"Córki dancingu" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 31-12-2015 22:03 ()


Musical jako gatunek filmowy w polskim kinie praktycznie nie istnieje. Królują komedie wszelkiej maści, co też nikogo nie powinno dziwić. Niewymagający widz częściej wybierze lekkie kino z domieszką humoru niż smętny dramat czy ambitne dzieło o psychologicznym posmaku. Toteż cieszyć powinny wszystkie inicjatywy starające się poszerzać ofertę rodzimej kinematografii o inne, niż komedie, gatunki.

„Córki dancingu” zabierają nas do peerelowskiej rzeczywistości, ale nie tej szarej i przygnębiającej, a rozśpiewanej i tętniącej życiem kolorowych neonów nocnych klubów, zaś głównymi bohaterkami czynią syreny – Złotą i Srebrną. Dwie siostry wzbudzają zachwyt członków muzycznego bandu, grającego disco w jednym ze stołecznych lokali. Szybko stają się gwiazdami estrady, uwodząc swym aksamitnym głosem, a także baśniowym rodowodem. Biznes nakręca się sam, bo któżby nie chciał zobaczyć prawdziwej syreny. Nieprzystosowane do świata ludzi dość szybko ulegają żądzom, jedna na zabój zakochuje się w basiście, druga – czując niezaspokojone łaknienie krwi – wybiera się na łowy.

Agnieszka Smoczyńska w swoim debiucie zaprasza nas w tany z dwoma nimfami. O ile część estradowa kusi oko widza celowo przerysowaną tandetą i kiczem, to już poruszanie tematu bolesnego wkraczania w dorosłość, potrzeby miłości, a także uczucia odrzucenia jest zlepkiem chaotycznych scen rozbijających cały koncept filmu. Gdzieś w nadmiarze metafor, barwnego trybu życia, branżowych szlagierów, ulatnia się istota fabuły. Autorka nie potrafi zdecydować się czy dalej brnąć w musical, przemienić go w soczysty horror czy podążyć drogą fantasmagorycznych wizji. I gdy wydaje się, że dzięki żywiołowej naturze Złotej doczekamy się upragnionego gore, w zamian otrzymujemy płytki romans, z jedną z najbardziej niedorzecznych scen, nawet jak na kino z elementami fantastyki. Tandeta tandetą, kicz kiczem, ale przykro się to ogląda. Na pewno całości przyświecał konkretny pomysł, jednak jego realizacja nie pozwala ocenić filmu pozytywnie. Druga jego połowa jest męcząca, pozbawiona emocji czy nawet szokujących ekstrawagancji. Szkoda, bo widać, że kino wymykające się schematom ma coraz większą szansę zaistnieć na naszych ekranach.

Z gwiazdorskiej obsady najlepsze wrażenie pozostawiają syreny, czyli Marta Mazurek i Michalina Olszańska, uwodząc wzrokiem, flirtując z widzem. Zwłaszcza Michalina wcielająca się w Złotą z powodzeniem sportretowała upiorną femme fatale. Młoda aktorka gra bez kompleksów i nie boi się odważnych scen. „Córki dancingu” są bardzo feministycznym filmem, tu kobiety stanowią o sile, a mężczyźni są w ich rękach jedynie zabawkami.

 

Z gatunkowego miszmaszu nie udało się stworzyć dzieła przełomowego, a nawet utworu, przyciągającego uwagę rodzimego odbiorcy. Jeżeli z seansu jeszcze przed jego połową uciekają widzowie, to znaczy, że albo nie są gotowi na taką tematykę, albo zwyczajnie „Córki dancingu” zawodzą na całej linii. Na pewno był w tym projekcie jakiś czar, urok, ale niestety prysł tak szybko jak syreni śpiew.  

 

Tytuł: „Córki dancingu"

Reżyseria: Agnieszka Smoczyńska

Scenariusz: Robert Bolesto

Obsada:

  • Marta Mazurek
  • Michalina Olszańska
  • Kinga Preis
  • Andrzej Konopka
  • Jakub Gierszał
  • Zygmunt Malanowicz
  • Magdalena Cielecka
  • Katarzyna Herman

Muzyka: Ballady i Romanse

Zdjęcia: Jakub Kijowski

Montaż: Jarosław Kamiński

Scenograf: Joanna Macha, Anna Pabisiak

Kostiumy: Katarzyna Lewińska

Czas trwania 92 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus