„Lis": „Obława"/„Incognito": „Kolory grozy, cz.2" - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 10-05-2016 10:01 ()


„Lis” i „Incognito”, dwie sztandarowe serie z Sol Invictus uniwersum, które zyskały swoich czytelników, dwa kolejne kamyczki do polskiego ogródka superhero. Co je łączy, a jakie są między nimi różnice i kto wygrywa wirtualny pojedynek między nimi?

Z uwagi na fakt, że „Lis” ukazał się już w czterech odsłonach, a „Incognito” ma na swoim koncie siedem części (z czego część wydana internetowo, a część w ramach „Strefy Komiksu”) dużej części polskich komiksiarzy są one znajome i wiedzą też czego można się po nich spodziewać. W związku z tym warto tym razem podejść do tematu nieco inaczej i pokusić się o porównanie obydwu tytułów. Jak to wyjdzie w praktyce i czy z opinią się zgodzicie (a może macie własne obserwacje) to już sprawa zupełnie inna. Namawiam do polemiki choćby w komentarzach. A zatem, do dzieła.

 

Okładki

 

Co prawda nie należy oceniać książki po okładce, ale z racji tego, że czytelnicy to również wzrokowcy, ta część zeszytu ma niebagatelne znacznie w podjęciu decyzji, biorę czy odpuszczam (tak, owszem zdarzyło mi się zakupić komiks tylko dla okładki, ale to był Bisley więc powinniście zrozumieć). Wracając jednak do naszego pojedynku. „Lisie” okładki wyróżniają się dynamiką (szczególnie część druga i czwarta), a także efektownymi kolorami. Wyjątkiem jest część pierwsza, która była dość mroczna, ale przy tym klimatyczna. Wydawca oferuje też okładki alternatywne i tak np. czwartą część zilustrował Rafał Szłapa (to tak jak z Bisleyem – wystarczający powód do zakupu zeszytu).”Incognito” natomiast oferuje nam nieco bardziej stonowane rysunki, ale z wykorzystaniem świetnie ze sobą współgrającej czerni i czerwieni. Przez takie akurat barwy, oprawy te mają wyjątkowy charakter. Warto pamiętać, że nieco inaczej sprawa się miała w pierwszych częściach, gdyż wówczas format komiksu był sporo większy, a okładki nie były lakierowane, jak to ma miejsce obecnie.

Werdykt 1:1 - dla „Lisa” punkt za okładki alternatywne i dynamikę, a „Incognito” nadrabia doborem kolorów.

 

Scenariusz

 

Czym byłby komiks bez scenariusza? Zbiorem grafik, które nie wywoływałyby pewnie takiego uczucia jak gotowa historia. I choć w nurcie superhero opowiedziano już naprawdę bardzo dużo i ciężko jest stworzyć coś bardzo oryginalnego (to zresztą często powtarzany zarzut w stosunku do „Białego Orła” braci Kmiołek), to jednak, aby chcieć sięgnąć po dany komiks musi on oferować coś więcej niż tylko naparzankę facetów w trykotach. Obydwa tytuły różnią się pod tym względem dość znacząco. Pomysły twórców, choć momentami podobne, to jednak jako całość prezentują się całkowicie odmiennie. Lis jest efektem działań w Instytucie Genetyki w Londynie. Gdy bohater ten wraca do Polski chce wykorzystać swoje możliwości w niezbyt szczytnych celach, gdyż zostaje złodziejem. Szybko jednak okazuje się, że musi on wykorzystać swoje umiejętności do walki z kimś, kto sam siebie uznaje za strażnika ładu i porządku, ale często przekracza w tym granice (coś na zasadzie Punishera). W wolnych chwilach Lis prowadzi normalne życie w gronie znajomych, przed którymi ukrywa swoją tożsamość. Plusem tej historii jest realność toczących się wydarzeń (oczywiście pamiętając, że to przecież komiks i to superbohaterski), a także oddanie realiów życia w Polsce. W komiksie nie brakuje akcji, ale sam główny wątek jest prowadzony w sposób ciekawy i konsekwentny, przez co różne postaci, momentami wydawać się mogą drugoplanowe, co jakiś czas przewijają się w komiksie i czujemy podskórnie, że cała ta akcja będzie miała efektowny finał. 

 

W „Incognito” sprawa jest o tyle inna, że niekiedy historia toczy się na dwóch płaszczyznach realnej i takiej nieco fantastycznej, czego mieliśmy przykład w ostatniej odsłonie serii, kiedy to mocno psychodeliczny i narkotyczny rozdział „Wyśniona” powodował, że nie wiemy czy historia to jawa, czy sen. Same postaci również są nieco mniej realne niż w „Lisie”, a sposób prowadzenia narracji wprowadza niekiedy drobny chaos, gdyż nie jest on zawsze spójny i równy. To w dużej mierze efekt tego, że poszczególne rozdziały przeskakują w wydarzeniach i miejscach, w których toczy się akcja vide szósty zeszyt.

Werdykt 2:1 dla „Lisa”. „Lisia” opowieść bardziej trzyma w napięciu, jest spójna i po prostu dzieje się tam więcej nie tylko na głównym planie, ale i tam nieco obok niego. Warto zwrócić uwagę na postać policjanta Zbyszka, która choć drugoplanowa to jednak charakterna i intrygująca.

 

Rysunek

 

Cóż, scenariusz scenariuszem, ale i rysunki w komiksie są piekielnie ważne. Rysunki  w ”Lisie” są w stylu nieco szkicowanym i niezwykle efektownym. Dzieje się na nich bardzo dużo, efektowny jest też dobór kolorów, które nadają im jeszcze większej dynamiki. Twórcy nie unikają (szczególnie w „czwórce”) scen brutalnych i nie boją się ukazać krwi, ale również poprzez zaprezentowanie charakterystycznych punktów, wskazują, gdzie toczy się akcja. Pomimo tego, że odpowiadają za nie różne osoby, tj. Dorota Papierska i Jakub Oleksów, to zachowują podobną stylistykę i nie wprowadzają tym samym zamętu. Nieco inaczej wygląda to w „Incognito”, gdzie również zdarzało się, że główni twórcy oddawali łamy komiksu innym, ale tam nie wychodziło to najlepiej. Rozdział „Pożegnanie” odbiega dość mocno od pozostałych zarówno rysunkowo, jak i z nałożonymi kolorami. W tym wypadku eksperymentowanie nie wyszło opowieści na dobre. Poza tym już na pierwszy rzut oka można dostrzec, że jest to komiks bardziej mroczny, bo i sama paleta barw, która jest wykorzystywana jest całkowicie odmienna od tej w „Lisie”. Wydaje się też, patrząc na „Incognito”, że łatwiej dostrzec w nich pracę na komputerze, czego ja osobiście nie do końca lubię.

Werdykt 3:1, „Lis” urzekł mnie swoim dynamicznym rysunkiem i efektownymi kolorami, choć doceniam mroczny i ciężki klimat panujący w „Incognito”, to jednak przyjemniej ogląda mi się ten pierwszy komiks.

 

Bohaterowie

 

W tym wypadku i „Lis” i „Incognito” mają do zaoferowania czytelnikom coś innego, ale równie dobrego. Obydwu łączy to, że są to normalne osoby, które toczą też swoje prywatne życie porównywalne do większości z nas, ale diametralnie różnią się mocami. W zasadzie to „Incognito” takowych nie posiada, wszystko dzięki czemu może działać zawdzięcza sobie i swoim pomysłom. To bardzo ciekawe podejście do tematu i postać ta w jakiś sposób staje się oryginalna. „Lis” to z kolei efekt eksperymentów co już przecież znamy, natomiast ciekawe jest to, że nie do końca jest on postacią dobrą, a jego rywal złą. Są one dwuznaczne moralnie, przez co też zyskuje scenariusz tej historii. Na pewno jednak to „Lis” ma ciekawszego przeciwnika, gdyż w „Incognito” nie dość, że niewiele o nim wiemy to jeszcze rozmywa się to na kilka różnych postaci. Dla tej serii natomiast plus za efektowną „heroinę”, która też odgrywa w nim znaczącą rolę.

Werdykt 4:2. W tym wypadku remis, gdyż obydwa tytuły dają czytelnikowi jakiś efektowny i przyciągający element.

 

Klimat

 

Cóż można napisać... obydwa tytuły są dość różne. „Lis” to rozrywka supebohaterska w czystej postaci. Dużo walk, wielki spisek i tajemnicze moce, ale podane w bardzo przystępny sposób. „Incognito” to klimat nieco mroczniejszy, o wiele bardziej tajemniczy i wymagający zdecydowanie większego skupienia od czytelnika. Wydaje mi się też, że w „Lisie” lepiej rozpisane są dialogi, a przede wszystkim jest ich więcej niż w „Incognito”. Przez to, choć obydwa komiksy czyta się ekspresowo to jednak więcej czasu spędzimy nad tym pierwszym, a przy tym dowiemy się zdecydowanie więcej o postaciach i toczących się właśnie wydarzeniach.

Werdykt 5:2 - cóż, tu już kwestia gustu, ale ja lepiej bawię się przy „Lisie”.

 

Podsumowanie

 

W moim prywatnym pojedynku lepiej wypadł „Lis”. Pragnę jednak podkreślić, że nie oznacza to, że drugi tytuł jest słaby, a jedynie tyle, że „Lis” wyróżnia się na krajowym rynku superbohaterskim.  Obydwa te komiksy – dzięki różnicom – oferują czytelnikom coś nieco innego i, choć wydawać się może, że „Lis” jest tym lepszym i bardziej efektownym to nie przekreślałbym szans „Incognito”. Warto byłoby jednak, i tu kieruje słowa do wydawcy, aby pomyśleli o wydaniu zbiorczym obydwu tytułów, tak aby można było je przeczytać w zebranej i ujednoliconej (to głównie o „Incognito”) formie.

 

Bonus

 

„Lis” przygotował dla swoich czytelników niezwykłą niespodziankę na Dzień Darmowego Komiksu, a mianowicie opowieść „Respawn”, w której poznajemy dalsze losy wspomnianego wcześniej policjanta Zbyszka. Po ostatniej walce ze Strażnikiem wpakował się on, bowiem w niezłe tarapaty, a rzeczony rozdział wyjaśni (?) nam jak potoczyły się jego dalsze losy... Gwarantuję, że choć rozdział nie jest długi to ma w sobie ogromną dawkę emocji. Takiego klimatu dodaje mu też czarno-biała stylistyka tego komiksu. Zdecydowanie zachęcam do zerknięcia do tego dodatkowego komiksu, bo wnosi on dość dużo do głównej historii.

 

Tytuł: „Incognito”  #7: „Kolory grozy, cz.2"

  • Scenariusz: Piotr Czarnecki, Agnieszka Biskup
  • Ilustracje: Łukasz Ciżmowski
  • Okładka: Łukasz Ciżmowski
  • Wydawca: Sol Invictus
  • Data premiery: 8 kwietnia 2016 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 17 x 26 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Liczba stron: 32
  • Cena: 10 zł

Tytuł: "Lis" #4: "Obława" 

  • Scenariusz: Dariusz Stańczyk
  • Rysunki: Dorota Papierska
  • Kolory: Jakub Oleksów
  • Tusz: Jakub Oleksów
  • Wydawca: Sol Invictus
  • Data wydania: 8 kwietnia 2016 r.
  • Liczba stron: 32
  • Format: 170 x 260mm
  • Okładka: miękka
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 10 zł

Dziękujemy wydawnictwu Sol Invictus za udostępnienie egzemplarzy do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus