzieją się tu dziwne rzeczy, ale lokalny stróż prawa ewidentnie nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami, a jego rodzinne powiązania rzucają negatywne światło na pełnioną przez niego funkcję. Samotny kowboj dość szybko wchodzi w spór z braćmi Bone. W tle przebrzmiewa skradzione złoto i frustracja okolicznych jego poszukiwaczy. Luke dla mieszkańców miasta jawi się jako należyty stróż prawa, który rozwikła zagadkę obrabowanego transportu drogocennego kruszcu.   

W komiksie Matthieu Bonhomme’a próżno szukać humoru serwowanego wielokrotnie przez Morrisa i Goscinny’ego. To poważna historia, której już pierwsza plansza ukazująca powalonego bohatera pokazuje, że wszystko będzie rozgrywać się na poważnie jak w westernach, a nie z przymrużeniem oka. Nie ma tu miejsca na dziecinne zabawy z Daltonami czy slapstickowy humor. Jest dość gęsta, mroczna atmosfera podsycana kolejnymi wybuchami mieszkańców i niesfornego nestora rodu Bone’ów. Luke również nie jaki się jako radosny rewolwerowiec, ale bardziej jako morowy stróż prawa zawierzający sprawiedliwości. Autor pozwolił sobie w sumie na jeden motyw humorystyczny, który przewija się od początku, a koncentruje się wokół niedoboru tytoniu. Intryga została sprawnie poprowadzona, a jej rozwiązanie również nie zalicza się do szablonowych, co sprawia, że tytuł ten plasuje się wśród ciekawszych tytułów współczesnego westernu.

Bonhomme nie tylko postawił na poważniejszą wymowę przygód najszybszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie, ale zasiał też ziarno niepewności, jak jest z umiejętnościami Lucky Luke. Odpowiedzi nie udzielił wprost, a twist w tej opowieści czyni ją tym bardziej wartościową. Autor na potrzeby fabuły przystosował też graficzną stronę historii, która nie jawi się w kolorowych barwach. Twórca udanie żongluje światłocieniem, sięga odważnie po mroczniejsze barwy, osadzając fabułę w realiach nieprzyjemnego i brudnego Dzikiego Zachodu. Kolejne sceny i emocje podkreśla też z powodzeniem zmieniającą się kolorystyką, a cieplejsze barwy zostawia na refleksyjne i spokojniejsze momenty. Majstersztykiem jest scena pojedynku, gdzie Bonhomme decyduje się jedynie na niemą narrację.

Człowiek, który zabił Lucky Luke’a to dzieło dojrzałe, reinterpretujące mit niepokonanego stróża prawa Dzikiego Zachodu. Plastycznie wysublimowane i równie udanie opowiedziane. Rzecz godna uwagi nie tylko dla zatwardziałych miłośników samotnego kowboja i jego ukochanego wierzchowca.

 

Tytuł: „Człowiek, który zabił Lucky Luke’a” 

  • Scenariusz: Matthieu Bonhomme
  • Rysunek: Matthieu Bonhomme
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Maria Mosiewicz 
  • Liczba stron: 64
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Data wydania: 17.10.2018 r.
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus