„Ludzie północy” tom 1: „Saga anglosaska” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 14-09-2018 22:55 ()


Wikingowie. Lud rolników i piratów. Był czas, gdy siali paniczny strach na północnych morzach, a zapuszczali się również dużo dalej na południe. Łupili i mordowali, wierząc, że śmierć z mieczem w dłoni pozwoli im trafić do Walhalli, gdzie uczta nie będzie mieć końca, a miód będzie lał się strumieniami. Byli podróżnikami, a ich wędrówki sięgały równie daleko, jak Nowy Kontynent, „odkryty” przez Europejczyków dopiero wraz z wyprawą Krzysztofa Kolumba prawie 500 lat po Leifie Ericssonie. Tak, wikingowie. Poświęcona im seria pisana przez Briana Wooda powinna zainteresować wszystkich, którym tematyka groźnych i mężnych najeźdźców jest bliska, a także tym, którzy lubią krwiste historie. „Ludzie północy” to tytuł mocny i dość solidny, choć nie do końca równy. Trudno też powiedzieć, żeby wnosił wiele do tematu – raczej powtarza pewne utarte mity i wykorzystuje sprawdzające się schematy, jednocześnie zapewniając solidną dawkę rozrywki.

Wydania zbiorcze, na jakich bazuje Egmont, przyjęły za klucz chronologiczne uporządkowanie historii według klucza geograficznego, dlatego pierwszy cykl serii, zatytułowany „Swen, który powrócił”, znajduje się na trzecim miejscu w spisie treści tomu pierwszego zatytułowanego „Saga anglosaska”. To właśnie z tą historią wszedł w 2008 roku na rynek nowy tytuł Briana Wooda. Tytuł, który dobrze pasował do linii Vertigo i zadomowił się w nim na 5 lat (50 zeszytów).

Lektura „Sagi anglosaskiej” rozpoczyna się od krótkiej historii o młodym Edwinie. Edwin jest Anglem, młodszym synem bogobojnego człowieka, który chce, aby był on oddany chrześcijańskiej wierze, a zarazem gnębi go i upokarza, miłując bardziej swojego pierworodnego synowica. Dlatego też Edwin nie kocha swojego ojca, nie kocha swojego boga, nie kocha swojego kraju. Jak myślicie, co zrobi, kiedy u wybrzeży pojawi się wikiński skip? Myślę, że jako otwarcie serii, złożona z dwóch rozdziałów historia „Lindisfarne”, dobrze wprowadza w klimat i charakteryzuje cały komiks – pokazuje surowy świat, w którym, aby przeżyć, musisz być twardy, a twardość można zyskać, tylko kując ciało i ducha niczym żelazo. Na gorąco.

O ile wspomniana wyżej historia stanowi nawiązanie do historycznej pierwszej wikińskiej napaści na Lindisfarne w 793 roku, która zapoczątkowała czas strachu przed wikińskim toporem, historia „Krzyż i młot” nawiązuje do historycznej bitwy pod Clontarf, podczas której w 1014 roku starły się siły Irlandczyków z Munsteru z siłami Irlandczyków z Leinsteru, wspieranymi przez wikingów pod dowództwem króla Sigtrygga Silkbearda. Jednak dla Briana Wooda historia jest jedynie tłem. Istotny jest pościg grupy Normanów, pod dowództwem Ragnara Ragnarssona, za „duchem”, który morduje przybyłych na te ziemie ludzi i który wciąż wymyka się przed pościgiem. Duchem tym jest Magnus, chłop na schwał, próbujący ochronić siebie oraz własną córkę przed obławą. Rozgrywana pomiędzy ścigającym i ściganym gra naprawdę wciąga, a scenarzysta przygotował w dodatku naprawdę solidną pointę.

Moim zdaniem najciekawsza fabularnie, a także urzekająca rysunkowo, jest opowieść o Swenie, który opuścił za młody rodzinne strony, by znaleźć szczęście w dalekim Konstantynopolu jako członek gwardii wareskiej, lecz wraca na Orkady, by sięgnąć po należną mu władzę. Wood próbuje tutaj zderzyć dwie różne filozofie życia, które ścierają się w jednym człowieku i znów, bardziej niż o wikingach jako takich, mówi o ludziach. O tym, czym jest jednostka wobec dobra ogółu, o lojalności wobec współplemieńców, o tożsamości społecznej, wreszcie o honorze i odwadze.

Ogólnie rzecz biorąc, Brian Wood sprawdza się w tym autorskim projekcie. Ma sporo do powiedzenia, chętnie przy tym posiłkuje się przemocą i sięga po soczysty język – dobrze oddany w polskim wydaniu przez Paulinę Braiter. Do współpracy zaprasza różnych rysowników, dzięki czemu seria nabiera oryginalnej różnorodności stylistycznej, a ta pozwala rozróżnić od siebie poszczególne epizody. Według mnie bezsprzecznie najlepiej wypadł w tym tomie duet Davide Gianfelice/Dave McCaig, chociaż muszę przyznać, że na offsetowym, nieco grubszym i bardziej szorstkim papierze w amerykańskim wydaniu zbiorczym, rysunki, a zwłaszcza kolory, wyglądają dużo lepiej.

„Ludzie północy” to solidny tytuł osadzony w rozbudzających wyobraźnię i wciąż chętnie wykorzystywanych realiach. Może niekoniecznie pogłębiony pod względem historycznym czy kulturowym, ale sprawnie napisany. Lubicie serial „Wikingowie”? Takie proste pytanie weryfikujące pomoże wam dokonać szybkiego wyboru, czy ta lektura jest dla was. Na pewno zostawia w tyle takie pozycje jak „Vei” czy „Konungowie”, z kolei ustępuje takiemu tytułowi jak „Eryk Rudy. Opowieść zimowa” Sørena Mosdala. W każdym razie warto.

 

Tytuł: „Ludzie północy” tom 1: „Saga anglosaska” 

  • Scenariusz: Brian Wood
  • Rysunki: Dean Ormston, Daniel Žeželj, Davide Gianfelice i inni
  • Wydawca: Egmont
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 464 strony
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-3426-3
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.


comments powered by Disqus