„X-Men” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: winniczek

Dodane: 06-08-2006 09:49 ()


To był wielki krok w ekranizacji komiksów na dużym ekranie. Tak pokrótce można powiedzieć o X-Men Bryana Singera. Osławiony wspaniałymi Podejrzanymi reżyser nadał gatunkowi superhero movie blasku, o jakim mogli tylko pomarzyć inni. Przełom wieku dla ekranizacji komiksów nie był zbyt udany. Dwa ostatnie Batmany Schumachera okazały się klapą, nowy Superman pod okiem Tima Burtona nigdy nie wzleciał w niebo, a Marvel zabierał się za swoje ekranizacje tak nieporadnie, że posprzedawał większość praw i co najwyżej mógł patrzeć, jak inni niszczą budowaną od lat markę. Pierwsze symptomy zmiany dał Blade, jednak to X-Men – komiks o drużynie, a nie jednym bohaterze - miał stanowić przełom. I tak się stało. Mutanci zawładnęli wyobraźnią widzów, a kino łaskawiej spojrzało na potencjalny rozwój tego gatunku.

X-Men Bryana Singera to przełom, a jednocześnie film bardzo bezpieczny, ograniczony do niewielkiej ilości postaci, wręcz kameralny. Fabuła zasadza się na rywalizacji między Xavierem a jego odwiecznym rywalem, okazjonalnie druhem, Magneto. Pierwszy z nich stworzył szkołę dla uzdolnianej młodzieży przejawiającej szczególne umiejętności. Jednocześnie z najzdolniejszych mutantów uformował grupę, która może w razie zagrożenia szybko reagować. Na ich drodze pojawiają się nowi homo superior - dziki i niepokorny Logan oraz przestraszona i wycofana Anna Marie, znana jako Rogue. Oboje trafiają pod strzechy Xaviera, jedno znajduje tu bezpieczny azyl, drugie szuka odpowiedzi na dręczące pytania. Tymczasem Magneto wraz ze swoim bractwem pragnie pokazać ludzkości, jak to jest być mutantem, aby wszyscy stali się nagle braćmi. Jego szalony plan może kosztować życie mieszkańców miasta.

Singer odszedł od krzykliwych i kolorowych kostiumów komiksowych bohaterów na rzecz bardziej mrocznych i uniwersalnych. Zdecydował się na trzon najznamienitszych X-Men, formując grupę z Cyclopsa, Jean Grey, Storm i Wolverine’a. Na ich drodze postawił Mistrza Magnetyzmu wspieranego przez Sabretootha, Mystique i Toada. Nie jest to najbardziej spektakularny film, ale Singer znalazł receptę na połączenie sensownej fabuły ze sporą dawką humoru i dynamiczną akcją. Dzikość Wolverine’a, w którego wcielił się debiutant Hugh Jackman postawił za atutów tej opowieści.

Singer, mając świadomość ograniczeń budżetowych, nie szarżował, a postawił na tajemniczość i żywiołowość postaci. Pierwszy raz widzimy tych bohaterów na dużym ekranie, którzy nie wypadają sztucznie czy patetycznie, a sprawiają wrażenie wyrzutków społecznych, piętnowanych przez społeczeństwo, odnajdujących schronienie w instytucie Xaviera. Autor delikatnie zaznaczył wątek alienacji i odmienności, braku tolerancji i potrzeby akceptacji. Film podkreśla wszystkie założenia, które przyświecały Stanowi Lee, kiedy tworzył zespół mutantów. To udany mariaż poważnej tematyki oraz akcji. Nie ma tutaj wymyślnych zabiegów fabularnych ani wybuchowych sekwencji akcji, ale wszystko jest poukładane na swoim miejscu i przyzwoicie zagrane.

Mutanci Marvela zawsze zajmowali szczególne miejsce w ofercie tego wydawnictwa i nic dziwnego, że na nich spadł ciężar nadania filmowemu gatunkowi superhero nowej jakości. X-Men podołali zadaniu, a Singer udowodnił, że czuje tę konwencję, jak nikt inny. Nie tylko skupił się na akcji, ale też na wszelkich problemach trawiących społeczność mutantów. Powstał film dystansujący inne ekranizacje komiksów o co najmniej dwie długości. X-Men mieli szczęście, trafiając na wizjonera, a nie wyrobnika. To solidne i świeże spojrzenie na komiksowe ekranizacje, inicjujące nowy trend w kinie. Od mutantów wszystko się zaczęło.

7/10

Tytuł: „X-Men” 

Reżyseria: Bryan Singer

Scenariusz: David Hayter

Obsada:

  • Patrick Stewart
  • Hugh Jackman
  • Ian McKellen
  • Halle Berry
  • Famke Janssen
  • James Marsden
  • Anna Paquin
  • Rebecca Romijn-Stamos
  • Bruce Davison
  • Ray Park
  • Shawn Ashmore
  • Tyler Mane

Muzyka: Michael Camen

Zdjęcia: Newton Thomas Sigel

Montaż: Steven Rosenblum, Kevin Stitt, John Wright

Scenografia: James Edward Ferrell Jr. 

Kostiumy: Louise Mingenbach

Czas trwania: 105 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...