„Skalp” tom 5 - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 19-08-2017 11:23 ()


W jubileuszowym, pięćdziesiątym zeszycie „Skalpu”, otwierającym ostatni tom zbiorczego wydania serii, Jason Aaron zawarł na kilku stronach niewygodną prawdę na temat historii „rytuału” skalpowania. A mianowicie powiedział parę gorzko wymownych słów na temat tego, kto i dlaczego lubował się w skalpowaniu, natomiast R.M. Guéra postawił parę soczyście wymownych kresek, by uczynić ten przekaz jeszcze mocniejszym. Dziki Zachód był miejscem, gdzie biały człowiek stawał się drugiemu wilkiem, lecz w tym komiksie współczesne Stany Zjednoczone są nie mniej dzikie, o czym można było się przekonać na przestrzeni poprzednich odcinków. A jako że po drodze przelano hektolitry krwi, nie trudno odgadnąć, że w finale również poleje się ona strumieniami, a krwawić będą wszystkie najważniejsze postaci tego dramatu.

Nie trudno się spodziewać, że pokiereszowani na ciele i duszy bohaterowie nie odpuszczą do samego końca, a nic tak trafnie nie ilustruje sytuacji, w której zostają ostatecznie postawieni, jak meksykański impas, czyli moment, kiedy trzej ludzie mierzą do siebie nawzajem z pistoletów. Godne podziwu jest, że scenarzysta tak bardzo zagmatwał zależności między wszystkimi najważniejszymi bohaterami, że w pewnym momencie te nici relacji zaczęły ściskać ich bardzo mocno, pętając niczym wprawny cowboy cielaka albo masarz baleron. Skutki takiego spętania mogą być tragiczne...

Ostatnie rozdziały „Skalpu” nawet nie tyle zaskakują rozwojem wydarzeń, za to uderzają w czytelnika niesamowicie silnym ładunkiem emocjonalnym. Obok tego, co ma miejsce na kolejnych planszach, po prostu nie da się przejść obojętnie. Chodzi przecież o losy bohaterów poznawanych przez kilkaset, a łącznie grubo ponad tysiąc stron. I chociaż większość czytelników zapewne wymieni Dashiela Złego Konia jako pierwszoplanową postać komiksu, ja pokuszę się o stwierdzenie, że jest nią w takim samym stopniu Lincoln Czerwony Kruk. „Skalp” portretuje tragiczne życie rdzennych mieszkańców Ameryki, tymczasem ten doświadczony życiem Indianin, którego ścieżka prowadząca do momentu, w którym odnajdujemy go na samym początku historii, była doprawdy kręta, reprezentuje całym sobą to, do czego biali ludzie zepchnęli czerwonoskórych. Dashielowi pod tym względem wiele brakuje, ponieważ on z rezerwatu uciekł i wbrew naukom matki nie traktował go jako własnego domu. Oczywiście Aaronowi udało się wykreować w całej serii wiele wyrazistych osobowości – co w dużej mierze stanowi o sile komiksu – jednak to tych dwóch bohaterów, od samego początku pozostających w konflikcie, a jednocześnie związanych przeznaczeniem, napędzało akcję. A czy sam finał spełnia oczekiwania? Pewnie.

„Skalp” jest jednym z wielu tytułów, które miały okazję zaistnieć dzięki Karen Berger, byłej już dyrektorce wydawniczej Vertigo – obrośniętego kultem imprintu DC Comics – i można go z czystym sumieniem postawić na półce obok „Sandmana” czy „Kaznodziei”. Jason Aaron miał wielkie szczęście stworzyć swoje opus magnum właśnie w tym wydawnictwie, zapisując się na zawsze w jego historii. Nie inaczej było zresztą zarówno z Neilem Gaimanem, jak i Garthem Ennisem. Używając najprostszych słów, „Skalp” to po prostu świetny komiks. Warto go znać.

 

Tytuł: „Skalp” tom 5

  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Rysunek: R. M. Guera, Igor Kordey, Timothy Truman, Jill Thompson, Jordi Bernet, Denys Cowan, Dean Haspiel, Brendan McCarthy, Steve Dillon
  • Kolory: Patricia Mulvihill, Giulia Brusco
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
  • Data publikacji: 03.08.2017 r.
  • Liczba stron: 252
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 89,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus