„Blacksad. Piekło, spokój” – recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 06-01-2018 23:42 ()


John Blacksad odwiedza tym razem kolebkę jazzu i bluesa. Do Nowego Orleanu sprowadziły go oczywiście sprawy zawodowe. Prywatny detektyw i jego współpracownik Weekly próbują rozwikłać zagadkę zaginięcia utalentowanego muzyka jazzowego. Umierający na raka producent muzyczny Fausto Lachapelle chce przed śmiercią uregulować swoje sprawy. Jedną z nich jest odnalezienie Sebastiana „Little Handa” Fletchera. Genialny muzyk jazzowy, którego producent traktuje jak syna, zniknął kilka miesięcy wcześniej. Niepokój Lachapelle’a jest tym większy, że mimo świetnie zapowiadającej się kariery Fletcher przestał grać i popadł w uzależnienie od heroiny. Blacksad przyjmuje zlecenie i wspólnie z Weeklym rozpoczyna poszukiwania. Po raz kolejny odkrywa powoli mroczne karty przeszłości, ryzykując własne życie.

Czwarty tom serii to po raz kolejny świetna fabuła, odpowiednio zbudowany nastrój oraz przepiękne rysunki. Śledztwo prowadzone przez Blacksada znów prowadzi do zaskakującego i poruszającego finału, tym razem wyśpiewanego w rytm wstrząsającego bluesowego wyznania. W tle oglądamy rozśpiewany i roztańczony Nowy Orlean, którego ulice mienią się wszystkimi kolorami tęczy, a mroczne wnętrza klubów toną w mroku papierosowego dymu. Kluczową rolę w tym komiksie gra muzyka. Autorzy nie tylko pokazują miasto, które nią żyje, ale także wykorzystują kilka piosenek w charakterze ścieżki dźwiękowej. Muzyka wybrzmiewa tu niemal z każdej planszy. Słychać ją zarówno na gwarnych ulicach, jak i dusznych wnętrzach nocnych klubów Nowego Orleanu. Muzycy są tu również głównymi bohaterami. Sebastian „Little Hand” Fletcher i jego trzej towarzysze, producent Fausto Lachapelle oraz zastępy muzyków, których spotykamy w każdym nocnym klubie, nadają tej opowieści odpowiedni rytm.

I właśnie w tym kontekście można mieć pewne zastrzeżenia do tłumaczenia tytułu. Oryginalny tytuł „El inferno, el silencio” należało chyba oddać jako „Piekło, cisza”. Wynika to nie tylko z dosłownego znaczenia powyższych słów, ale przede wszystkim z kontekstu. Tytuł stanowi nawiązanie do poruszającej sceny, w której Fausto Lachapelle w rozmowie z Blacksadem mówi, czym jest dla niego piekło – „Jak pan wyobraża sobie piekło, panie Blacksad? Dla mnie to miejsce bez muzyki... Kompletna cisza”. Cisza użyta jest tu zatem w znaczeniu negatywnym, zupełnie innym niż spokój. Nie chodzi tu przecież o kojącą, spokojną ciszę, ale właśnie o ciszę, która staje się czymś nieznośnym, piekłem. Ciszę, która jest dojmującym brakiem muzyki. Tymczasem polski tytuł w połączeniu z kojącą okładką sugeruje coś zupełnie odwrotnego.

Ponownie w samych superlatywach można wypowiadać się natomiast o rysunkach. Juanjo Guarnido w mistrzowski sposób portretuje miasto żyjące muzyką i tańcem. Zadymione nocne kluby utrzymane są w ciepłej sepii kontrapunktowanej tu i ówdzie krzykliwymi światłami neonów, a ulice podczas słonecznych dni mienią się różnymi kolorami, które wręcz eksplodują podczas ulicznych zabaw karnawałowych. Znów dużą rolę odgrywa tu genialne posługiwanie się światłem. Warto zwrócić uwagę na scenę w pokoju producenta muzycznego, w której wpadające przez okno promienie słoneczne aż rażą w oczy. Niezwykle efektownie wygląda też sekwencja rozmowy syna Fausto Lachapelle’a z Blacksadem oświetlana przez słońce przebijające się przez liście drzew. Oryginalne kadrowanie, pomysłowe projekty postaci, wymowna mimika – to wszystko cechy, które wymieniałem już w recenzjach poprzednich tomów i teraz wypadałoby po prostu wszystko to powtórzyć, znów zachęcając czytelników do podziwiania graficznej warstwy komiksu.

Czwarty tom serii „Blacksad” utrzymuje poziom poprzednich odsłon opowieści o prywatnym detektywie i jego wspólniku. Ciekawa fabuła, piękne rysunki oraz intrygujący bohaterowie to kluczowe atuty tego komiksu. John Blacksad chociaż skrywa swoje prawdziwe oblicze za maską cynizmu i bezwzględności z każdym kolejnym tomem okazuje się niezwykle wrażliwym i szlachetnym człowiekiem... to znaczy kotem. Choć potrafi być szorstki, to jednak oczywiste jest, że to tylko pozory. Doskonałym uzupełnieniem tej postaci jest Weekly. Choć ich znajomość zawarta podczas poszukiwań porwanej dziewczynki („Arktyczni”) nie zaczęła się w zbyt fortunny sposób, to szybko okazało się, że są oni po prostu dla siebie stworzeni. Weekly zapewne nie tylko odpowiednią dawkę scen humorystycznych, ale jest także dla Blacksada prawdziwym wsparciem. Lektura opowieści o ich przygodach to prawdziwa uczta.

 

Tytuł: „Blacksad. Piekło, spokój”

  • Tytuł oryginału: „Blacksad. Vol 4. El inferno, el silencio”
  • Scenariusz: Juan Diaz Canales
  • Rysunki: Juanjo Guarnido
  • Tłumaczenie: Joanna Jabłońska
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 07.12.2017 r.
  • Wydawca oryginału: Dargaud
  • Data wydania oryginału: 2010
  • Objętość: 56 stron
  • Format: 240x320 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus